Czy Fronda będzie musiała drukować pornografię?

fot,paperlinx.com.pl
fot,paperlinx.com.pl

Przede wszystkim jednak podejście pani sędzi – i sądu – jest absurdalne, bo wynika z niego, że przedsiębiorca nie ma prawa kierować się w swojej działalności swoimi poglądami. W skrajnej sytuacji – podążając tropem myśli sędzi Kamińskiej – wydawnictwo Fronda musiałoby opublikować książkę pornograficzną, prywatna katolicka szkoła musiałaby przyjąć młodego satanistę, namiętnie czytający Giewu restaurator musiałby przystać na zorganizowanie w swoim lokalu imprezy Młodzieży Wszechpolskiej, a sklep z patriotyczną odzieżą musiałby przyjąć do dystrybucji koszulki z „Che” i Leninem. Przecież ani wydawcy, ani właściciele sklepów z odzieżą, ani restauratorzy, ani właściciele niepublicznych szkół nie mają klauzuli sumienia, tak jak drukarze. Prawda, pani sędzio?

Tu pani sędzia wkracza z kolejnym błyskotliwym spostrzeżeniem i oznajmia, że gdyby tak każdy mógł sobie swobodnie decydować, to może też zadecydowałby, że nie chce mu się płacić podatków, bo są przeznaczane na cel, który mu się nie podoba. Absurd tego porównania jest tak porażający, że można zadać sobie pytanie, jak używająca go osoba mogła zostać nie tylko szefową stowarzyszenia sędziów, ale sędzią w ogóle. Płacenie podatków nie ma nic wspólnego – z prawnego punktu widzenia – z przywołanym przez samą panią sędzię artykułem kodeksu wykroczeń, ale przede wszystkim jest działaniem z całkiem innej kategorii. Ze swojej natury podatki są indywidualnym świadczenie na rzecz wspólnoty, obowiązkiem wynikającym z samego faktu, że żyje się w zbiorowości, w państwie, które w zamian (w teorii przynajmniej) wypełnia swoje zobowiązania wobec podatnika. Jest to zobowiązanie całkowicie nieporównywalne z suwerenną decyzją przedsiębiorcy o tym, czy ma ochotę przyjąć czyjeś zlecenie czy też nie. Do problemu, jak zwykle, warto podejść rozważnie i konsekwentnie. Konsekwencja polega na tym, że prawo do odmowy świadczenia usług z powodu własnych przekonań może zadziałać w każdą stronę i na to trzeba się zgodzić, jeśli żąda się takiego prawa dla drukarza, o którego historii mówimy. Możemy sobie zatem na przykład wyobrazić, że zawzięty ateista odmawia wynajęcia pokojów w swoim pensjonacie grupie księży. Uprzedzenia? Trudno, ma do nich prawo.

Trzeba tu jednak poczynić pewne istotne zastrzeżenie. Zauważmy, że organizacja LGBT zwróciła się do firmy poligraficznej ze zleceniem, którego skutkiem byłaby promocja ich poglądów. A więc wypełniając to zlecenie, drukarz przyczyniałby się w jakimś stopniu do popularyzacji przekonań, z którymi się głęboko nie zgadza. Nie jest to jednak reguła w każdym przypadku, jaki można sobie wyobrazić. Załóżmy, że właściciel restauracji odmówiłby mi stolika, bo nie lubi moich tekstów. Jednak to, czy zjem w jego restauracji czy nie, nie ma związku z tym, czy będę swoje komentarze publikował czy nie. Na tej samej zasadzie wątpliwe jest, czy usprawiedliwione byłoby, gdyby, powiedzmy, taksówkarz odmówił przewiezienia Murzyna tylko dlatego, że – ogólnie – nie lubi czarnych. Bez żadnej wyraźnej przesłanki ani powodu. Tu mielibyśmy do czynienia z bezzasadną dyskryminacją i wydaje się, że rozsądnie byłoby tutaj właśnie postawić barierę.

Wolałbym jednak, aby o tym, czy takie działanie jest dopuszczalne czy nie, rozstrzygał sąd, który za podstawę przyjmuje liberalne założenie, że zawieranie umów jest dobrowolne, a nie, że ma pozwanego uczyć „szacunku dla różnych mniejszości” – jak się wyraziła pani sędzia.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.