Wyszkowski o "Komitecie Obrony Demokracji" tworzonym przez "Wyborczą": "To Urbanizacja Polski, to kpienie z historii kraju". NASZ WYWIAD

Fot. wPolityce/Facebook
Fot. wPolityce/Facebook

Ten „ruch oporu” to próba przeciwstawienia się ruchowi demokratycznemu, który podjął decyzję w wyborach, przez ludzi, którzy mają do tych decyzji stosunek opresyjny właśnie, a udają tylko obrońców wolności i demokracji

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Krzysztof Wyszkowski, współzałożyciel Wolnych Związków Zawodowych.

CZYTAJ TAKŻE: Szczyt antypisowskiej histerii! Powstał „Komitet Obrony Demokracji”. Byt wirtualny, ale „Gazeta Wyborcza” już donosi o tysiącach zwolenników

Czy wyjął pan już z szuflady swój stary, zakurzony, znoszony opornik?

Opornik?

Tak, opornik.

(śmiech) Aaa, rozumiem, że to aluzja do tej obrony demokracji, tak?

Oczywiście. Walczył pan o wolną Polskę, o demokrację, więc skoro dziś jest ona zagrożona - według gazety Michnika - to chyba znowu pan wystąpi, nieprawdaż?

Ja tę „obronę demokracji” porównałbym z wielkim banerem - jak to się dziś mówi, a wtedy to był wielki napis na domu partii przy Rondzie de Gaulle’a. W reakcji na nasze hasło „Nie ma wolności bez Solidarności” komuniści wywiesili swoje hasło: „Nie ma wolności bez odpowiedzialności”. To dziś mi wygląda na reakcję szeroko pojętego środowiska postkomunistycznego, którego ideowym organem jest „Gazeta Wyborcza”.

Postkomunistycznym i neokomunistycznym.

Tak, oni próbują ten ruch ożywić. Ten komunizm starego stylu, sowieckiego był aseksualny, nawet antyseksualny. Ten dzisiejszy, nowoczesny jest bardzo nasycony treściami erotycznymi czy nawet pornograficznymi. Ale to co dzisiaj jest, ten „ruch oporu” to próba przeciwstawienia się ruchowi demokratycznemu, który podjął decyzję w wyborach, przez ludzi, którzy mają do tych decyzji stosunek opresyjny właśnie, a udają tylko obrońców wolności i demokracji. To wygląda na taką powtórkę z końca lat 80., gdy partia próbowała apelować do odpowiedzialności. Dziś jej naśladowcy „bronią demokracji”.

Dlaczego ludzie, najwyraźniej zaczadzeni propagandą z „Wyborczej”, nie protestowali, gdy całkiem niedawno zatrzymywano, aresztowano dziennikarzy, a do redakcji wpadał prokurator i funkcjonariusze ABW? Gdzie oni wówczas byli?

I to jest sedno sprawy. W moim przekonaniu wcale nie chodzi o obronę czegokolwiek, o stworzenie ruchu społecznego oporu. Tu chodzi o to aktywizację swoich, o próbę zebrania do kupy tego co się im rozpadło i ratowania tych resztek. „Wyborcza”, gdy była uważa za pismo Solidarności, to miała pół miliona nakładu, a teraz ledwo zipie. Więc to też jakaś próba utrzymania się, utrzymania czytelnika, utrzymania zwartości środowiska.

Ciąg dalszy czytaj na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.