Histeria rozpętywana przez niektóre media w związku z programem Rodzina 500 plus sięga zenitu. Rodziny wielodzietne przedstawiane są jako samo zło - piją, biją, śmierdzą, załatwiają się wydmach. Jeszcze chwila i dowiemy się, że są nosicielami epidemii. Co ciekawe niechęć do rodzin wielodzietnych sieją przeważnie dobrze sytuowani bezdzietni, którzy o problemach dużych rodzin nie mają bladego pojęcia. O ten atak zapytałam więc Macieja Sikorskiego, świetnego ojca piątki (niebawem szóstki) dzieci, pomysłodawcę i autora cyklu widowisk „Historia dla najmłodszych – budzenie pasji” i wielu innych edukacyjnych przedsięwzięć dla najmłodszych.
Macie piątkę dzieci, szóste w drodze. Spotykacie się z nieprzyjemnymi komentarzami, typu: „O! 2000 idzie”?
Maciej Sikorski: Choć w niektórych mediach mamy histeryczny atak na nas, na rodziny wielodzietne, to w „realu” całe szczęście nic takiego nie słyszałem, choć widzę często dziwne spojrzenia, przerażenie czy niedowierzanie. Np. w tramwajach. Chociaż ostatnio przez tydzień było miło. Mieliśmy w Krakowie ŚDM. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów chętnie i błyskawicznie ustępowano mojej żonie, która jest w ciąży, miejsca w tramwaju. Aż reszta dzieci była zaskoczona. Młodzi pielgrzymi z całego świata byli w tej materii zdecydowanie bardziej pełni empatii od statystycznych mieszkańców naszego miasta. Bardzo dużo „hejtu” spotykamy w Internecie. W czasie toczonych rozmów na portalach społecznościowych pada mnóstwo obraźliwych sformułowań. Ludzi doprowadza do szału fakt, że rodziny dostaną pieniądze. Nazwałbym to, delikatnie, bezinteresowną niechęcią. Zawiścią bez powodu. „Żałosna jałmużna” to jedno z łagodniejszych określeń. Wylewa się morze całe nienawiści. Dla bardzo wielu beneficjenci 500+ to wyłącznie rodziny patologiczne z problemem alkoholowym, prymitywni…
No właśnie, co czujesz, gdy czytasz, że beneficjenci 500 plus, to patologia, pijaki i w ogóle Hunowie, którzy psują innym odpoczynek?
To jest język przypominający pogardę z jaką hitlerowskie „gadzinówki” opisywały Żydów. W bardzo podobny sposób niektórzy piszą. To jest nieprawdopodobna nienawiść. Odczuwam wielki smutek i niedowierzanie. To jest jakiś rodzaj odhumanizowania, który zaczyna przerażać. Nie umiem tego pojąć, tego ogromu pogardy, nieukrywanej już niechęci, a czasem wręcz nienawiści. Skąd to się w nich wzięło? Co się z nimi porobiło? A jak Jan Paweł mówił o solidaryzmie, pamiętacie? Demografia też do Was nie trafia, że się kurczymy? A to przecież my ratujemy „ten kraj” przed wyludnianiem! Pytam Was: Czemu tak bardzo przeszkadza Wam, że kupimy naszym dzieciom podręczniki i buty, że wielu z nas pojechało wreszcie na wakacje? Że część rodzin zacznie się normalnie odżywiać, to też jest złe? Przecież większość tej kasy zasili rodzimy rynek - to też do Was nie przemawia?
Może powiedz im jacy jesteście. Może przestaną się was bać?
Jesteśmy normalni. Nie jesteśmy Hunami. Zdecydowaliśmy się oboje na życie w Polsce, choć w szafie leży Aliny paszport niemiecki. Ja też mam w części niemieckie pochodzenie (mój ojciec zmienił nazwisko ze Schmidtke na Sikorski, żeby uniknąć kłopotów ze strony władz i SB. Z takim nazwiskiem, do tego będąc bezpartyjnym byłoby mu ciężko piastować dyrektorskie stanowisko). Postanowiliśmy żyć tutaj. Alina przyjechała po niemieckiej maturze na studia do Polski, jako stypendystka rządu niemieckiego. Jako obcokrajowiec rozpoczęła i skończyła studia. Mieliśmy kiedyś chwilę zawahania. Finansowo byłoby nam tam zdecydowanie lepiej. Czekało by na nas mieszkanie lub dom. I sporo rodziny i przyjaciół. Alina jest muzykiem i muzykologiem. Przez moment rozważaliśmy przeprowadzkę. Pojawiła się bardzo atrakcyjna oferta pracy w szkole muzycznej. W Bawarii. Czyli coś jak u Pana Boga za piecem. Nie pojechaliśmy. Kochamy Polskę, naszą kulturę, historię. Jesteśmy chrześcijanami. To jest dla nas najważniejsze. Ja jestem bardzo Bogu wdzięczny, że mogę żyć w Polsce. To świetne miejsce. I szczególne. Jesteśmy skoncentrowani na życiu rodzinnym. Nasze dzieci świetnie się uczą: i w zwykłej szkole i w muzycznej. Czerpiemy z tego szczęście. Staramy się budować na Bogu. Kochamy nasz Kościół. Moja aktywność zawodowa w znacznej mierze polega na budowaniu wspólnoty. Realizuję kilka projektów dla dzieci. W widowisku „Budzenie pasji – historia dla najmłodszych” staramy się budować wspólnotę poprzez odkrywanie wspólnych korzeni, ukazywania osób i postaw, które staną się wzorem i drogowskazem dla dzieci. W spektaklu „Exit” który wystartował w czerwcu staramy się pokazać dzieciom, na podstawie Księgi Wyjścia to, że Bóg nie jest tylko tradycją. Jest żywy i przychodzi do każdego z nas. I może realnie zmieniać nasze życie. Chrześcijaństwo to zdecydowanie najlepszy fundament i budulec. I dla rodziny i dla kraju. Nie chowamy tego pod kołdrę, chcemy dzielić się tym doświadczeniem z innymi.
Skąd Twoim zdaniem taka niechęć części mediów do programu 500 plus i rodzin wielodzietnych?
Nie oszukujmy się. Część mediów pracuje na interes określonej opcji politycznej. Dla nich to jest świadoma gra. Doskonale wiedzą, że mnóstwo wyborców skorzysta z tego programu, doceni to, co on niesie. I w następnych wyborach zagłosuje na tych, którzy go uchwalili. Stąd konieczność mocnego uderzenia. Druga kwestia to sfera ideowa. Karmią swych odbiorców tym, z czego są ulepieni. W tym świecie króluje egoizm. Przyjemność myli się ze szczęściem. Spełnianie zachcianek jest najważniejszym celem życia. Większość z konsumentów tych mediów implantuje te idee bezrefleksyjnie. Chcą być tacy jak ich idole – różnego rodzaju celebryci. Tym ludziom wmówiono, że wszystko to, co z zachodu jest dobre. Nie dostrzegają, że ta cywilizacja upada. Titanic idzie na dno, orkiestra gra disco, śpiewa „baba z brodą”. W tym świecie nie ma miejsca na miłosierdzie. Media te promują, jak ładnie powiedział kiedyś Wojtek Wencel, serce z plasteliny. Nie z ciała. Czułe dla piesków i kotków, wrażliwe na różnego typu akcje udające ekologię… W Polsce coraz bardziej widać zaostrzającą się walkę ideologiczną. Z jednej strony mamy tych, którzy chcieliby budować na Bogu, nie wstydzą się tego. Z drugiej strony są ludzie, którym najbliżej jest do idei wyrażanych w rewolucji francuskiej. Rodzina staje się przedmiotem ataku. Jest to element walki rozgrywającej się na planie duchowym.
Kto wygra?
My, Polacy budujący na Bogu, patrioci zakochani w naszej Ojczyźnie. Jak wiesz jeżdżę dużo po Polsce. Przy okazji pokazywania naszych projektów – spektakli dla dzieci, widowisk, warsztatów, katechez spotykam bardzo dużo ludzi młodych i ich rodziców. I widzę, że od kilku lat ludzie są zmobilizowani wokół obrony swoich wartości. Po latach pedagogiki wstydu zaczyna się pedagogika dumy. Masowe zainteresowanie rekonstrukcją historyczną, kult Żołnierzy Wyklętych, czy jak kto woli Niezłomnych, zainteresowanie historią wśród młodzież. Widzę też przełom w Kościele. Powstaje mnóstwo prężnych wspólnot, ludzie młodzi modlą się, są świadkami wielu cudów – uzdrowień, uwolnień. Jestem głęboko przekonany, że Polska, to wspaniałe miejsce na ziemi, jesteśmy bardzo ważni dla Europy i świata. Wielkim impulsem były ŚDM. To dopiero zacznie przynosić efekty. Niesłychana radość, entuzjazm. Powiew Ducha Świętego. To zacznie nas przemieniać. Jestem pewien. Wydaje mi się, że doczekamy momentu w którym zaczną do nas przybywać imigranci inni, niż się spodziewamy teraz. Mam na myśli białych Europejczyków. Będą uciekać przed tym co już dzieje się w ich krajach. Bo to jest droga donikąd. I tej mojej wiary nie buduje na przepowiedniach Ojca Klimuszki czy innych. To są obserwacje zdarzeń, tego co się dzieje u nas i na Zachodzie. Widziałem reakcję na nasz kraj pielgrzymów z Europy Zachodniej. Oni byli zdumieni tym, jak pięknie jest w Polsce, jacy jesteśmy gościnni, ile mamy kościołów, że możemy modlić się w przestrzeni publicznej i nikt tego nie zakłóca – ani policja ani wybuch… Po powrocie opowiedzą o tym we Francji, Belgii, Niemczech… Ludzie w Polsce zaczęli oddychać swobodnie. Już za muchy owocówki czy brak toalety nikt nie odbierze nikomu dzieci. My wielodzietni czujemy, że poprawia się atmosfera, że ustala się wreszcie właściwe priorytety. Czeka nas piękny czas. Musimy być odważni, nie możemy się bać być innymi niż reszta. Wygramy.
Powiało optymizmem. W sprawie sześciolatków, media, o których mówimy, chętnie powoływały się na przykłady z Zachodu. Tymczasem teraz wydają się nie widzieć, że wsparcie wielodzietności, to na Zachodzie (i nie tylko) standard.
Media w sporej części są wyjątkowo wybiórcze w tej kwestii. Programy pomocowe, w których przeznacza się pieniądze dla dzieci funkcjonują od wielu lat w każdym chyba państwie na zachodzie. Ludzie są z nimi oswojeni, jest to dla nich oczywiste. I nagle gdy pojawia się taki sam pomysł w Polsce następuje histeria. Te same media nie za bardzo dostrzegały dziury w budżecie spowodowane wyprzedawaniem majątku narodowego za bezcen, nie chciały podnosić tematu strat, jakie Polska ponosiła z tytułu niepłacenia podatków przez korporacje np. sieci handlowe. Nie pisały też zbyt wiele o nieszczelnym systemie podatkowym i transferowaniu środków z Polski, które powodowały gigantyczny uszczerbek w państwowej kasie. Za to teraz mocno skoncentrowały się na rzekomych szkodach jakie poniesiemy z tytułu 500+. Polska się kurczy. Jest nas coraz mniej. Mamy beznadziejną demografię. Przecież dziennikarze piszący krytycznie o tym projekcie doskonale o tym wiedzą. Życzyłbym sobie nam wszystkim merytorycznej dyskusji na ten temat a nie napaści na tych, którzy są dla nas nadzieją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/304347-wielodzietnych-opisuje-sie-dzis-jezykiem-jakim-hitlerowskie-gadzinowki-opisywaly-zydow-mowi-wielodzietny-ojciec