W tej sprawie mamy do czynienia może nie z Doktorem Jekyllem i Mr Hyde’em, ale na pewno ze strategią występowania w dwóch nieco odmiennych rolach.
W swoim editorialu redakcyjnym na początku numeru Newsweeka Tomasz Lis poucza Polaków, że są zakompleksieni i zaściankowi, niepotrzebnie reagują tak ostro, gdy nie rozliczyli się z własnych sprawek podczas wojny, niemniej uznaje wypowiedź szefa FBI na temat Polaków jako wspólników zbrodni za pewien problem i kłopot.
Równocześnie tematem numeru jest wywiadem z Janem Tomaszem Grossem. Ten przyznaje de facto panu Comeyowi rację nie napotykając na jakikolwiek, choćby markowany opór prowadzącej z nim rozmowę dziennikarki. Dodajmy, że tygodnik za temat okładkowy uznaje wypowiedzi Grossa. W tym wywiadzie uderzająca jest jedna z jego tez. Oto powołuje się on na słowa historyka Marcina Zaremby, który miał napisać, że Polacy zabili podczas wojny więcej Żydów niż Niemców. Nie znam tej wypowiedzi Zaremby i nie wiem, na ile została precyzyjnie zacytowana. Grossowi zdarzało się przekręcanie wszystkiego. Jeśli tak twierdzi historyk, chętnie bym poznał źródła owych obliczeń.
Na ile szacuje żydowskie ofiary jak rozumiem nie braku pomocy, ale po prostu zabójstw z polskiej ręki i jak to obliczył? I ilu Polacy zabili w czasie wojny Niemców – jak rozumiem i na ziemiach polskich i na wszystkich frontach drugiej wojny światowej?
Moim zdaniem takie liczbowe szacunki są ahistorycznym wymysłem, produktem spekulacji nie mających nic wspólnego z rzetelna wiedzą. Nie wiem, czy poważny historyk mógłby się pod nimi podpisać. Pamiętam, jak przy okazji którejś z książek Grossa jego zwolennicy próbowali ustalić liczbę Żydów zabitych przez Polaków. Liczby brane były z powietrza, na zasadzie szukania brakujących w ogólnym rachunku grup ludzi, przy czym różni historycy, a czasem ci sami w rozmaitych swoich wypowiedziach, różnili się o grube setki tysięcy.
Czekam w każdym razie na te dane, na szczegółowe przedstawienie metodologii rachunków. Nie wyobrażam sobie aby tak rewolucyjne twierdzenie mogło być przez kogoś rzucone pokątnie, ot tak, bez odpowiedzialności za słowo, bez dyskusji.
Należę do tych, którzy, tak jak dyskutujący wczoraj w telewizyjnym programie Lisa, i skutecznie zakrzyczany doktor Piotr Gontarczyk, uważa, że złe postępki polskich jednostek, a czasem lokalnych społeczności wobec Żydów w czasie i zaraz po wojnie, to nie jest wymysł. Że to powinno być gruntownie zbadane. Warunkiem jest wszakże rzetelność, brak gołosłownych twierdzeń i świadomość rozmaitych kontekstów. Z tego punktu widzenia każdy, kto czytał dla przykładu wojenne wspomnienia doktora Zygmunta Klukowskiego z Zamojszczyzny, wie, że istnieje także problem sporej grupy Polaków, którzy zginęli z rąk innych Polaków – w następstwie bratobójczych rozgrywek, a w wielu wypadkach, zwłaszcza u schyłku wojny, zwykłego bandytyzmu. Taka była natura tamtej strasznej epoki.
Badajmy, spierajmy się, dyskutujmy. Ale jeśli ktoś rzuca bez podstaw uwagę, która sprowadza się do tezy: Polacy zajmowali się podczas wojny przede wszystkim zabijaniem Żydów, musi usłyszeć odpowiednią odpowiedź. Bez udowodnienia tego ponad wszelką wątpliwość mamy do czynienia z antypolską propagandą. Przy której zdawkowa uwaga szefa FBI brzmi całkiem niewinnie.
Nie nadużywam jeszcze jednego argumentu, sam tam kiedyś pracowałem, choć przy zupełnie innym naczelnym i w zupełnie innym zespole. Ale Newsweek jest gazetą należącą do niemieckiego kapitału. Jeśli Niemcy poprzez swoją gazetę zamierzają lansować tezę Spiegla sprzed kilku lat, o współodpowiedzialności całej Europy za Holocaust, to dzieje się na naszych oczach coś bardzo niedobrego.
Możliwe, że niemieccy właściciele nie mają z postępkami Tomasza Lisa nic wspólnego. Ale biorą za nie odpowiedzialność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/242534-czy-polacy-zabili-podczas-wojny-wiecej-zydow-niz-niemcow-te-teze-grossa-propaguje-bez-cienia-polemiki-newsweek