Dziewczynka i chłopczyk z Wrocławia - dwa życia, dwie historie, dwa zakończenia

Fot. Freeimages.com
Fot. Freeimages.com

W tle dramatyczne pytanie: kiedy ratować życie, a kiedy je eksterminować?

Ich historie dzielą raptem dwa lata.

Tragiczna historia dziewczynki z Wrocławia, którą opisał nasz portal dwa lata temu, obiegła całą Polskę. Abortowane we wrocławskim Szpitalu Specjalistycznym przy ul. Kamieńskiego dziecko przeżyło. Lekarze widząc to zaczęli je ratować. Poród został sztucznie wywołany w 23/24 tygodniu ciąży, bo u dziewczynki stwierdzono Zespół Downa. Dziecko, które rodzice zostawili w szpitalu, żyło jeszcze kilka tygodni. Na przeżycie m.in. bez dostatecznie rozwiniętych płuc nie miało szans. Umierało samotnie pozostawione same sobie. Zgodnie z polskim prawem.

I historia sprzed dwóch dni. Uniwersytecki Szpital Kliniczny przy ul. Borowskiej. Chora na raka mózgu 41-letnia kobieta umarła w 17 tygodniu ciąży. Lekarze wraz z ojcem poczętego dziecka podjęli ryzykowaną decyzję, aby je ratować. Dziecko było zbyt małe, aby przeżyć samodzielnie. Brakowało ok. 7 tygodni, aby chłopczyk mógł żyć poza ciałem matki. Przez 55 dni sztucznie podtrzymywali życie kobiety i znajdującego się w jej łonie chłopca. Dziś malec jest zdrowy, ma 3 miesiące i jest pod opieką taty, który cały czas - co podkreślają lekarze - czuwał nad swoimi bliskimi m.in. czytając będącemu w łonie synkowi bajki. Polskie prawo okazało się skuteczne.

Dwa życia, dwie historie, a jak odmiennie zakończone.

Chłopczyk przeżył, bo lekarze brawurowo walczyli o jego życie. O dziewczynkę medycy nie chcieli walczyć. Chłopiec przez 7 tygodni dzięki lekarzom mógł rozwijać się w łonie zmarłej mamy, dziewczynce na to nie pozwolono, sztucznie wywołując przedwczesny poród. W przypadku chłopca lekarze z sukcesem zastosowali niezwykle ryzykowną procedurę wielotygodniowego podtrzymania życia matki, w przypadku dziewczynki terminowali ciążę skracając jej życie. A przecież w obu sytuacjach chodziło o to samo ludzkie życie. Tragiczne jest też to, że obie historie dokonały się w świetle polskiego prawa. W jednym przypadku to prawo ochroniło życie, w drugim nakazywało je zakończyć. Chłopiec żyje, dziewczynka nie. Jedno życie ludzie dla polskiego prawa okazało się ważniejsze od drugiego.

I na koniec dwa pytania. Czy obie te sytuacje nie powinny się stać decydującym głosem w toczącej się dyskusji o potrzebie zmiany tzw. ustawy aborcyjnej? Czy istnieje jakiś bardziej namacalny argument za życiem niż „być” lub „nie być” tego życia? Tylko czy te pytania usłyszą politycy, także Ci z prawej strony?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.