Prof. Legutko: W Polsce istnieje środowisko artystyczno-medialne, któremu nie zależy na skutecznej polityce historycznej. NASZ WYWIAD

blogpress.pl
blogpress.pl

Jeśli dojdzie do zmiany władzy, to i tak będzie trudno walczyć o politykę historyczną Polski, bo cały czas będziemy mieli do czynienia z odchyłem sporej części polskiej inteligencji

— mówi wPolityce.pl prof. Ruszard Legutko, eurodeputowany PiS.

wPolityce.pl: Czy ostatnie wydarzenia typu wypowiedź szefa FBI o Polsce, użycie sformułowań „polskie obozy zagłady”, karty do gry z „nazistowską Polską” to dowód na to, że nasza polityka to jedna wielka katastrofa?

Prof. Ryszard Legutko: Tak. Myślę, że to jest trafne określenie. Zresztą mogliśmy się tego spodziewać, bo to nadchodziło od dawna, ale stopniowo i nieubłaganie. No i mamy tej katastrofy namacalny dowód, nie tylko, że takie słowa padły, ale też reakcja na protesty wobec wypowiedzi tego Amerykanina. Reakcja władz państwa też była szczególna. Bodajże pani premier powiedziała, że „usłyszeliśmy więcej niż można było usłyszeć”, po tych słowach ubolewania szefa FBI. Widzimy, że w Polsce, wśród polityków rządzących, niskie są oczekiwania wobec świata zewnętrznego w stosunku do Polski.

Czy odnosi pan wrażenie, że w Polsce jest bardzo szerokie środowisko, któremu zależy, aby Polska była nazywana tak, jak nazwał to szef FBI, albo jak umieściła amerykańska firma na kartach do gry dla dzieci?

Sądzę, że tak. Przynajmniej takie sprawiają wrażenie, że naród polski, to taki naród, który ma bardzo dużo za uszami, że brzydko traktowaliśmy Żydów i inne mniejszości, że musimy się z tego dziś tłumaczyć i ciągle o tym mówić. Jeśli pojawiają się takie wypowiedzi jak dyrektora FBI, to jest to dla tego środowiska potwierdzenie.

Gdy była rocznica ludobójstwa na Wołyniu, to od razu pojawiały się głosy, że to w zasadzie była wojna domowa i że my też nie byliśmy za dobrzy dla Ukraińców. Tego typu poglądy są cechą sporej grupy intelektualistów. Panuje w niej specyficzna nienawiść, można to nazwać ojkofobią. Ona ma dość długie dzieje, ale rozkwitła za komuny, bo rozkwitła teza, że wszystko co stare, to należy odrzucić. Że polski naród musi zostać przetworzony, bo jeśli nic się z nim nie zrobi, to znowu będzie robił jakieś złe rzeczy. Ta teza chwyciła wśród intelektualistów, którzy mówili, że system komunistyczny jest niedobry, ale akurat ten pogląd o Polakach jest słuszny. To zostało natychmiast powtórzone na początku III RP i zaczęła się wówczas tzw. pedagogika wstydu. To trwa do tej pory. I dlatego protesty przeciwko szkalowaniu Polski traktują z większym lub mniejszym zniecierpliwieniem.

Czy dobrze identyfikuję to środowisko? To są ci ludzie, których przodkowie przed laty walczyli o Polskę „bezklasową”, a dziś ich synowie i córki walczą o Polskę „beznarodową”, „europejską”?

Owszem. To duża ich część, dość dobrze widoczna. Tym ludziom faktycznie chodzi o rozcieńczenie Polaków. Widać w tym środowisku dużą niechęć do suwerenności Polski, także państwowej. Opowiadają się za jak największą penetracją państwa polskiego przez ponadnarodowe instytucje i przez regulacje unijne. Zwalczają też suwerenność mentalną, tożsamościową. Dla nich lepiej, aby za dużo nie używać słowa „Polska”, najlepiej w ogóle nie używać, może w cudzysłowie, ironicznie, polska flaga ma być synonimem obciachu. A zamiast tego powinniśmy stosować coś uniwersalnego; jak kiedyś byliśmy częścią „rodziny socjalistycznej”, tak dziś bądźmy częścią wspólnoty liberalno-europejskiej.

Potrzebujemy sprawnej polityki historycznej, ale możemy o niej zapomnieć, gdy u sterów władzy jest obecna ekipa wraz z przyklejonym do nim antypolskim środowiskiem, o którym mówiliśmy, prawda?

Tak, to będzie trudne. Zwłaszcza, że – jak słusznie pan zauważył – oni przylgnęli do grupy rządzącej. Rzecz jest jeszcze poważniejsza, bo ogromna część elity artystyczno-intelektualnej przyjęła stanowisko, które wcześniej analizowaliśmy, więc jeśli dojdzie – co daj Boże – do rychłej zmiany władzy, to polityka historyczna będzie jedną z tych dziedzin, gdzie wybuchnie wielki konflikt. Duża część elit będzie protestowała, że oni tego nie chcą, że tego jest za dużo, że mają tego dość, jak długo można mówić o tej historii itd. Pojawią się głosy, aby „odświeżyć” historię Polski o elementy gender, aby pod tym kątem spojrzeć na powstanie listopadowe itd. Oni już tak tak robili. „Wielki projekt – rola seksu w Powstaniu Warszawskim”. Jakieś badaczki rozmawiały ze starszymi paniami, od których dowiedziały się, że seks nie odgrywał dużej roli w Powstaniu, bo były inne priorytety, to badaczki wyciągały wniosek, że te panie były jakoś uwarunkowane przez dom rodzinny i tradycję patriarchalną. Takie banialuki są tworzone i to one zapaskudzają uczelnie, naukę, placówki badawcze. Więc nawet jeśli dojdzie do zmiany władzy, to i tak będzie trudno walczyć o politykę historyczną Polski, bo cały czas będziemy mieli do czynienia z odchyłem sporej części polskiej inteligencji.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.