Pewnie znów się narażę. Zapewne znów część czytelników oskarży mnie o lewactwo, „ekoszajbę”, wywrotowość. Trudno.
Normalny człowiek, także dziennikarz, miewa poglądy. Oraz system wartości. Nie tylko stricte polityczny. Także w dziedzinach, które bezpośrednio polityką nie są, ale czasem jej dotykają. W mojej hierarchii spraw ważnych, czego nigdy nie ukrywałam, wysoko sytuuje się stosunek człowieka do świata przyrody, a szczególnie zwierząt. Tych domowych i tych dzikich. Tak mnie wychowano, tak mnie ukształtowały dziecięce i młodzieńcze lektury: od „Bambiego” Feliksa Saltena, przez „wilcze” powieści Curwooda, po „Gniazdo rodzinne” Droeschera.
Przyznam, że z rządem Prawa i Sprawiedliwości wiązałam spore nadzieje w zakresie ochrony przyrody - mając w świadomości niewątpliwie szczery, ciepły stosunek Jarosława Kaczyńskiego - nie tylko do kotów, ale do świata zwierząt w ogóle. (Oczywiście nigdy nie oczekiwałam, że to będzie priorytet, ale w rządach liczą się także sprawy „poboczne”. Czasem może bardziej…). Ludzi, którym los zwierząt nie jest obojętny jest w końcu w PiS całkiem sporo. Krzysztof Czabanski, Marek Suski, Joanna Szczypińska, Marek Kuchciński - to tylko pierwsze z brzegu nazwiska. Nigdy nie zapomnę słów prezesa PiS w kwestii uboju rytualnego, kiedy to po odrzuceniu ustawy ogłosił „zwycięstwo przyzwoitych ludzi”.
Dobrzy ludzie są za tym, żeby tego rodzaju praktyk nie stosować. Tutaj nie brałem pod uwagę tego, kto jest w jakiej partii, tylko kto przynajmniej w tej sprawie chce się przyzwoicie zachować. To było z mojego punktu widzenia ważne
– powiedział Jarosław Kaczyński.
Nota bene ukochany przez liberałów i lewicę Trybunał Konstytucyjny – odwrócił wynik tamtego głosowania, a z żarliwym uzasadnieniem werdyktu występował „obrońca Konstytucji” Andrzej Rzepliński, który z ustawy zasadniczej wywiódł prawo o podrzynania gardeł krowom, owcom, kozom. Bez ogłuszenia. Na żywca. Długi i pokrętny to był wywód…
Prawo i Sprawiedliwość rządzi od roku. I mimo niewątpliwych sukcesów w postaci programu 500+ i ogólnego podniesienia poziomu społecznego optymizmu ma też na swoim koncie ciemniejsze karty. Jedną z nich jest niewątpliwie działalność ministra Jana Szyszki. Profesora skądinąd. I myśliwego.
Pamiętam, że kwestia strzelania do zwierząt była nie takim znów ostatnim argumentem wysuwanym przeciwko prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu. Sama na ten temat wylałam morze atramentu. Bo strzelanie do bezbronnych stworzeń, tylko gwoli rozrywki, po to, by powiesić sobie na ścianie kolejne wypchane trofeum - uważam za zajęcie wyjątkowo podłe. Pisałam o tym w kontekście polityka PO. I nie zmieniam zdania tylko dlatego, że tym razem ważny człowiek z fuzją ma legitymację PiS. Już sam fakt, że myśliwy zostaje ministrem środowiska - zakrawało, w moim przekonaniu - na jakąś smutną groteskę.
Niestety wiele wskazuje na to, że działalność ministra jest dla polskiej przyrody o wiele groźniejsza niż pojedyncze strzały wąsatego wielbiciela bigosu…
Nie, nie chcę znów wracać do sprawy Puszczy Białowieskiej, choć uważam że minister popełnia ciężki błąd forsując wycinkę, której skutki mogą być dla puszczańskiego ekosystemu znacznie boleśniejsze niż gradacja kornika.
Wciąż wierzę, że organizacje ekologiczne (za którymi in gremio niespecjalnie przepadam), a przede wszystkim światowy rozgłos sprawy - ograniczą przynajmniej wycinkowe zamiary ministra do jakiegoś dającego się znieść minimum.
Najgorsze jest jednak, że swoje rozumienie ochrony przyrody minister zaczyna przenosić na świat dzikich zwierząt. Także tych objętych ochroną. Wprowadzane są nie tylko poważne ułatwienia dla Związków Łowieckich (np. prywatny właściciel lasu czy łąki nie może nie zgodzić się na organizowanie polowania na swojej ziemi), ale też są plany znacznego zwiększenia liczby zwierząt przeznaczanych do odstrzału. Adam Wajrak w Gazecie Wyborczej alarmuje:
Najpierw na rzeź pójdą bobry, potem żubry i wilki.
Wg jego szacunków, w ciągu najbliższych trzech lat ma zginąć od 22 do ponad 25 tys. bobrów. Doniesienia te – o zwiększonych planach odstrzału bobrów potwierdzają też lokalne portale i media branżowe
Wedle ustaleń Wajraka, który być może ma dziś antypisowski „azymut” ale o przyrodzie pisze od lat i konsekwentnie jej broni, niezależnie od tego, kto sprawuje rządy - projekty rozporządzeń zezwalających na odstrzał pojawiły się już na stronach większości regionalnych dyrekcji ochrony środowiska. I są konsultowane w ekspresowym tempie. Dla przykładu:
Ograniczenie-szkod-zwiazanych-z-dzialalnoscia-bobra-europejskiego
Projekt_zarzadzenia_PZL_Bialystok
Projekt_zarzadzenia_PZL_Lomza.pdf
Projekt_zarzadzenia_PZL_Suwalki.pdf
25 tys. martwych bobrów. To już jest hekatomba. Zapewne marszów w tej sprawie nie będzie. Bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. A bobra zobaczyć trudno… W dodatku te płaskoogoniaste gryzonie mają mocno zszarganą reputację, bo budując swoje domy - żeremia powodują zalewanie łąk, pół czy lasów. Zdarza się też, że dziurawią wały przeciwpowodziowe. Ale, o czym kto jak kto, ale minister ochrony środowiska powinien pamiętać, per saldo są pożyteczne. Zatrzymują bowiem wodę w ekosystemie (co w latach suchych, takich jak ostatnie jest bezcenne) i powodują zwiększenie bioróżnorodności terenów, na których mieszkają.
W tej samej TVP pokazano m.in. bardzo prosty sposób kontrolowania bobrowych zalewisk, tak by spiętrzenie wody nie przekroczyło jakiegoś bezpiecznego dla okolicy poziomu. Wystarczy kawałek zabezpieczonej odpowiednio rury przepustowej, która zapewnia odpływ wezbranej wody, a zarazem utrzymuje wejście do żeremia pod powierzchnią wody. Z kolei narażone na “bobrowanie” wały można zabezpieczać siatką. Strzelba na prawdę nie jest jedynym rozwiązaniem.
Zwłaszcza, że można znaleźć sporo opinii, iż odstrzał, z punktu widzenia likwidacji szkód, to działanie mało skuteczne.
Zresztą na stronach Regionalnych Dyrekcji Ochrony Środowiska wciąż jeszcze można znaleźć (stare) teksty nawołujące do koegzystencji człowieka i bobra. np.:
Bóbr europejski został cudem przywrócony europejskiej przyrodzie. Jako gatunek, który może w znacznym stopniu oddziaływać na otoczenie, staje się przedmiotem zainteresowania ludzi wielu profesji i zawodów. Może być pomocnikiem człowieka w renaturalizacji zniszczonych ekosystemów, ale może też wyrządzać znaczące szkody w gospodarce człowieka. Wierzymy, że możliwe jest pokojowe współistnienie obydwu tych gatunków.
Tyle w kwestii bobra.
Zwiększenie ewentualnych odstrzałów innych zwierząt, takich jak żubry, wilki czy niedźwiedzie, to mam nadzieję jeszcze wciąż black- future - fiction. Choć całkiem prawdopodobna, jeśli wziąć pod uwagę szykowane zmiany systemu rekompensat za szkody wyrządzone przez zwierzęta.
Z grubsza wygląda to tak, że do tej pory odpowiedzialność za nie brało na siebie państwo. W skali kraju szło na to około 16 mln zł rocznie. (Warto przypomnieć, że na budowę portalu o Puszczy Białowieskiej Ministerstwo Ochrony Środowiska było gotowe przeznaczyć ok. 5 mln zł). Bywały też rozwiązania „pilotażowe” jak właśnie na terenie Puszczy, gdzie za skutki obecności żubrów - płacono „z góry”, wymagając jedynie udostępnienia łąk dla tych zwierząt. Co bardzo na plus zmieniło stosunek mieszkańców rogatych, przyciągających turystów, sąsiadów. Teraz ministerstwo forsuje przepisy, by poszkodowany rolnik, zanim dostanie pieniądze wystąpił o zezwolenie na odstrzał zwierzyny. Jeśli te pomysły się ziszczą to zmiana będzie dramatyczna.
Najsmutniejsze jest jednak to, że wszystkie te decyzje pojawiają się równolegle ze zorganizowaniem przez Ministerstwo Środowiska bardzo pięknej konferencji na temat papieskiej encykliki „Laudato si”.
Wśród wielu mądrych słów, które tam padły, największe wrażenie wywarło na mnie chyba wystąpienie ks. Prof. Waldemara Chrostowskiego:
Słowa „czyńcie sobie ziemię poddaną” należy rozumieć właściwie, nie jako bezlitosną eksploatację natury lecz jako przyjęcie odpowiedzialności
— powiedział duchowny. Tłumaczył, że przemiana gospodarki, polityki, ekonomii zależy przede wszystkim od przemiany człowieka.
By człowiek zrozumiał, że jest odpowiedzialny za świat, który został mu powierzony, którego nie jest właścicielem, ale w pewnym sensie gościem. Dlatego, że pokolenia ludzkie przemijają, a świat trwa.
I choć to prof. Szyszko był współorganizatorem konferencji, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że hołduje on skrajnie odmiennej wizji w relacjach człowiek - przyroda.
Nad czym, podobnie jak nad smutnym losem polskich bobrów, głęboko ubolewam.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/312608-bobr-strzelba-i-laudato-si-czyli-o-planowanej-hekatombie-sympatycznych-gryzoni-i-nie-tylko