My i wy. Podzieliłem ludzi. Ale nie umiem być programowo ślepy. Zatem, kto my jesteśmy?

fot. PAP/M. Obara
fot. PAP/M. Obara

Wydawałoby się, że będzie odwrotnie, że rocznica śmierci Jana Pawła II da szansę Polakom i Europie na powrót do jego nauki i odczytanie zagrożeń, przed którymi przestrzegał, a które teraz z całą mocą się realizują. Nic z tego.

Główne media oprócz laurkowych i wydukanych gotowców o „wielkim Polaku” zaserwowały prawdziwy seans lżenia, krytyki, „poprawiania” nauki i obrzydzania wizerunku i pamięci o naszym Papieżu. Szczytem pospolitego braku rozumu jest list, a właściwe to donos, skierowany przez redaktora GW do papieża Franciszka, w którym ów dziennikarz skarży się jak to mu źle z polskim Kościołem.

W tej projekcji nienawiści do JP2, za to, że w ogóle się on światu przytrafił, już dawno nie idzie o kościół katolicki, dawno nie idzie o polski Kościół. To jawna i otwarta kampania przeciwko chrześcijaństwu. Zbrodnia kenijska to tylko wierzchołek góry lodowej, której właściwa część ukryta jest w Europie, w jej libertyńskim i liberalnym światopoglądzie, w jej wieloletnim psuciu całego świata. Zamordowani studenci to męczennicy za wiarę. Patrząc wprost w lufę muzułmańskich kałasznikowów przyznawali się do Jezusa wydając na siebie wyrok. A ilu ocalało zapierając się Go, czy też usłyszą koguta?

Zbrodnie na ludzkim umyśle popełniane przez pławiącą się w wolnościach, lekko naćpaną i mocno „różnorodną” Europę wracają teraz do nas jak odbite dalekie echo naszych własnych okrzyków „liberte-egalite-fraternite”. Przepuszczając te hasła przez gilotyny wyeksportowaliśmy je tam, gdzie mogły tylko zwyrodnieć, zdziczeć. I tak się stało.

Dokąd idziecie wykształceni artyści, spełnieni politycy, pisarze, krytycy i wszyscy inni mądrale sfotografowani na ściankach, eventach, w parlamentach i audycjach gadających głów? Czy rzeczywiście Dekalog wam tak przeszkadza? A w czym? W zawarciu piątego czy siódmego małżeństwa, w konieczności opieki nad życiem, które się powołało, w rzezi niewiniątek z in vitro?

Dla nas chcecie uczynić świat i Europę stojącą otworem. Niestety coraz częściej widzimy, o który otwór chodzi. „Golgota picnic”, „Obywatel” Stuhra, czy „W imię” Szumowskiej to świat opowiadany odbytem Gozdyrom, Olbrychskim, Bartosiom i Pieczyńskim - to wasi admiratorzy.

Podzieliłem ludzi. Ale nie umiem być programowo ślepy. Zatem kto my jesteśmy? Ano łatwo nas zobaczyć. Wszędzie.

Jako uczniowie pilnie się uczymy, bo nieprzyzwoicie jest się nie uczyć. Szanujemy naszych nauczycieli, nawet jeśli oni sami się nie szanują, pomagamy sąsiadce z góry, bo ciężko jej dźwigać ziemniaki na czwarte piętro, kochamy i szanujemy rodziców, bo tak nam mówił ksiądz, babcia i kolega ze starszej klasy. Jesteśmy ministrantami, bo to dla nas zaszczyt. Spotkaliśmy w życiu dziesiątki księży. Niektórzy grali z nami w piłkę, inni spowiadali, inni organizowali rekolekcje, ale wszyscy byli przyzwoici. Większość ciężko pracowała aby wyremontować średniowieczny kościół i jakoś przeżyć kolejny rok. Tacy księża jak w „Ranczu” to standard, a nie wyjątek.

Czytamy książki, bo to ogromna przyjemność. Jako studenci wyraźnie widzimy kto i w jakim kierunku chce nas uwieść. Wbrew pozorom jesteśmy grupą, która zna przeszłość naszych wykładowców. Potrafimy doskonale odróżnić tych, którzy uprawiają naukę, od tych, którzy opowiadają nam o swoim światopoglądzie.

Jako dzieci, młodzież dorośli, zapełniamy po trzykroć mały i bardzo zabytkowy kościół w Kaszczorku, szanujemy naszego proboszcza bo jest z nas wszystkich najmądrzejszy. Bo jest. Zachwyciliśmy się filmem o Papuszy, a po „Idzie” trochę było nam żal pieniędzy.

Ani przez moment nie planowaliśmy rozwodu, bo mamy dzieci, którym potrzebny jest ojciec i matka. Bywało źle, ale wówczas szliśmy razem do kościoła by w skupieniu prosić o pomoc. Niekiedy wręcz oczekiwaliśmy cudu, niejedni z nas takiego cudu doświadczali. Czasami rodziło się im kolejne dziecko, tak samo chciane jak każde poprzednie.

My nie wyobrażamy sobie życia bez Dekalogu. I wiemy, że przestrzeń pozbawiona przykazań to przestrzeń śmierci i umysłowego uwiądu. Świat bez Dekalogu to świat z „Apocalypto” Gibsona, to świat bolszewickiej Rosji, to świat Chin (ale nie tych „wycieczkowych!”), to świat Indii, gdzie gwałt na dzieciach ma charakter akceptowanego obyczaju, to świat państwa islamskiego, to świat wybuchów w metrze, samolotów wbijających się w WTC, to świat Ali Agcy i urn z prochami najbliższych, których w Czechach wielu nie chce odebrać, to także Korea Północna.

Świat bez chrześcijaństwa istnieje. Można tam pojechać, zobaczyć, zatruć się amebą czy zostać okradzionym. I wcale nie musimy go tutaj urządzać. Bezchrześcijańskie życie już gdzieś istnieje. Może więc lepiej tu nie eksperymentować? A dla tefałenowskich koryfeuszy rewolucji światopoglądowej przypomnę co się stało z Maratem, Dantonem czy Robespierrem - też koryfeuszami pewnej rewolucji sprzed ponad dwustu lat. Zostali zgilotynowani przez tych, którym opowiadali, że może być lepszy i dostatniejszy świat gdy wyrzuci się zeń chrześcijaństwo. Oprócz was jesteśmy tu też i my. Nie boicie się? Tylko pytam.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych