Ochrona pieszych według Janusza Wojciechowskiego, czyli magiczny populizm

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Muszę przyznać, że w argumentacji Janusza Wojciechowskiego, w końcu prawnika, szczególnie zszokowały mnie dwa wątki. Po pierwsze – przekonanie, że słuszne jest, aby skutkiem postulowanego przepisu było aprioryczne uznanie winy kierowcy w przypadku każdego wypadku na przejściu. W wielu krajach Zachodu tak właśnie jest – niezależnie od skrajnie nieodpowiedzialnego zachowania rowerzysty czy pieszego, winny jest i tak kierowca. Kierujący korzystają więc z dróg pod terrorem bycia ukaranym za cudzą bezmyślność. Czy to jest sytuacja, której życzy sobie Janusz Wojciechowski? Sytuacja, która – dodajmy – ze sprawiedliwością nie ma zgoła nic wspólnego.

Po drugie – to już sprawa bardziej ogólna – deklaracja, że prawo jest po to, aby bronić słabszego. Zawsze sądziłem i będę sądzić nadal, że prawo nie ma być pałką, broniącą tego czy tamtego, ale narzędziem sprawiedliwego oceniania racji i win. Prawo jako instrument sprawiedliwości klasowej to koncepcja komunistów. Sytuacja, w której prawo jednej stronie miałoby przyznawać apriorycznie rację, a drugą pogrążać, jest chora. Taki charakter miał choćby niesławnej pamięci bankowy tytuł egzekucyjny, z którym walczył sam Janusz Wojciechowski. Teraz chciałby zastosowania podobnego instrumentu wobec kierowców.

Odnosząc się do tej deklaracji pana Wojciechowskiego, spytałem go na Twitterze, czy w jego koncepcji prawa jest miejsce na komorników, odzyskujących od słabszych dłużników pieniądze dla zamożniejszych wierzycieli, ale nie doczekałem się odpowiedzi. Być może, w imię obrony słabszych, komorników należałoby zlikwidować i zapisać w kodeksie cywilnym, że obowiązek spłaty długów ciąży jedynie na zamożniejszym. Dłużnik uboższy od wierzyciela płacić nie musi.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych