Dukaczewski: "Komu i czemu służą takie publikacje?" Tak były szef WSI odpowiada na ujawnienie jego świadectwa ukończenia moskiewskiego kursu GRU już po upadku komunizmu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. tvn24.pl/wPolityce.pl
fot. tvn24.pl/wPolityce.pl

Jestem przekonany, że ludzie szkoleni w służbach wojskowych byli profesjonalistami. Ludzie służb, którzy zachowali pewną ciągłość między PRLIII RP, pracowali zawsze w interesie kraju i byli do tego odpowiednio przygotowani. Ocena, że nie byli, jest oceną własną pana Cenckiewicza

— broni się Marek Dukaczewski w rozmowie z portalem „Onet.pl”. Były szef WSI otrzymał dziś mocny cios, bowiem dr hab. Sławomir Cenckiewicz opublikował w tygodniku „Do Rzeczy” świadectwo potwierdzające udział Dukaczewskiego w kursie GRU w Moskwie, który rozpoczął się… w lipcu 1989 r., a więc po formalnym upadku komuny.

Historyk dowiódł korzystając z nieznanych dotąd dokumentów, że po powrocie z Moskwy przełożeni Dukaczewskiego wysłali go do Norwegii, gdzie miał rozpoznawać potencjał NATO. Przebywał tam do 1992 r.

Prezentował się jako patriota i profesjonalista, mówił o samooczyszczeniu WSI z ludzi dawnego reżimu. (…) Jednak o swoim kursie w GRU nigdy nie wspominał. Wpisywał się tym samym w praktykę WSI, które ukrywały sowieckie szkolenia i kursy oficerów tej służby

— napisał dr hab. Cenckiewicz, który także na Twitterze opublikował moskiewskie świadectwo gen. Dukaczewskiego:

Na „Onet.pl” Dukaczewski broniąc się wykorzystuje nawet osobę nieżyjącego Lecha Kaczyńskiego do ataku na Cenckiewicza.

Warto podkreślić tutaj, że o służbach wiele panowie Macierewicz i Cenckiewicz mieli do powiedzenia w trakcie procesu likwidacji WSI. Pan Cenckiewicz pełnił wówczas funkcję szefa komisji i w mojej ocenie był on współautorem raportu, do którego aneksu nie chciał opublikować nawet Lecha Kaczyński - gdy miał taką możliwość pełniąc funkcję prezydenta Polski.

No i uderza w modne ostatnio w jego środowisko tony:

To, co dzisiaj obserwujemy, to kolejny spadek pozycji Polski na arenie międzynarodowej, a to powoduje satysfakcję nie w Waszyngtonie czy Londynie, a właśnie na Kremlu. Komu i czemu służą takie publikacje?

Slaw/ „Do Rzeczy”/ „Onet.pl”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych