Powrót e-dowodów

Fot. mswia.gov.pl
Fot. mswia.gov.pl

Nowe dowody osobiste z czipem pojawią się najpóźniej w marcu 2018 r.

Minister cyfryzacji Anna Streżyńska zapowiedziała, że jeszcze w tym roku zostaną wznowione prace nad przygotowaniem elektronicznych dowodów tożsamości. To ważna wiadomość, bo Polska jest jednym z nielicznych krajów UE, które takiego dokumentu nie posiadają. Dowody elektroniczne obowiązują już m.in. w Austrii, Belgii, Czechach, Hiszpanii, Estonii, Niemczech oraz we Włoszech. W całej Europie dowody elektroniczne ma już 26 państw, ma je nawet Albania, Bośnia i Hercegowina, a za moment będzie je miała Bułgaria. Polska też miała je wdrożyć. I to rok temu.

Niestety, mimo że w ciągu ostatnich lat na stworzenie rejestrów państwowych (niezbędnych do szybkiej identyfikacji osób i kontroli różnych danych) wydano prawie 300 mln zł, samego dokumentu z czipem nie udało się stworzyć. A było już blisko. Poprzednia ekipa rządząca w marcu ubiegłego roku wprowadziła nowy, lepiej zabezpieczony dowód osobisty, z którego usunięto takie dane jak adres czy wzór podpisu. Stało się tak dlatego, że z założenia nowy dowód miał mieć czipa, w którym będą zakodowane dodatkowe informacje, ale w ostatniej chwili zmieniono decyzję. Podobno dodanie czipa było za trudne, za kosztowne i brakowało wówczas niezbędnych baz danych. Do portfeli Polaków trafił więc dokument, którego posiadanie może się wiązać z niedogodnościami, np. na poczcie lub w banku. Niektórzy mówią wprost, że nowe dowody to małe szalbierstwo, które miało przekonać urzędników Komisji Europejskiej do tego, że Polska nie zmarnowała unijnych dotacji (236 mln zł) na wdrożenie elektronicznych dokumentów. Nie będzie więc musiała ich zwracać. Ale Unia nie jest ani ślepa, ani głucha. Z korespondencji Ministerstwa Cyfryzacji z Brukselą wynika, że nie odpuści nam tych pieniędzy, jeżeli w najbliższym czasie nie wprowadzimy prawdziwego dowodu z czipem. Co więcej, musimy to zrobić za pieniądze z budżetu. Ile to będzie kosztowało? Trudno powiedzieć.

Na razie przeprowadzamy audyt i bierzemy pod uwagę różne możliwości

— mówi dyplomatycznie Karol Mantys, rzecznik prasowy Ministerstwa Cyfryzacji.

Sama minister Streżyńska też nie zdradza strategii wprowadzania e-dowodu. W wywiadach prasowych zapewnia jednak, że będzie to dla niej priorytet. Nie wyklucza, że dowód może mieć różne formy: nie tylko plastikowej kary z czipem, lecz może być również dostępny jako aplikacja na smartfona. Choć to ostatnie rozwiązanie jest najmniej prawdopodobne — dowód osobisty to także dokument upoważniający do przekraczania granic w strefie Schengen, a trudno sobie wyobrazić honorowanie takiej aplikacji poza naszym krajem.

Po co nam ten czip?

Warto też wspomnieć, że pierwsze plany wprowadzenia nowego wzoru dokumentów pojawiły się już w 2008 r. Te biometryczne „cuda” miały mieć wbudowany czip zawierający wszystkie dane posiadacza, włącznie z odciskiem linii papilarnych i podpisem elektronicznym. W 2010 r. rząd zaczął realizować program o nazwie pl.ID, którego celem było stworzenie niezbędnych elektronicznych baz danych pozwalających na uproszczenie biurokratycznych procedur i opracowanie blankietu nowych dowodów. Jednak walka o setki milionów złotych z dotacji unijnych, nieumiejętność przeprowadzenia przetargu i afera korupcyjna spowodowały, że wiele z założeń programu pl.ID powstało z opóźnieniem, niektóre nadal nie działają tak jak trzeba.

Idea wprowadzenia dowodu elektronicznego będącego podstawą sprawnej e-administracji jest jak najbardziej słuszna i potrzebna. Chodzi mniej więcej o to, by bez zbędnych wizyt w urzędach każdy obywatel mógł załatwić np. rejestrację samochodu, ubezpieczyć się czy zarejestrować dziecko.

Koniec z dublowaniem informacji, dostarczaniem wielu dokumentów, bo urzędnik sam znajdzie potrzebne informacje w systemie

— czytamy na portalu Obywatel.gov.pl. To przewodnik informujący, jak załatwiać różne sprawy urzędowe, takie jak np. budowa domu, ślub, rejestracja samochodu, uzyskanie ulg czy zasiłków na dzieci.

Z doświadczeń innych krajów wynika, że dowód z czipem może znacznie ułatwić życie. Pozwala błyskawicznie potwierdzić dane np. przy transakcjach w internecie lub w systemie opieki zdrowotnej. Co więcej, pozwala np. brać udział w wyborach parlamentarnych czy referendach bez wychodzenia z domu.

Wdrożenie systemu dowodów elektronicznych przyniesie też korzyści przedsiębiorcom. Będą oni mogli np. zarejestrować lub wyrejestrować działalność gospodarczą przez internet, rozliczyć się z fiskusem, brać udział w przetargach, przekazywać szybko i bez kosztów niezbędne dane do GUS. Kolejnymi beneficjentami e-administracji będą sami urzędnicy. Dzięki zintegrowanym rejestrom będą mogli szybciej załatwić różne sprawy, zmniejszy się liczba błędów. Generalnie poprawią się jakość obsługi i atmosfera w urzędach. Spadną też koszty, bo np. zamiast nadawać setki pism pocztą, będzie można je wysłać mejlem.

Natomiast mogą budzić kontrowersje z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa i ochrony danych wrażliwych obywateli pojawiające się gdzieniegdzie pomysły, by elektroniczny dowód osobisty dodatkowo posiadał funkcjonalności komercyjne, np. bankowej karty płatniczej. Na takie rozwiązania nie zdecydował się żaden kraj europejski. Może się jednak zdarzyć, że wyspecjalizowane w e-usługach zagraniczne koncerny będą lobbować na rzecz korzystnych dla siebie rozwiązań i przed takimi działaniami powinniśmy się skutecznie zabezpieczać.

Kto to zrobi?

Co prawda nie ma jeszcze projektu e-dowodu, ale już zaczęły się dyskusje o tym, kto powinien ten najważniejszy dla Polaków dokument produkować. Teoretycznie największe szanse ma na to Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, czyli instytucja, która od 1919 r. specjalizuje się wytwarzaniu różnego rodzaju dokumentów, druków, banknotów, kart, znaczków, a ostatnio także rozwiązań IT. Jednak w historii polskiej gospodarki rynkowej zdarzało się, że sprawujący władzę organizowali przetargi otwarte. Bo tak miało być taniej, sprawniej. W historii miały miejsce przypadki, gdy czasowo zlecano produkcję polskich banknotów lub dokumentów zagranicznym firmom. O mało nie stało się tak ostatnio w 2011 r. Ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji postanowił, że wykonawca nowych dowodów osobistych zostanie wyłoniony w przetargu. Swoje oferty oprócz Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych złożyły takie firmy jak On Track Innovations Ltd, ASEC i Trusted Information Consulting oraz DGT, Allami Nyomda Nyrt i Challenge Card Design Plastikkarten. Na szczęście konkurs unieważniono. Inicjatywa polskiego rządu wywołała wówczas dużą konsternację na świecie. W praktyce państw rozwiniętych gospodarczo nie zdarza się bowiem, żeby rządy zlecały produkcję strategicznych dokumentów obcym, zagranicznym firmom, jeżeli mają w swoim kraju własnego, kontrolowanego kapitałowo producenta. Dlatego np. u naszego zachodniego sąsiada stałą praktyką jest zlecanie produkcji wszystkich strategicznych niemieckich dokumentów do Bundesdruckerei, która należy w 100 proc. do rządu. Dzieje się to poza jakimikolwiek konkursami i wynika wprost z przesłanki bezpieczeństwa państwa, gdyż zlecenie druku ważnych dokumentów firmie zagranicznej wiąże się ze znacznym ryzykiem. Nie można np. wykluczyć, że dane Polaków zostaną wykorzystane przez obce służby np. do tworzenia tożsamości oficerów obcego wywiadu lub świadków koronnych. Poza tym nikt nie jest w stanie zagwarantować, że państwo, które obecnie jest naszym politycznym i gospodarczym sojusznikiem, za kilka lat nie zmieni polityki.

Standardem w krajach rozwiniętych jest samodzielne produkowanie dokumentów zabezpieczonych

— mówi Piotr Woyciechowski, prezes PWPW. Produkcja paszportów, dowodów osobistych czy banknotów to obszary kluczowe dla bezpieczeństwa państwa, więc najczęściej zajmują się tym firmy takie jak PWPW, należące do państwa i będące pod jego kontrolą. W państwach europejskich posiadających własne, narodowe wytwórnie te kwestie uregulowane są ustawą, w Polsce niestety takich przepisów jeszcze nie ma. PWPW nie można zarzucić braku doświadczenia. Warszawska firma od kilku lat dostarcza elektroniczne dowody osobiste i paszporty biometryczne z czipem do Armenii. Ma więc całą niezbędną infrastrukturę i specjalistów.

Armenia była dla nas pewnego rodzaju poligonem doświadczalnym, na którym mogliśmy sprawdzić technologie i nasze rozwiązania

— twierdzi prezes PWPW.

I jeszcze jeden argument za tym, by nasze dowody były drukowane w kraju: na to zlecenie państwo, a więc i my, podatnicy, będziemy musieli wydać dziesiątki milionów złotych. Lepiej więc, żeby te pieniądze trafiły do polskiej państwowej firmy — część z nich wróci do budżetu w formie dywidendy. Patrząc jednak na doświadczenia innych państw oraz sytuację, w której znalazła się obecnie Europa, Polska musi być też przygotowana na różne skrajne sytuacje, takie jak migracje ludności, działania militarne, katastrofy przyrodnicze. To sprawia, że przyszły e-dowód musi spełniać funkcje identyfikacyjne w sytuacjach kryzysowych, aby można było potwierdzić tożsamość osoby, gdy systemy informatyczne nie będą działać.

Jadwiga Marcińska

Materiał powstał przy współpracy z Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych SA

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.