Dlaczego tak trudno rozmawia się z jełopem? Po pierwsze: jełop nie rozumie. Nie rozumie, że wycierając sobie twarz hitleryzmem, faszyzmem czy rokiem 1933 w Niemczech, wyciera ją sobie jednocześnie krwią ofiar II wojny światowej. Ofiar Auschwitz, Majdanka, łapanek, hitlerowskich rzezi i katowni na całym świecie. Jełop słyszał o nich, ale zaślepiony weneryczną nienawiścią żyje w matriksie, który każe mu uważać, że demokratycznie wybrany polski rząd to grupa zbrodniarzy, ewentualnie – przyszłych zbrodniarzy. We wszystko to jełop wierzy bezgranicznie, bo tak mu powiedziało kilku ekspertów z „Gazety dla Jełopa”.
Po drugie: jełop nie ogarnia. Nie ogarnia – jak mawia starsza młodzież – że zanim dostrzegł, iż stał się jełopem, jest już jełopem - mopem, czyli kimś, kto nie tylko nie ogarnia, ale także występuje w roli najgorszej. Bo w imię własnych interesów jest gotów napluć na własny kraj, na werdykt większości głosujących w wolnych wyborach, na dobre imię własnej ojczyzny, którą przedstawia jako kolebkę faszyzmu, a która za to powinna mu sprzedać zwyczajnego kopa w d…
Zawarłem w tytule pytanie „Dlaczego tak trudno rozmawia się z jełopem?”. Ba, ale jeśli z jełopem, to czy możliwy jest w ogóle dialog z jełopem-mopem? Nie wiem. Ale wiem, że brakuje już słów, by wyrazić najgłębsze zażenowanie zachowaniem paru osób, które z nieszczęścia własnego próbują wyprowadzić wzór na nieszczęście całej ludzkości. I stąd słowo: „jełop”.
Żeby było jasne – jełopy występują po wszystkich stronach politycznej barykady, na wszystkich szczeblach partyjnych, we wszystkich profesjach i orientacjach seksualnych. Nie wiem, jak Państwo, ale ja naprawdę nie umiem z nimi rozmawiać. Więc milczę. Albo nazywam po imieniu. Oto aktor Jacek Poniedziałek, zdeklarowany nieszczęśliwy homoseksualista, więc i aktor dość zdolny, odczytał po jednym ze spektakli – jak czytam w tekście Staszka Janeckiego –list otwarty w języku angielskim.
Rzecz działa się w szwajcarskiej Bazylei. Autorem listu był niejaki Rudzki Piotr, kierownik literacki Teatru Polskiego we Wrocławiu, w którym to teatrze parę zdolnych poza sceną aktorek odgrywa dziś role życia jako mentalny harem byłego dyrektora placówki – Krzysztofa Mieszkowskiego. Te quasiwitkacowskie indywidua paraartystyczne wyją do Księżyca pieśni żałobne o upolitycznianiu sztuki, a jednocześnie pragną, by kierownikiem artystycznym ich teatru był… Mieszkowski, przyboczny Petru i poseł Nowoczesnej. Najgorsze jest to, że bidule, zanim ktoś im tradycyjnie nie wytłumaczy, w czym biorą udział, zupełnie nie wiedzą, co mają grać. Więc ściągają kamery na peron i mizdrzą się do nich z transparentami. Albo płaczą.
A w liście odczytanym w Bazylei przez ich przyjaciela Poniedziałka, szwajcarscy widzowie usłyszeli:
Oni chcą zniszczyć jedną z ostatnich niezależnych instytucji w Polsce. (…) Demokracja traci jedną z ostatnich trybun wolnego słowa w Polsce. (…) Musimy coś zrobić, inaczej powtórzy się rok 1933”. Pod koniec listopada 2015 r. w rozmowie ze wspomnianą wyżej gazetą autor mówił: „To, co się dziś w Polsce dzieje, to jest faszyzm!”.
Wracając więc do pytania zawartego w tytule: z jełopem rozmawia się trudno, gdyż cynizm i kłamstwo (Rudzki dobrze wie, że Mieszkowskiego z funkcji dyrektora Teatru Polskiego zwolniła poprzednia, nie obecna władza) - idą u niego w parze z niekontrolowanym zupełnie przerostem prostactwa. Bo jakim trzeba być prostakiem, by wyobrazić sobie, iż teatralnych widzów w Szwajcarii zainteresują antypolskie wynurzenia jakiegoś zupełnie anonimowego grafomana? No, powiedzcie Państwo sami – jak takiego nazwać inaczej, niż tym strasznym słowem na „j”?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/308735-dlaczego-tak-trudno-rozmawia-sie-z-jelopami-skad-w-nich-tyle-pogardy-dla-ofiar-prawdziwego-faszyzmu