Chcemy w Polsce zachodnich czy wschodnich standardów bezpieczeństwa drogowego?

wPolityce.pl
wPolityce.pl

Moje artykuły o potrzebie zwiększenia ochrony pieszych na przejściach i polemiczne do nich artykuły Łukasza Warzechy i Andrzeja R. Potockiego, wywołały gorącą dyskusję, zarówno na portalu wPolityce.pl, jak i  na Twitterze. Cieszę się z tej dyskusji, bo ona pozwala lepiej ocenić nie tylko stan prawa, ale i ważny stan stan emocji w tej sprawie. Dlatego raz jeszcze podejmuję temat.

Jedna rzecz zwróciła moją szczególną uwagę – otóż w setkach komentarzy nikt, dosłownie nikt z komentatorów nie podważał tezy, że w krajach na zachód od Polski ochrona pieszych na przejściach jest bezwzględna. Czytelnicy sami przywoływali przykłady Wielkiej Brytanii, Norwegii, Szwajcarii, Holandii, Niemiec, a nawet Hiszpanii, gdzie żadnych wątpliwości w tym zakresie nie ma - kierowca dojeżdża do przejścia, to zatrzymuje się i przepuszcza pieszych. I nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, żeby zachować się inaczej, polskim kierowcom także. Tam nieprzepuszczenie pieszych to jeden z najcięższych grzechów kierowcy, prowadzący do słonych mandatów i utraty prawa jazdy. Bezwzględna ochrona pieszych – takie są zachodnie standardy nie tylko prawa, ale i kultury bezpieczeństwa drogowego i tam wypadków drogowych jest najmniej.

A z drugiej strony mamy standardy wschodnie, gdzie panuje prawo silniejszego i gdzie piesi, jako najsłabsi uciekają przed samochodami w podskokach, jak kury.

W Polsce nie zaprzeczam, sytuacja poprawia się systematycznie, obserwuję coraz wyższą kulturę jazdy, ale nadal bliżej nam do standardów wschodnich niż zachodnich w traktowaniu pieszych. I wschodnie są niestety standardy prawne.

No bo są przejścia dla pieszych, ale kierowca nie ma obowiązku zatrzymania się przed przejściem i przepuszczenia pieszych, natomiast pieszym zabrania się wchodzenia na przejście bezpośrednio przed nadjeżdżającymi samochodami.

Co to znaczy – bezpośrednio przed samochodem? Może Pan Redaktor Warzecha wie, bo ja nie wiem – czy to jest 5 metrów, 50 czy sto? Wiem natomiast jedno – niemal zawsze, ilekroć dojdzie do potracenia pieszego na pasach (a dochodzi często, to są tysiące potrąceń, liczby zatrważające) pojawia się narracja – pieszy wtargnął. I ta narracja bardzo często uwalnia kierowców od odpowiedzialności, ze wszystkimi tego konsekwencjami, na przykład brakiem pełnego odszkodowania dla ofiary. Znam osobiście takie wypadki, mogę pokazać konkretne krzyże, przy konkretnych przejściach, gdzie kierowca zabił człowieka na pasach i nie poniósł odpowiedzialności, bo zwyciężyła narracja, że pieszy wtargnął. Nie było świadków, ofiara nie żyje, nie zaprzecza, wątpliwości na korzyść sprawcy, denat winny, bo wtargnął.

Niektórzy komentatorzy kreślili dramatyczny obraz swawoli pieszych – wbiegają na przejścia, maja słuchawki na uszach, nie myślą, jak dzicz jakaś się zachowują polscy piesi – czytam w komentarzach.

Ktoś nawet próbował mnie nastraszyć obrazem staruszki, która stanęła przy przejściu z torbami, stoi i nie przechodzi.Ktoś inny dobrze na to odpowiedział – może staruszka po prostu przystanęła, by odsapnąć.

Ja mam na takie zarzuty jedną odpowiedź i życzenie zarazem – oby ci swawolni piesi okazali się najgorszym nieszczęściem, jakie spotka nas na drodze. Ja bardziej niż pieszych boję się swawolnych tirów.

Wielu komentatorów pyta – a jak ocenić czy pieszy zamierza, czy zamierza przejść? Normalnie – trzeba patrzeć i oceniać sytuację, stoi na skraju przejścia, czy nie stoi, patrzy na samochody czy nie patrzy. Dziś pieszy musi patrzeć na samochody i oceniać, czy jest w przed samochodem „bezpośrednio” czy „nie bezpośrednio”, to dopiero jest trudna ocena, choćby dla ludzi o słabszym wzroku (a tacy tez maja prawo przechodzić przez jezdnię). Staruszce z torbami może się wydawać, że samochód jest daleko, a on jest blisko.

Dlatego uważam, że tak jak na zachodzie Europy, kierowca przed przejściem powinie zwolnić maksymalnie, albo zatrzymać się całkowicie i przepuścić pieszych, nie tylko znajdujących się na przejściu, ale także zamierzających z niego skorzystać.

Łukasz Warzecha zapytał mnie na Twitterze konkretnie – on stoi przy przejściu, rozmawia, nie przechodzi i co ja, jako kierowca wtedy robię. Odpowiedziałem – zatrzymuję się, uśmiecham się do pana Warzechy, on nie reaguje, to ruszam delikatnie i jadę. I żadnej trudności w tym nie widzę.

Ktoś pytał - godziny szczytu, czy zatrzymam się 50 razy na przejściach. Odpowiadam – nawet sto razy się zatrzymam, ile trzeba, by przepuścić wszystkich pieszych. Zresztą w godzinach szczytu w dużej części polskich miast i tak się mało jedzie, więcej stoi.

Samochody pierwszeństwo mają wszędzie, chodzi jedynie o maleńka enklawę bezpieczeństwa pieszych - pasy.

Bezwzględna ochrona pieszych na przejściach do wyprowadzenie z Polski wschodnich i wprowadzenie zachodnich standardów bezpieczeństwa drogowego. Upieram się przy tym pomyślę, bo choć nie wszystko dobre, co zachodnie, to ochrona słabszych, także na drodze, dobra jest na pewno.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.