Włączanie dzieci do sporu politycznego jest odrażające. A taki jest skutek tzw. strajku rodzicielskiego, którego pierwsza odsłona odbyła się 10 marca. Następne szykowane są w szkołach co miesiąc. Aż do skutku, którym ma być wycofanie się rządu z reformy edukacji - pisze na łamach najnowszego wydania tygodnika „wSieci” Konrad Kołodziejski.
Trudno powiedzieć, kiedy i jak skończy się szaleństwo antypisu. Bo szaleństwem jest przecież angażowanie dzieci w wyniszczający spór polityczny. Tak zwany strajk rodzicielski w polskich szkołach polega bowiem na nieposyłaniu dzieci na lekcje w proteście przeciwko likwidacji gimnazjów. Czy „protestujący” zafiksowani na punkcie walki z rządem pomyśleli przez chwilę o tych dzieciach, które – mimo wezwań do nieobecności – przyszły tego dnia do szkoły? Bo ich rodzice nie chcieli się angażować w wojnę, bo musieli iść do pracy, bo nie zgadzali się z postulatami protestujących?
Czy przyszło im do głowy, że wzywając do „strajku”, dzielą uczniów na dwie grupy, z których jedna – pewnie ta, która znajdzie się w mniejszości – będzie stygmatyzowana przez drugą? Strajk rodzicielski przypomina w swoim zamyśle niechlubną ideę „czarnych protestów”, na których kobiety – ubierając się lub nie na czarno – musiały się opowiedzieć publicznie po jednej ze stron sporu, niezależnie od tego, czy w ogóle czuły się jego stroną. Wystarczyło bowiem ubrać się na niebiesko, aby automatycznie zostać uznaną za zwolenniczkę „reżimu”. W przypadku „strajku rodzicielskiego” również wystarczyło po prostu przyjść do szkoły na lekcje, aby natychmiast narazić się na szykany ze strony tych, którzy w piątek zrobili sobie wolne.
Wysługiwanie się dziećmi w politycznych porachunkach między dorosłymi jest obrzydliwe i odpychające. Ludzie, którzy stoją za takimi inicjatywami, nie myślą o dzieciach, lecz wyłącznie o sobie. Kierują nimi polityczne fobie tak silne, że gotowi są wystawić własne, a przy okazji cudze dzieci w charakterze zakładników na wojnie z prawicą. Na to nie powinno być zgody ani rządu, ani kuratoriów, ani dyrekcji szkół. Przede wszystkim jednak powinni zabrać głos rodzice, którzy – bez względu na poglądy – nie życzą sobie, aby ich dzieci mieszać do politycznych wojenek. Wprowadzania politycznych podziałów do szkół nie usprawiedliwiają żadne, nawet najbardziej uzasadnione postulaty. Jeśli zwolennicy gimnazjów chcą ich zachowania, niech pikietują ministerstwo, niech zbierają podpisy pod referendum, ale wara im od wplątywania w to dzieci.
Cały artykuł na łamach tygodnika „wSieci”. Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/331565-wlaczanie-dzieci-do-sporu-politycznego-jest-odrazajace-a-taki-jest-skutek-tzw-strajku-rodzicielskiego