Fundacja Pro - prawo do życia na swojej stronie stopaborcji.pl zamieściła taką informację:
„Internauci uznali, że najbardziej na tytuł Heroda roku 2016 zasługuje Jarosław Kaczyński, który doprowadził do odrzucenia projektu „Stop aborcji”. Mordowanie dzieci niepełnosprawnych w państwowych szpitalach trwa nadal.
Zdaniem głosujących, Jarosław Kaczyński bardziej zasłużył na ten tytuł niż dwie promotorki aborcji, Natalia Przybysz i Barbara Nowacka”.
CZYTAJ TAKŻE: Kaczyński Herodem 2016? Ambicje polityczne Dzierżawskiego kompromitują środowiska prolife. Komu służy ten spór?
Próbuję odłożyć na bok emocje, które towarzyszą lekturze tego wpisu, ale nie deklaruję, że nie dadzą one o sobie jeszcze znać.
Przedstawmy jednak najpierw fakty. Fakt pierwszy to ten, że aborcja jest zawsze złem. Z punktu widzenia etycznego, aborcja jest czynem wewnętrznie złym, to znaczy, że nie ma żadnych okoliczności, które usprawiedliwiałyby zabójstwo niewinnej istoty ludzkiej - poczętego dziecka. Fakt drugi, w wyniku tak zwanego kompromisu w sprawie ustawy aborcyjnej w Polsce, aborcja jest dokonywana legalnie z kilku powodów: ze względów eugenicznych, ze względu na zagrożenie życia matki i także w sytuacji ciąży, która jest wynikiem gwałtu. Fakt trzeci to ten, iż realne dane statystyczne dokonywanych aborcji ze względu na wymienione racje są bardzo zróżnicowane. W czasie debaty sejmowej min. Radziwiłł przytoczył dane, które informują, że w Polsce w 2015 roku dokonano łącznie 1040 aborcji. Najwięcej na Mazowszu – 306, z czego ze wskazań badań prenatalnych 299, a z powodu zagrożenia życia lub zdrowia matki – siedem. W województwie śląskim przeprowadzono 157 zabiegów z uwagi na wady płodu i cztery ze względu na ochronę życia matki. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w 2015 r. w szpitalach nadzorowanych przez ten resort nie przeprowadzono żadnego zabiegu przerwania ciąży, co można zrozumieć, iż nie było przypadku aborcji w wyniku poczęcia dziecka w efekcie gwałtu. Fakt czwarty to ten, że polityka jest roztropną troską o dobro wspólne, a ona domaga się niejednokrotnie mądrego kompromisu.
Chcę być dobrze zrozumiany - byłbym człowiekiem w pełni szczęśliwym, gdybym doczekał się ustawy zabraniającej aborcji w sposób absolutny. W tej chwili nie jestem ani szczęśliwy, ani usatysfakcjonowany aktualnym stanem rzeczy. Staram się jednak zrozumieć strategię rządu i prezesa partii rządzącej. Polska jest w wieloraki sposób zagrożona. Podstawowym z tych zagrożeń jest brak dzietności. Współczynnik dzietności całkowitej jest jednym z najniższych w świecie. Ale prosty przykład porównania tego współczynnika wśród dziesięciu par małżeńskich polskich w Polsce i na Wyspach Brytyjskich pokazuje, że młodzi Polacy na Wyspach szczycą się wieloma dziećmi. Jest sprawą oczywistą, że nie jest to kwestia ani zakazu aborcji, ani programów in vitro, ani dżdżystej pogody. To kwestia pewnej kultury życia, której składową jest ekonomia. I dlatego nigdy za dużo pochwał pod adresem rządowego programu 500+. A ten program trzeba zapisać na konto i rządu, i partii, i jej prezesa.
Sprawa następna. Prosty ogląd przyczyn aborcji wskazuje, że głównym powodem jej dokonywania nie są mitologizowane zagrożenia życia matki, czy tym bardziej masowe, a raczej urojone w głowach feministek ciąże z gwałtów. Prosty przykład z województwa mazowieckiego: ogólna liczba aborcji - 306, z czego ze wskazań badań prenatalnych 299, z powodu zagrożenia życia lub zdrowia matki – 7, z powodu gwałtu - 0. W tym kontekście program rządowy „Za życiem” stanowi konkretną pomoc dla osób, które zderzą się z dramatyczną informacją diagnostyki prenatalnej, że poczęte dziecko jest dotknięte mniej lub bardziej głębokim upośledzeniem. W pewnym programie poznańskiej telewizji tuż po czarnym proteście jeden z gości w studio dramatyzował sytuację takich kobiet: „…70 procent partnerów opuszcza je, zostają absolutnie same z ciężarem nie do uniesienia”. Rozmawialiśmy w studio telewizyjnym oddalonym może z dwieście metrów w linii prostej od domu sióstr serafitek, które życie poświęcają takim dzieciom. Ale to nie jest w tej chwili ważne. Ważne jest to, że wskazane przez mojego rozmówcę argumenty tracą sens, w zestawieniu z programem „Za życiem”. On odbiera racje dla dokonywania aborcji typu eugenicznego. Tym bardziej, że przekonujemy się wciąż, że badania te są zawodne - niejednokrotnie wymagają weryfikacji. Sam jestem świadkiem historii pewnej Polki z Niemiec, która w kraju zamieszkania dowiedziała się, że jej trzecie poczęte dziecko urodzi się zdefektowane i winno być poddane aborcji. Za radą proboszcza postanowiła poddać się jeszcze jednemu badaniu. Ksiądz przywiózł ją do Poznania, gdzie skorzystała z konsultacji miejscowej pani profesor genetyki medycznej. Jakiś czas potem proboszcz chrzcił jej dziecko, które rozwija się w sposób jednoznacznie prawidłowy. Nie zmienia to faktu, że pojawiają się przypadki wad wrodzonych, które mogą stanowić o ciężarze decyzji dla rodziców. Zwłaszcza, jeśli grozi im ryzyko samotnego zmagania się z cierpieniem. Do czego zmierzam? Do prostego wniosku, że choć nie uchwalono prawa całkowitej ochrony życia poczętego, uchwalono ustawy, które promują i chronią to życie. A stało się to za wydatnym działaniem i strategią Prezesa Prawa i Sprawiedliwości.
Teraz dam jednak trochę upust emocjom.
Diabeł etymologicznie to ktoś, kto rozdziela, rozbija, rozłącza. Chciałbym zapytać zatem dlaczego ruchy obrońców życia, których jest kilka zamiast dokonać działania zjednoczenia swoich działań rozdzieliły je i zaprezentowały dwa projekty ustaw? Dlaczego nie było między nimi porozumienia? Co zadecydowało o dwoistości tych projektów - charakter merytoryczny czy może ambicjonalny? Dlaczego liderzy tych ruchów stworzyli owe projekty bez konsultacji ich treści z Episkopatem, co doprowadziło do niezręcznych dla obu stron sytuacji? Dlaczego nie zadbano o konsultacje treści tych projektów z tymi, którzy mieli je faktycznie prezentować w Sejmie? Czy była to sprawa bezgranicznego zaufania - przecież z pewnością poprą te projekty? Ale mogli poprzeć tylko jeden! Czy może była to próba antagonizowania i dzielenia na bardziej i mniej katolickich obrońców życia? Na jakiej podstawie w prenumerowanym przeze mnie do wczoraj biuletynie Fundacji znalazł się słowa:
„PiS za aborcją! Walczymy dalej!” (biuletyn z 11 października).
Dlaczego wreszcie, przy licznych i sprawnie organizowanych kampaniach medialnych zabrakło uprzedzającego wyjaśnienia założeń projektu ustawy autorstwa Fundacji Pro i Ordo Iuris, co spowodowało możliwość manipulacji argumentami o karalności kobiet?
Dlaczego wreszcie teraz, gdy trzeba zmobilizować siły, i w oparciu o dotychczasowe doświadczenia, podjąć wspólne działanie, Fundacja Pro nadaje tytuł Heroda 2016 człowiekowi, który jest gwarantem dobrej zmiany?
Można by się bawić w tej upiornej bądź, co bądź karnawałowej już zabawie i nadać tytuł Diabełka 2016 przedstawicielom Fundacji. Ale przecież chyba chodzi nam nie o dzielenie i antagonizowanie, ale o dobro Polski i Polaków. Taką przynajmniej mam nadzieję.
CZYTAJ TAKŻE: Kaczyński Herodem 2016? Ambicje polityczne Dzierżawskiego kompromitują środowiska prolife. Komu służy ten spór?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/321432-herod-diabelek-czyli-o-niesmacznej-szopce-dlaczego-fundacja-pro-nadaje-tytul-heroda-2016-czlowiekowi-ktory-jest-gwarantem-dobrej-zmiany