Poniedziałkowa edycja „czarnego protestu” wypaliła ewidentnie bardzo średnio. Organizatorki postawiły sobie za cel „pójść za ciosem” po – bardzo z ich punktu widzenia udanych – protestach sprzed trzech tygodni. Nie wyszło, frekwencja była niższa o cały rząd wielkości. W niektórych, nawet dużych, miastach demonstracje przyjęły formę, niewiele wykraczającą poza kadrowe imprezy działaczek.
Trzy tygodnie temu, konstatując ówczesny sukces demonstracji skierowanych przeciw projektowi zaostrzenia prawa o przerywaniu ciąży pisałem, że jeśli obóz rządzący zdoła sprawnie i do końca spacyfikować sprawę aborcji, tak by oczywista była trwałość stanu obecnego, to moim zdaniem postulat jego liberalizacji nie stanie się efektywnym, permanentnym napędem opozycji. Bowiem badania socjologiczne pokazują, że żądanie prawa do przerywania ciąży na życzenie stało się w Polsce zdecydowanie mniejszościowe.
Myślę, że poniedziałkowe fiasko potwierdza tę moją tezę. Wprawdzie nie jest jasne, co PiS zrobi z problemem, ale aktualnie nie prowadzi akcji bezpośrednio zdążającej do zmiany kompromisowej ustawy. To, jak się okazuje, wystarczy, aby zdecydowana większość pań – uczestniczek demonstracji sprzed trzech tygodni nie czuła się już zmobilizowana do wyjścia na ulice. Okazały się bojowniczkami jednej sprawy. To nie jest, podkreślam, zarzut ani jakaś demonstracja wyższości. Tak w normalnych warunkach funkcjonuje zdecydowana większość normalnych ludzi; mamy więc kolejny dowód na to, że w Polsce mamy obecnie warunki właśnie normalne, a nie sytuację rewolucyjną.
Narzucają się dwa komentarze. Pierwszy taki, że jeśli więc obóz rządzący wyciągnie z tej sytuacji właściwe wnioski i w sposób nie budzący wątpliwości odłoży ad acta projekty zaostrzania obowiązującej ustawy, to na flance aborcyjno-kobiecej ma zagwarantowany spokój.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Poniedziałkowa edycja „czarnego protestu” wypaliła ewidentnie bardzo średnio. Organizatorki postawiły sobie za cel „pójść za ciosem” po – bardzo z ich punktu widzenia udanych – protestach sprzed trzech tygodni. Nie wyszło, frekwencja była niższa o cały rząd wielkości. W niektórych, nawet dużych, miastach demonstracje przyjęły formę, niewiele wykraczającą poza kadrowe imprezy działaczek.
Trzy tygodnie temu, konstatując ówczesny sukces demonstracji skierowanych przeciw projektowi zaostrzenia prawa o przerywaniu ciąży pisałem, że jeśli obóz rządzący zdoła sprawnie i do końca spacyfikować sprawę aborcji, tak by oczywista była trwałość stanu obecnego, to moim zdaniem postulat jego liberalizacji nie stanie się efektywnym, permanentnym napędem opozycji. Bowiem badania socjologiczne pokazują, że żądanie prawa do przerywania ciąży na życzenie stało się w Polsce zdecydowanie mniejszościowe.
Myślę, że poniedziałkowe fiasko potwierdza tę moją tezę. Wprawdzie nie jest jasne, co PiS zrobi z problemem, ale aktualnie nie prowadzi akcji bezpośrednio zdążającej do zmiany kompromisowej ustawy. To, jak się okazuje, wystarczy, aby zdecydowana większość pań – uczestniczek demonstracji sprzed trzech tygodni nie czuła się już zmobilizowana do wyjścia na ulice. Okazały się bojowniczkami jednej sprawy. To nie jest, podkreślam, zarzut ani jakaś demonstracja wyższości. Tak w normalnych warunkach funkcjonuje zdecydowana większość normalnych ludzi; mamy więc kolejny dowód na to, że w Polsce mamy obecnie warunki właśnie normalne, a nie sytuację rewolucyjną.
Narzucają się dwa komentarze. Pierwszy taki, że jeśli więc obóz rządzący wyciągnie z tej sytuacji właściwe wnioski i w sposób nie budzący wątpliwości odłoży ad acta projekty zaostrzania obowiązującej ustawy, to na flance aborcyjno-kobiecej ma zagwarantowany spokój.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/313058-aborcyjne-paliwo-ma-ograniczona-skutecznosc-polki-chca-status-quo-a-nie-rewolucji-co-na-to-opozycja