W objęciach państwa opiekuńczego. Niemcy mają u Polaków "przechlapane"

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Podczas mojej emigracji w Niemczech zauważyłam osobliwe zjawisko, wrogość w stosunku do dzieci. Dzieci działają na nerwy sąsiadom, zwłaszcza bezdzietnym, a już szczególnie emerytom, dla których spokój na stare lata jest rzeczą najcenniejszą. Mało uczuciowy stosunek do dzieci maja również młodzi Niemcy, nic dziwnego, że tym kraju władze borykają się z najniższym na świecie przyrostem naturalnym. Niemki rodzą mało dzieci. Z biedy? Nie, z wygody.

Już w latach osiemdziesiątych media poświęcały wiele miejsca problemom demograficznym, stawiając pytanie: co wybrać, dziecko czy urlop na Majorce? Najczęstsza odpowiedź: urlop na Majorce. Niemcy są bogatym społeczeństwem i bardzo nie lubią ludzi biednych, zwłaszcza cudzoziemców, którzy przybyli do nich w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków życia. Również rzesze Polaków, na dodatek nie rzadko skazanych na pomoc socjalną. I choć są na socjalu, to ich kobiety rodzą dzieci. Trzeba z tym zrobić porządek, w majestacie prawa odbierać im dzieci i przekazywać Niemcom, którzy nie są biedni no i przede wszystkim nie są Polakami. Od tej dobroczynnej działalności na rzecz biednych cudzoziemców jest urząd d/s Młodzieży - Jugendamt. Troszczy się o dobre samopoczucie małolatów, które zagwarantują im rodzice zastępczy. Nauczą się Muttersprache czyli języka niemieckiego, zapomną ojczystego, będą najedzone i ubrane i wychowane w duchu germańskim, bo jakże inaczej.

Bieda, niedostatek jest w Unii Europejskiej powodem do wstydu i strachu. Takie biedne rodziny, na dodatek wielodzietne to wrzód na czterech literach państwa opiekuńczego. Odbierając im dzieci, bo odbiegają standardem życia od przeciętnego Niemca spełnia obowiązek opiekuńczości państwa. Zimnego, cynicznego i w jakiś sposób nieludzkiego. W kwietniu w tabloidzie „Fakt” ukazał się wywiad z byłym pracownikiem Jugendamtu, który porzucił tę pracę po 12 latach, bo nie był w stanie dłużej patrzeć na cierpienie dzieci odbieranych rodzicom, często bez istotnego powodu. Uwe Kierchner powiedział, że bardzo chętnie zabiera się polskie dzieci, zabiega o nie wiele rodzin zastępczych. Celem takie adopcji jest jego zdaniem germanizacja. Ale przede wszystkim to biznes dla nowych „rodziców”, za każde dziecko dostają 1000 euro. No i co najważniejsze, dziecko jest białe, czyli nadające się do zniemczenia. Jaskrawym przykładem takich manipulacji jest odebranie Polce córeczki Leny w kilka dni po porodzie, jeszcze w szpitalu, bo zdaniem urzędników Jugendamtu matka nie byłaby w stanie wykarmić maleństwa. Za biedna. Póki była w ciąży urząd dbał o jej sytuację materialną, ale jak urodziła zabrał jak swoje. Tak się dzieje nie tylko z pozostającymi na socjalu Polkami, podobne praktyki mają miejsce w stosunku do innych europejskich dzieci. Lecz polskie są najbardziej poszukiwane. Dlaczego? Dlatego, że władze III RP nie interesowały się ich losem, przyjmując za dobrą monetę, a nawet za oczywistość niemiecką opiekuńczość. Więcej, stosowały na wzór Jugendamtu praktyki odbierania dzieci biednym rodzicom u siebie, w Polsce. Na szczęście w lutym br. Sejm uchwalił ustawę zakazującą odbieranie dzieci z powodu biedy ich rodziców. Urzędy socjalne mogą występować o pozbawienie władzy rodzicielskiej w przypadkach skrajnej patologii, w tym znęcania się nad potomstwem. Natomiast biednym rodzinom ma obowiązek pomagać. Pomocny jest także program 500 plus, który wpływa zdecydowanie na poprawę losu rodzin, zwłaszcza wielodzietnych.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.