Prof. Legutko: "Sytuacja w polskiej edukacji jest fatalna. Nauczyciele czują się odtrąceni, poziom nauczania spada, a pani minister wygłupia się z drożdżówkami". NASZ WYWIAD

fot. PAP/Paweł Supernak
fot. PAP/Paweł Supernak

A jak pan ocenia poziom kształcenia polskich dzieci w ostatnich latach?

Poziom edukacji to jest chyba ostania rzecz, która interesuje resort edukacji. A może nawet takiej pozycji nie ma na liście. Nie interesował Hall, Szumilas, nie interesuje też Kluzik – Rostkowskiej. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, ze poziom edukacji spada. To widać na uczelniach, wśród młodzieży, która pojawia się na studiach. Bezmiar ignorancji jest niewyobrażalny. To jest nie tylko ignorancja, jeśli chodzi o wiedzę, że student może nie wiedzieć, czy najpierw było Średniowiecze czy Oświecenie, czy odwrotnie ( to przypadek z mojego własnego doświadczenia). Ale to także nieumiejętność pisania, czy rozumienia tekstu nieco bardziej skomplikowanego niż gazetowy. Do tego dochodzi nieznajomość historii i literatury, słaba znajomość matematyki, której poziom nauczania jest bardzo niski…

Ale czy te wszystkie mankamenty, o których pan mówi, są efektem złego zarządzania, testowego sposobu sprawdzania wiedzy,  czy może szerszych procesów cywilizacyjnych – wynikających ze zmian technologicznych, które zmieniają percepcję uczniów nie tylko w Polsce?

Oczywiście wszystkie kraje mają ten problem. Ale rzecz w tym, że ten poziom ostatnio bardzo się u nas obniżył. Jeszcze niedawno umiejętność pisania była u nas znacznie lepsza. Spadła po tych wszystkich zabiegach jak wprowadzanie testów i obniżanie kryteriów egzaminacyjnych. Paradoks polega na tym, że kolejni szefowie resortów uważali, że w ten sposób poprawią się statystyki. Że okaże się, że jak obniżymy kryteria to będziemy mieli ileś procent więcej piątkowiczów i szóstkowiczów.

Ale to działa w drugą stronę. Obniżony poziom niemal natychmiast okazuje się za wysoki, bo to obniża motywację, sposób egzekwowania wiedzy, zdobywanie umiejętności. To jest ciężki grzech szefów resortów. Bo oni zaczynali z poziomu, który był całkiem przyzwoity. Można był pójść w górę, a wszystko runęło w dół…

Ile czasu może zająć powrót do punktu wyjścia, o którym pan mówi?

Z pewnością nie jest to proces szybki. Jest kosztowny i trudny. Trzeba mieć na to akceptację społeczną. Trzeba przekonać ludzi, że warto, że edukacja to nie jest papier, jaki dziecko dostaje ale to, co zostaje w jego głowie i co potrafi.

Co jest najpilniejszą zmianą, którą należałoby przeprowadzić w pierwszej kolejności? Likwidacja gimnazjów?

Na pewno system 6+3+3 nie może przetrwać, bo się nie sprawdził. On jest zły sam w sobie. Ten drugi etap jest znacznie dłuższy. Druga rzecz to jest rozwój szkolnictwa zawodowego. Jest absurdalne, żeby tak wielka liczba młodych ludzi szła do szkół ogólnokształcących. Po trzecie zmiana kryteriów egzaminacyjnych, czyli tych wszystkich testów. Do tego dochodzi powrót do wychowania, bo dziś szkoła praktycznie nie wychowuje. A to dlatego, że nauczyciele boją się wychowywać, żeby nie być zaatakowani przez uczniów, media, Gazetę Wyborczą, prawników etc. Niestety. Takie czasy, że wychowanie, które powinno być sprawą oczywistą – stało się kontrowersyjne. Trzeba dać nauczycielom poczucie bezpieczeństwa i osłonę instytucjonalną, żeby nie bali się wychowywać.

Rozmawiała Anna Sarzyńska

CZYTAJ TAKŻE:

Kpina z nauczycieli w dniu ich święta! Kluzik-Rostkowska do pracowników szkół, woźnych i kucharek: „Bawcie sie dobrze”. WIDEO

„Rząd zmiataj stąd!”. Manifestacja tysięcy nauczycieli przeciw polityce rządu. Szefowej MEN nie dopuścili do głosu. ZDJĘCIA

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.