Jak utrwalano mit Wałęsy. Finansowy parasol państwa, samorządów i spółek rządowych, z PKO BP na czele, nad „Bolkiem”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Zdjęcie zamieszczone na stronach PKO BP
Zdjęcie zamieszczone na stronach PKO BP

Dokumenty, które wysypały się z teczki Kiszczaka, ostatecznie grzebią mit Lecha Wałęsy.

Mit ten, służący Platformie Obywatelskiej, jej salonowym sprzymierzeńcom i wszystkim, którym potrzebny był „autorytet” plujący na PiS i Kaczyńskiego, podtrzymywany był w ciągu ostatnich lat m.in. dzięki ogromnym pieniądzom. Przedsięwzięcia Wałęsy wspierało państwo i samorządy a także nadzorowane przez resort skarbu potężne spółki, z bankiem PKO BP na czele. Czy finansowy parasol nad „Bolkiem” zostanie wreszcie zamknięty?

Strategia władców III RP związana z agenturalną przeszłością Wałęsy była jasna od samego początku. Trzeba było przemilczeć lub zawrzeszczeć każdą próbę powiedzenia prawdy na ten temat, bo republika Okrągłego Stołu została zbudowana na fundamentalnym kłamstwie, głoszącym, iż rozsądni działacze „Solidarności” pokojowo i na partnerskich zasadach dogadali się z rozsądnymi komunistami, dzięki czemu uniknięto rozlewu krwi i zapoczątkowano wspaniałe reformy gospodarcze.

Taktycznie Lech Wałęsa stał się szczególnie potrzebny, kiedy do władzy po raz pierwszy doszło Prawo i Sprawiedliwość. Bohater „Solidarności”, noblista, „niekwestionowany autorytet” miał mówić źle o braciach Kaczyńskich i całej formacji, kwestionującej ustalony przecież raz na zawsze pookrągłostołowy porządek. No i mówił, dokładnie to, czego od niego oczekiwano - na czołówkach gazet, w zaprzyjaźnionych z establishmentem stacjach telewizyjnych, w kraju i (co szczególnie ważne) za granicą, gdzie nikt o nie słyszał o historii TW „Bolka” a głos Wałęsy traktowany był jak głos „wolnej Polski”.

„To Lech Kaczyński ponosi winę za katastrofę smoleńską”, „Kaczyńscy byliby gorsi od Bieruta”, „To takie <<łajniaki>>, które całe życie będą grzebać się w łajnie”, „PiS zrujnuje Polskę”

— takie wypowiedzi to u Wałęsy norma.

Umacnianiu przydatnego dla salonu mitu Wałęsy służyły też materialne i symboliczne pomniki naszego narodowego bohatera. W Gdańsku, mateczniku Platformy jego nazwano port lotniczy. Europejskie Centrum Solidarności, zbudowane za setki milionów publicznych złotych, wymyślone zostało jako hołd dla wałęsowskiej, establishmentowej wersji historii. Pieniądze płynęły też szerokim strumieniem do Instytutu Lecha Wałęsy, fundacji stanowiącej zaplecze noblisty, organizującej sporą część jego publicznej obecności.

Pieniądze na inicjatywy Instytutu dawał m.in. Orlen. Wielką „robotę” wykonywał bank PKO BP, „wyłączny partner” przyznawanej przez wiele lat nagrody Lecha Wałęsy. Eks-prezydent przyznawał ją wybitnym działaczom na rzecz praw człowieka, co budowało wizerunek niezłomnego Wałęsy na całym świecie. Nagroda wynosiła 100 tysięcy dolarów, a symboliczne czeki z dumą prezentował rokrocznie prezes bankowego potentata, Zbigniew Jagiełło. Do dzisiaj widać to na stronach internetowych banku (zdjęcie powyżej). Pewnie w podzięce menadżer dostąpił później zaszczytu uczestniczenia w hucznych urodzinach Lecha Wałęsy.

Kto dziś finansuje Instytut Lecha Wałęsy i czy wśród darczyńców są firmy dysponujące publicznym groszem? Nie jest to oczywiste. Instytut, w przeciwieństwie do wielu innych fundacji, nie przedstawia na swojej stronie internetowej listy kluczowych darczyńców. Możemy tam przeczytać jedynie, że 

„wspieranie procesów demokratyzacji społeczeństw, promowanie dialogu międzykulturowego, przeciwdziałanie łamaniu praw człowieka, jak również wiele innych prowadzonych przez Instytut działań jest możliwe dzięki zaangażowaniu zaprzyjaźnionych firm”.

„Zapraszamy do współpracy!” – czytamy na stronie ILW. Ciekawe, czy po otwarciu szafy Kiszczaka ktoś jeszcze będzie do niej skłonny.

wu-ka

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych