Prezes Sławomir Pietrzak: Janów Podlaski powinien stać się stadniną narodową. NASZ WYWIAD

fot. wPolityce.pl/A.Sarzyńska
fot. wPolityce.pl/A.Sarzyńska

Pani Shirley Watts jest nie tylko ważnym klientem dla Janowa, ale też miłośniczką koni. Myślę, że  współpraca z nią będzie kontynuowana

— powiedział w rozmowie z wPolityce.pl prezes stadniny w Janowie Podlaskim, Sławomir Pietrzak.

wPolityce.pl: Panie prezesie, rozmawiamy w trakcie Dni Konia Arabskiego w Janowie Podlaskim. To wielkie święto hodowców. Ale w tym roku przygotowaniom do niego towarzyszyło wiele nie najlepszych emocji, związanych ze zmianą władz, ze śmiercią kilku cennych koni, sporem politycznym, śledztwem itp. Czy ta sytuacja już się uspokoiła? Czy stadnina pracuje normalnie, nie w atmosferze awantury politycznej?

Sławomir Pietrzak, prezes stadniny w Janowie Podlaskim: Myślę, że tak. Te emocje już opadły. W stadninie pracuje się już normalnie. Przygotowania do aukcji były może nieco pośpieszne. Ale efekt, dzięki współpracy z Międzynarodowymi Targami Poznańskimi, jest bardzo dobry. Jak można zauważyć cała infrastruktura została wybudowana na czas. Wszystkie szczegóły dopięto na ostatni guzik. I bardzo jesteśmy szczęśliwi, bo i pierwszy dzień był bardzo udany i dziś także wszystko wygląda znakomicie. Wczoraj była piękna pogoda. Dziś trochę gorsza. Ale w razie deszczu mamy przygotowaną halę. Wczoraj odbył się na niej pokaz koni, które będą sprzedawane na aukcji. To się bardzo podobało.

A jak goście? Dopisali? Pytam przede wszystkim o potencjalnych klientów, uczestników aukcji? Bo różnie się mówiło o frekwencji przed imprezą…

Są klienci. I w dalszym ciągu się zgłaszają. Zgodnie z warunkami aukcji ostateczną listę klientów będziemy znali pół godziny przed aukcją. Bo do tego czasu można jeszcze wpłacić wadium.

W trakcie wiosennych zawirowań; z udziału w aukcji wycofała się jej wieloletnia bywalczyni; Shirley Watts. Wszystko w związku z niespodziewaną śmiercią jej dwóch klaczy, które trzymała w Janowie. A inni?

Ci wszyscy, którzy chcą kupić naprawdę dobre konie są tutaj. Albo jeszcze przyjadą. Bo takie konie są właśnie tutaj i cały światy o tym wie. Te wszystkie zawirowania na  sprzedaż nie mają żadnego wpływu. Jeśli chodzi o panią Shirley Watts, napisałem do niej list. I myślę, że też przyjedzie. Jeśli nie w tym, to w następnym roku. Oczywiście trudno się dziwić jej emocjom. To jest na pewno bolesne dla każdego hodowcy, kiedy traci konia. Ale po pewnym czasie emocje opadają. Dlatego myślę, że  w dalszym ciągu ta współpraca będzie kontynuowana. Pani Shirley Watts jest nie tylko ważnym klientem dla Janowa, ale też miłośniczką koni. I na pewno ta miłość do koni przeważy.

W ubiegłym roku na aukcji padł rekord. Wylicytowano 1 mln 400 tys. euro za klacz Pepitę. Spodziewa się pan w tym roku podobnej kwoty?

Wszyscy wiemy, że rekordy się zdarzają ale nie za często. Akurat trwa olimpiada i rekordy olimpijskie padają, ale też nie codziennie. Tu wszystko zależy od klientów. Ale zainteresowanie jest duże. Konie przedstawiamy bardzo dobre i taki rekord może paść. Ale czy padnie - nie możemy zapeszać, ani się nastawiać, że tak się stanie. Na pewno wystawiamy konie dobre i nie tanie.

Trudno się wybiera zwierzęta, które mają pójść pod młotek? Bo przecież to i strata dla stadniny i jakieś emocje. Koń to zwierzę, do którego łatwo się przywiązać, a i sporo wysiłku trzeba włożyć, zanim tak pięknie zaprezentuje się na ringu. Ale czasem trzeba się rozstać. Co decyduje o tym, które konie idą na sprzedaż?

Oczywiście nie sprzedajemy koni najcenniejszych. Bo one muszą zostać w stadninie. Jeśli chodzi o klacze, chcemy od nich uzyskać kolejne dobre źrebięta. Potencjał genetyczny musi być zachowany, by stadnina dalej kwitła, dalej się rozwijała. Na całym świecie, również w Janowie sprzedaje się te konie, które już spełniły swoją misję hodowlaną. Na przykład jeśli już mamy bardzo dobre córki danej klaczy, czy dobrych synów po danym ogierze - wtedy można go sprzedać.

Linia zostaje zachowana

Tak. Ale oczywiście zawsze to jest trudna decyzja, bo przywiązujemy się do koni. Ale takie są realia. Jeśli utrzymujemy ponad 350 koni czystej krwi arabskiej, to co jakiś czas musimy je sprzedawać, bo inaczej byłoby ich po prostu za dużo.

Usłyszałam dziś, że pan ma nową koncepcję prowadzenia hodowli. Chciałby pan, żeby Janów przestał być spółka z o.o., a stał się stadniną narodową. Trochę analogicznie do mediów narodowych. Jest szansa na taką zmianę?

Sądzę, że tak. Jestem też członkiem Rady ds Hodowli Koni, którą powołał minister rolnictwa. Złożyłem taki formalny wniosek. Dlaczego? Ponieważ spółka z ograniczoną odpowiedzialnością musi się kierować zasadami prawa handlowego, co stanowi taki bardzo sztywny gorset. A hodowli koni nie można porównać do produkcji jakichś przedmiotów. Dlatego, że to jest materiał biologiczny. Na efekt końcowy trzeba czekać bardzo długo. Ciąża u klaczy trwa 11 miesięcy. Koń jest w pełni dorosły w wieku lat 6 -7. Naturalnie my pokazujemy nasze konie arabskie już jako roczniaki, czy dwulatki, ale one osiągają pełnię rozwoju znacznie później. Więc na to wszystko potrzebny jest czas. I tu są trochę inne zasady niż w innych gałęziach gospodarki. Konie nie są sprzedawane co miesiąc, czy co tydzień. Taka aukcja jest raz do roku. W międzyczasie czasem uda się sprzedać jakieś zwierzęta ale aby utrzymać bardzo wysoki poziom hodowli nie można koni bez przerwy sprzedawać. Z drugiej strony cały czas potrzebne są znaczne nakłady na utrzymanie stada. To nie jest łatwe.

Dalszy ciąg na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych