„Nadeszły takie czasy, że kobietom pozostała już tylko ulica” – twierdzi Wanda Nowicka, mama człowieka, który polskich oficerów zamordowanych w Katyniu nazywał „bezczelnymi darmozjadami”. Zostawmy jej tę ulicę, jak chce, niech się szwenda. Wszak urodziła, więc na sztandary nowego, „czarnego protestu” i tak nadaje się słabo. Co innego Natalia Przybysz, która na łamach „Wysokich Obcasów”, proaborcyjnego pisemka „GW” dla kur niedomowych, wyznała właśnie, że nie pozwoliła przyjść na świat własnemu dziecku wyłącznie z powodów mieszkaniowych, gdyż na 60 metrach z trzecim maleństwem byłoby jej ciasno. No i nie chciała partnerowi dokładać roboty, bo ma jej i tak za dużo przy dwójce dzieci. A ona sama, robiąc karierę, z czasem stoi słabo. Operacja zabijania dziecka na Słowacji trwała pięć minut i przyniosła artystce ulgę.
Ani „Wyborcza”, która aborcyjne wymioty Przybyszowej nazywa „odważnym wyznaniem”, ani sama piosenkarka nie mogły przewidzieć, że wywołają tą „superprodukcją” taką lawinę krytyki. Bo nazywanie jej „hejtem” jest nieporozumieniem. Po prostu – wokalistka zaprosiła opinię publiczną do swojej alkowy, a ta korzysta, skoro ma za darmo. Są głosy, że chciała w ten morderczy sposób zareklamować własną płytę, są i takie, które twierdzą, że ma nierówno pod sufitem, bo przyznawać się publicznie, iż po zabiciu własnego dziecka poczuło się ulgę, to trzeba być nie tylko zimną, ale i wyjątkowo tępą.
A mnie się wydaje, że Przybysz powiedziała jedynie głośno to, co „nowocześni” gorszego sortu myślą o życiu naprawdę. Aborcja to dla nich antykoncepcja, dziecko – głównie przeszkoda. Jeszcze cztery lata temu pani Przybysz, będąc w ciąży, opowiadała:
Mama zawsze nam mówiła, że jak się zdarzy dziecko, mamy się nie martwić, tylko urodzić. Bo chce być młodą babcią!.
Dziennikarz nie zapytał, dlaczego miałyby się z siostrą, w opinii własnej mamy, martwić ciążą, a nie cieszyć.
Nie wiem, co dziś po wszystkich słowach, które płyną do córki Natalii, czuje jej mama. Nie wiem, co czują najbliżsi. Jedno jest pewne – ta młoda kobieta potrzebuje pomocy. I wcale nie drwię, ani nie ironizuję. Jeśli dziecko było kłodą na drodze do jej szczęścia, rzuconą przez zły, a nie dobry los, jest w swoim związku nieszczęśliwa jak diabli. Jako artystka „chwilowo” jest skończona, choćby zaśpiewała w duecie z Adamem Michnikiem. Jako człowiek zasługuje jednak na drugą szansę.
Tylko czy cokolwiek zrozumie z reakcji 99 procent internautów na jej aborcyjny lansik i brak elementarnej wrażliwości? W imię dobra jej dzieci, apeluję: jeśli przeprosi, dajmy jej spokój. I tak swoje wycierpi.
Jeśli nie – każdy, kto wybierze się na koncert Natalii Przybysz lub kupi jej płytę, może się uważać za wspólnika jej narracji. Ta zaś jest tak haniebna, ohydna i nieludzka, że praktycznie niezmywalna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/312852-przybysz-z-planety-dno-czarne-feministki-czyli-aborcja-jak-plomba-w-zebie