Ministerstwo Zdrowia nie zamierza ingerować w programy zdrowotne prowadzone przez samorządy, np. dofinansowujące in vitro – deklaruje resort zdrowia.

Komunikat ten może oznaczać, że jest to przyzwolenie resortu zdrowia na finansowanie z budżetów gmin i powiatów zapłodnienia in vitro, które nie jest procedurą leczniczą.

Tym samym samorządy będą mogły zgodnie ustawą o świadczeniach opieki zdrowotnej finansować programy polityki zdrowotnej. I to czego będą one dotyczyły zależy od zamożności danego samorządu.

Statystki rządowego program in vitro, który został zakończony przez PiS w czerwcu, nie pozostawiają złudzeń. Tylko 32 proc. kobiet, które skorzystały z programu udało się zajść w ciążę. Liczba urodzonych dzieci jest jednak znacznie mniejsza i wynosi zaledwie 17 procent. Pomimo twardych dowodów medycznych, część samorządów chce dofinansowywać in vitro.

Decyzje resortu zdrowia wzbudziły zaniepokojenie wśród lekarzy.

Samorządy mają narzędzia do realizowania polityki ludnościowej. Nie mogą jednak iść za daleko w stosowaniu różnego rodzaju procedur w opiece medycznej. Samorządy powinny opierać się na pewnych wytycznych Ministerstwa Zdrowia, które uwzględniają potrzeby zdrowotne danego regionu i pewną politykę ich zabezpieczenia. Potrzebą zdrowotną jest przede wszystkim profilaktyka, zapobieganie niepłodności i jej leczenie. A in vitro leczeniem niepłodności w żadnym wymiarze nie jest

— podkreślił prof. Bogdan Chazan.

Miasta są gotowe przeznaczyć nie małe środki na dofinansowanie zabiegów. Programy in vitro są realizowane m.in. w Częstochowie, Sosnowcu i Łodzi.

Prof. Chazan ocenia, że potrzebna jest merytoryczna kontrola organów rządowych nad tym, co w zakresie zdrowia publicznego proponuje administracja samorządowa.

Z kolei dr Tadeusz Wasilewski, założyciel kliniki NaProMedica w Białymstoku, zwraca uwagę, że polskie prawo nie zabrania działania ośrodków in vitro.

Ośrodki te stosują procedurę w żadnym razie niebędącą leczeniem niepłodności. Chodzi tu o realizację chęci posiadania potomstwa kosztem innych dzieci, które w tej procedurze po prostu giną

— podkreśla dr Wasilewski.

wkt/Nasz Dziennik/Radio Maryja