Jak już do mnie dotarło co się dzieje kilka kroków od dawnego „Stadionu Dziesięciolecia”, to od razu zacząłem myśleć o tym, co ON by zrobił, jakby żył i się o tym wszystkim dowiedział. ON - czyli Karol Wojtyła, Jan Paweł II, robotnik, aktor, student, poeta, ksiądz, biskup, kardynał, papież. Dla większości Polaków niezależnie od wyznania czy „bez wyznania” człowiek-drogowskaz, sumienie, nadzieja, azyl. Dla praktykujących katolików po prostu jeden ze świętych. Dla polskich katolików święty wyjątkowy bo przez wielu z nich spotkany osobiście. Dlatego tak po ludzku bardzo bliski, wręcz namacalny.
Jestem pewien że ON tym wszystkim ludziom od „Klątwy” codziennie teraz odbywanej w Warszawie w pobliżu dawnego „Stadionu Dziesięciolecia” od razu by przebaczył, sam pomodliłby się za nich, a na końcu poprosiłby wszystkich Polaków o modlitwę w ich intencji. Co więcej, to ON nie nazywałby ich inaczej jak „bracia od Klątwy”. ON by tak zrobił gdyby żył. ON chciałby żebyśmy „Klątwę” potraktowali jako próbę swojego człowieczeństwa i żebyśmy pokochali razem z NIM tych wszystkich „braci od Klątwy”. Bo ON kochał ludzi. Wszystkich. Najbardziej tych od wszelkich klątw na całym świecie.
I chociaż wiem że w rezultacie to ON ma rację to… przepraszam; nie mogę; nie potrafię; nie umiem.
Już tak miewałem. Szczególnie w młodości.
Nie modliłem się za Ali Agcę. ON o to prosił a ja po prostu nie mogłem.
Nie byłem „dobry” dla żadnego zomowca czy ubeka, który na demonstracjach lał mnie pałką, wodą i czym popadło. Tam i wtedy na warszawskich ulicach i placach bynajmniej nie zwyciężałem „zła dobrem”, ale jak tylko mogłem to oddawałem, a potem uciekałem co sił w nogach. Prawie zawsze się udawało.
Nie zachowywałem się zgodnie z JEGO nauką i wskazówkami, nie mówiąc już o apelach księdza Jerzego wtłaczanych na każdej Mszy za Ojczyznę do młodych rozpalonych warszawskich łbów.
Dlaczego tak właśnie wtedy robiłem? Nie wiem!!! Może z młodości, może z gniewu, może ze strachu, może żeby strach zagłuszyć, może z głupoty, może z próżności, może z tego wszystkiego po trochu.
Ustalmy zatem. Żaden ze mnie pilny uczeń Jana Pawła II (że o księdzu Jerzym nie wspomnę) i żaden godny naśladowania przedstawiciel pokolenia JP2. Nie jest ze mnie również żaden kombatant tylko były antykomunistyczny „zadymiarz”.
Myślę jednak że ani dla Jana Pawła II ani księdza Jerzego nie jestem zupełną porażką.
Trzeba było obecnego doświadczenia „Klątwy”, żebym wreszcie zrozumiał, że to ci Dwaj Siłacze XX Wieku „zabrali” mi coś dzięki czemu przeżyłem (i pewnie jeszcze przeżyję) niejedną „Klątwę”.
Dzisiaj już dokładnie wiem, że to Jan Paweł II i ksiądz Jerzy „zabrali” mi nienawiść i pogardę i ten „brak” w zderzeniu z każdą „Klątwą” ratuje mnie i broni przed sobą samym. Przed słowami i czynami których musiałbym się wstydzić i gorzko żałować. Kłaniam się IM za to nisko i z serca dziękuję.
W moim przypadku to tylko tyle i aż tyle.
W odróżnieniu od młodych „braci od Klątwy” ja nie kojarzę „Stadionu Dziesięciolecia” i okolic (teraz PGE Narodowy) z jakimś meczem czy największym targowiskiem Europy. Dla mnie (a myślę, że dla tysięcy jeszcze żyjących Polaków) to przede wszystkim niezapomniane miejsce ważnego i osobistego spotkania z Janem Pawłem II w czasie stanu wojennego.
Przyszliśmy tam wtedy po siłę, odwagę, nadzieję i chwilę prawdziwej wolności. Ołtarz był zbudowany na koronie stadionu. Wokół stadionu, na trybunach a także na boisku tysiące Polaków w większości warszawska młodzież. Miałem wtedy 19 lat. Szedłem na „stadionowe” spotkanie z Ojcem Świętym od strony praskiej (tam mieszkałem) z grupą znajomych ulicą Grochowską. Pamiętam, że przechodziliśmy obok „Teatru Powszechnego”. Chcieliśmy sobie skrócić drogę przez stadionowe błonia od strony Zielenieckiej, ale dzielna ludowa milicja obywatelska skutecznie nam to wyperswadowała (i to zupełnie pokojowo).
Nie pamiętam co „Teatr Powszechny” miał wtedy, w czerwcu 1983 roku na afiszu. Wiem natomiast, że Jan Paweł II był wówczas w prostej linii kilkaset metrów od tego teatru i mógł widzieć jego budynek, a nawet charakterystyczny neon. Prawdopodobnie większość aktorów i pracowników ówczesnego „Teatru Powszechnego” uczestniczyła w tej „stano wojennej” mszy z papieżem na peerelowskim stadionie. To tylko moja spekulacja ale wielce prawdopodobna. Warto przypomnieć że był to czas bojkotowania przez większość aktorów komunistycznej telewizji. Byliśmy wtedy strasznie z nich dumni bo w imię wolności i solidarności rezygnowali z pieniędzy i ,,kolaboracji” z komuną. Największą cenę bojkotu płacili wtedy młodzi polscy aktorzy i aktorki dla których komunistyczna telewizja mogła być szczególnie istotnym środkiem do budowania osobistej kariery, rozpoznawalności, rozgłosu. Bojkot nie dotyczył oczywiście teatrów. Sale teatralne (nawet na wyjątkowo kiepskich spektaklach) były wówczas zawsze pełne a aktorzy z wdzięczności i szacunku byli przez nas fetowani ,,na stojąco” i obsypywani kwiatami.
Gdyby wtedy (w 1983 roku) ktoś opowiedział mi co za niespełna 34 lata (w 2017 roku) młodzi polscy aktorzy i aktorki będą robić na scenie tego samego „Teatru Powszechnego” z Janem Pawłem II to teoretycznie mógłbym w to uwierzyć ale…
Po pierwsze, byłbym przekonany, że Polska w 2017 roku znów jest wymazana z mapy świata i nie występuje w żadnej formie państwowości (nawet wasalsko-peerelowskiej).
Po drugie, byłbym pewien, że moi młodzi rodacy którzy będą to robić w 2017 roku na scenie „Teatru Powszechnego” tak naprawdę są ofiarami brutalnego terroru i szantażu ze strony jakiegoś nowego Gestapo czy NKWD, które przetrzymuje ich bliskich jako zakładników a przy jakiejkolwiek próbie odmowy lub sprzeciwu pozbawia ich życia.
Rzeczywistość inna i może dlatego dla niektórych tak bardzo niewyobrażalna i bolesna. Polska w 2017 roku jest wolna i niepodległa, jest w NATO, jest w Unii Europejskiej i ma swoją teatralną „Klątwę” odtwarzaną dobrowolnie, z oddaniem i pasją przez młodych Polaków na scenie polskiego, warszawskiego teatru.
Ja już wiem, że to się dzieje naprawdę i sam się dziwię, że nie ma we mnie ani nienawiści ani pogardy wobec ,,braci od Klątwy”. Wiem jednak również to, że na pewno nie będę się modlił ani za nich ani przeciwko nim, (jeżeli modlitwa przeciwko komuś w ogóle jest dopuszczalna i możliwa).
Chociaż z modlitwą jest u mnie generalnie słabo to ,,bracia od Klątwy ” spowodowali jednak, że wróciłem do mojej ulubionej świeckiej modlitwy. Modlitwy po części egoistycznej, bo za samego siebie. Napisał ją Natan Tenenbaum i podobno najlepiej działa o wschodzie słońca. Wszyscy ją na pewno znają ale na wszelki wypadek przypomnę, bo warto:
Modlitwa o wschodzie słońca
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy Przed mocą Twoją się ukorzę
Ale chroń mnie, Panie od pogardy
Przed nienawiścią strzeż mnie, Boże
Wszak tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz, niech się ziści
Niechaj się wola Twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy Panie…
To tyle co wam chciałem powiedzieć młodzi „bracia od Klątwy”.
A może nie, może jeszcze to (i wybaczcie tę chwilę patosu ,pychy i słabości): „Niech wam Bóg przebaczy, bo ja nie potrafię …”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/329854-bracia-od-klatwy-jan-pawel-ii-byl-w-1983-r-kilkaset-metrow-od-teatru-powszechnego-co-powiedzialby-ludziom-od-klatwy