Niemożliwe staje się możliwe. Sejm i Senat zajmują się dekomunizacją. W Polsce może być jeszcze około 1400 nazw miejsc, które upamiętniają system komunistyczny

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.wPolityce.pl
fot.wPolityce.pl

Samorządy będą miały rok na usunięcie z przestrzeni publicznej nazw upamiętniających osoby, organizacje, wydarzenia i daty symbolizujące komunizm lub propagujące go - taką poprawkę do projektu ustawy o zakazie propagowania komunizmu wprowadziły sejmowe komisje.

Projekt ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej przygotowali senatorowie PiS. W lutym Senat podjął inicjatywę legislacyjną w tej sprawie.

Zgodnie z projektem nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, w tym dróg, ulic, mostów i placów, nadawane przez jednostki samorządu terytorialnego nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny, ani w inny sposób takiego ustroju propagować.

W projekcie ustawy zapisano, że:

za propagujące komunizm uważa się także nazwy odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944-1989.

Jednocześnie, zgodnie z projektem, samorządy będą miały obowiązek zmiany dawniej nadanych nazw, jeśli związane są one z osobami, wydarzeniami i datami, które będą zakazane według projektowanej ustawy. Senat proponował by na zmianę nazw dawniej nadanych samorządy miały dwa lata.

Projekt zakłada też, że proces dekomunizacji nadzorowaliby wojewodowie w porozumieniu z IPN. Ustawa nie obejmuje jednak pomników.

Senator PiS Robert Mamątow w rozmowie z Radiem Maryja zwraca uwagę, że o ustawę dekomunizacyjną zabiegali samorządowcy.

W różnych regionach kraju nie udało się to z różnych przyczyn. Nie chcę już w to wnikać, bo dużo by opowiadać, ale niemniej nie udało się samorządowcom. Oni chcieliby sprawę załatwić, a sami tego do końca nie mogą zrobić z różnych przyczyn. A my wychodzimy naprzeciw. Projekt ustawy senackiej zakłada jak najmniejszą ingerencję państwa we władzę samorządową. Niemniej ten temat jest może nie to, że narzucony, ale pokazany jak to trzeba załatwić i samorządy mają teraz narzędzie, żeby tę sprawę raz na zawsze załatwi

—powiedział senator Robert Mamątow.

Zgodnie z projektem zmiana nazwy dokonana na podstawie ustawy nie będzie miała wpływu na ważność dokumentów zawierających nazwę dotychczasową. Oznacza to, że np. dowód osobisty, mimo zmiany nazwy ulicy, przy której mieszka osoba legitymująca się nimi, będzie ważny, dopóki nie upłynie zapisany na nim termin ważności.

Jak zaznaczono w uzasadnieniu do projektu wejście ustawy w życie będzie wiązało się z kosztami dla budżetu państwa w postaci zmniejszenia dochodów, spowodowanego zwolnieniem z opłat oraz zwiększeniem wydatków związanych z wymianą dokumentów. Również samorządy poniosą koszty związane z wymianą dokumentów, a ponadto wydatki na zmianę tablic z nazwami ulic.

Należy pamiętać, że obywatele będą ponosić koszty związane z wymianą dokumentów (inne niż opłaty - np. koszty fotografii zamieszczanej w dokumentach, koszty przejazdów, utracony zarobek), tabliczek oznaczających posesje, oraz takie koszty jak wymiana szyldów, wizytówek, papieru firmowego, koszty poinformowania nadawców korespondencji, koszty zmiany ogłoszeń i reklam

—napisano w uzasadnieniu.

Ustawa ma wejść w życie po upływie 3 miesięcy od dnia jej ogłoszenia.

Jak podał Mamątow w lutym przedstawiając w Senacie projekt ustawy z informacji jakie uzyskał w IPN wynika, że w Polsce może być jeszcze około 1200-1400 nazw miejsc, które upamiętniają system komunistyczny.

ann/PAP/radiomaryja.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych