„W latach 90. kiedy Polska była krajem zdecydowanie uboższym przyjęliśmy 86 tysięcy Czeczeńców. Dziś pytam czy 40-milionowy naród stać na gest solidarności w stosunku od tych, którzy tej pomocy potrzebują? - mówiła w czasie sejmowej debaty w sprawie kryzysu imigracyjnego w Sejmie Ewa Kopacz.
Czy rzeczywiście przyjęliśmy aż 86 tys. Czeczenów? Czy tamtą sytuację można porównywać z obecną? Zapytaliśmy o to Adama Borowskiego, współzałożyciela i przewodniczącego Komitetu Polska-Czeczenia, Honorowego Konsula Czeczeńskiej Republiki Iczkerii w Polsce, w PRL działacza opozycji antykomunistycznej, wydawcę książek.
wPolityce.pl: Od chwili wybuchu wojny czeczeńskiej zajmuje się pan pomocą Czeczenom. Czy rzeczywiście, jak stwierdziła Ewa Kopacz, przyjęliśmy niemal 90 tys. mieszkańców tej republiki?
Adam Borowski: Na pewno w Polsce pojawiło się w sumie, na przestrzeni lat, kilkadziesiąt tysięcy Czeczenów. Czy 90 tysięcy to wątpię. Przede wszystkim nie można mówić, że my tych ludzi „przyjęliśmy”. Owszem, wpuściliśmy ich w nasze granice, to prawda, ale z dzisiejszej perspektywy oni po prostu przejechali przez nasz kraj na zachód.
Kim byli ci ludzie? Bojownikami?
Głównie były to wielodzietne rodziny, bardzo często samotne kobiety z dziećmi, także starcy, czyli w sumie ludzie uciekający przed wojną. Młodych mężczyzn niemal nie było. Młodzi mężczyźni byli na wojnie. Jeśli pojawiali się młodzi mężczyźni, to kalecy, ranni bojownicy. Wiele osób z tej fali chciało u nas zostać, ale było to niemożliwe, ponieważ nie zapewnialiśmy im takiej opieki jaką dostawali na zachodzie. Po okresie rocznym, gdy dostawali jakieś pieniądze i uczono języka, musieli radzić sobie sami.
Wszyscy wyjechali na zachód?
Część, kilka tysięcy według mojej oceny, zostało w Polsce. Uczą się, pracują, to bardzo zdolna nacja, kończą studia. Później napływały kolejne fale, już motywowane przede wszystkim ekonomicznie. Tu warto podkreślić, że w przypadku Czeczenów nie było mowy o jakimś przerzucaniu tych ludzi pomiędzy państwami. Prawo europejskie nakazuje zapewnienie uchodźcom wojennym schronienia w pierwszym bezpiecznym państwie do którego dotrą. To tzw. Konwencja Dublińska II. I wielu Czeczenów, którzy uciekali dalej na zachód, zwłaszcza po wejściu Polski do strefy Schengen, było deportowanych z powrotem z Niemiec, Francji czy Belgii, do naszego kraju. Do tej pory to się zdarza.
Więc to, co dziś proponuje Bruksela, jest czymś szokującym dla kogoś, kto zajmuje się uchodźcami od lat?
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„W latach 90. kiedy Polska była krajem zdecydowanie uboższym przyjęliśmy 86 tysięcy Czeczeńców. Dziś pytam czy 40-milionowy naród stać na gest solidarności w stosunku od tych, którzy tej pomocy potrzebują? - mówiła w czasie sejmowej debaty w sprawie kryzysu imigracyjnego w Sejmie Ewa Kopacz.
Czy rzeczywiście przyjęliśmy aż 86 tys. Czeczenów? Czy tamtą sytuację można porównywać z obecną? Zapytaliśmy o to Adama Borowskiego, współzałożyciela i przewodniczącego Komitetu Polska-Czeczenia, Honorowego Konsula Czeczeńskiej Republiki Iczkerii w Polsce, w PRL działacza opozycji antykomunistycznej, wydawcę książek.
wPolityce.pl: Od chwili wybuchu wojny czeczeńskiej zajmuje się pan pomocą Czeczenom. Czy rzeczywiście, jak stwierdziła Ewa Kopacz, przyjęliśmy niemal 90 tys. mieszkańców tej republiki?
Adam Borowski: Na pewno w Polsce pojawiło się w sumie, na przestrzeni lat, kilkadziesiąt tysięcy Czeczenów. Czy 90 tysięcy to wątpię. Przede wszystkim nie można mówić, że my tych ludzi „przyjęliśmy”. Owszem, wpuściliśmy ich w nasze granice, to prawda, ale z dzisiejszej perspektywy oni po prostu przejechali przez nasz kraj na zachód.
Kim byli ci ludzie? Bojownikami?
Głównie były to wielodzietne rodziny, bardzo często samotne kobiety z dziećmi, także starcy, czyli w sumie ludzie uciekający przed wojną. Młodych mężczyzn niemal nie było. Młodzi mężczyźni byli na wojnie. Jeśli pojawiali się młodzi mężczyźni, to kalecy, ranni bojownicy. Wiele osób z tej fali chciało u nas zostać, ale było to niemożliwe, ponieważ nie zapewnialiśmy im takiej opieki jaką dostawali na zachodzie. Po okresie rocznym, gdy dostawali jakieś pieniądze i uczono języka, musieli radzić sobie sami.
Wszyscy wyjechali na zachód?
Część, kilka tysięcy według mojej oceny, zostało w Polsce. Uczą się, pracują, to bardzo zdolna nacja, kończą studia. Później napływały kolejne fale, już motywowane przede wszystkim ekonomicznie. Tu warto podkreślić, że w przypadku Czeczenów nie było mowy o jakimś przerzucaniu tych ludzi pomiędzy państwami. Prawo europejskie nakazuje zapewnienie uchodźcom wojennym schronienia w pierwszym bezpiecznym państwie do którego dotrą. To tzw. Konwencja Dublińska II. I wielu Czeczenów, którzy uciekali dalej na zachód, zwłaszcza po wejściu Polski do strefy Schengen, było deportowanych z powrotem z Niemiec, Francji czy Belgii, do naszego kraju. Do tej pory to się zdarza.
Więc to, co dziś proponuje Bruksela, jest czymś szokującym dla kogoś, kto zajmuje się uchodźcami od lat?
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/265691-jak-to-z-czeczenami-w-polsce-bylo-adam-borowski-to-byly-samotne-kobiety-z-dziecmi-starcy-i-ranni-mlodych-mezczyzn-nie-bylo-bo-walczyli-za-swoj-kraj?strona=1