Jugendamt zabrał Polce syna bo... za słabo mówił po niemiecku. „Nie mogę się nawet do niego przytulić ani wytłumaczyć, dlaczego jest u obcych ludzi”

Fot. ndr.de
Fot. ndr.de

Nie mogę własnego syna przytulić, nie wolno mi z nim rozmawiać po polsku ani wytłumaczyć, dlaczego jest u obcych ludzi – mówi 36-letnia Sylwia Szypulski z Ustronia, mama 5-letniego Julka w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”.

Najpierw kobieta została zmuszona przez niemiecki sąd rodzinny do stawienia się na rozprawę wraz z dzieckiem, choć już mieszkała na stałe w Polsce. Potem zakazano jej opuszczać Niemcy pod groźbą odebrania syna.

Jugendamt twierdzi, że Julek trafił do rodziny zastępczej, bo za słabo mówił po polsku, a matka m.in. „nie potrafiła się z nim bawić”. Mocno ograniczono także wizyty z dzieckiem.

Niemiecki urząd ds. dzieci i młodzieży Jugendamt, niemieckie sądy robią wszystko, żeby nam ograniczyć kontakty z dzieckiem, a nie by pomóc. […] W sierpniu ubiegłego roku został zabrany i przekazany obcym ludziom. Ja tej sytuacji nie rozumiem, to jak ma ją zrozumieć 5-letnie dziecko?

—żali się kobieta w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim”. Jak twierdzi nadal nie wolno jej rozmawiać z nim na ten temat.

Polka studiowała w Niemczech pedagogikę i germanistykę dla obcokrajowców i tam poznała ojca Julka, Niemca. Ich związek – jak pisze „Dziennik Polski” - nie przetrwał próby czasu. Sama zajmowała się dzieckiem z pomocą swoich rodziców w Polsce. Dziadkowie rozmawiali z wnukiem wyłącznie po polsku.

Nasze problemy zaczęły się po rozstaniu z ojcem Julka. Doniósł na mnie do opieki społecznej

—wspomina. Pewnego dnia do jej drzwi zapukały dwie panie i powiedziały, że są z Jugendamtu.

Nikogo takiego nie zapraszałam, więc „Auf Wiedersehen”, mówię. Wtedy usłyszałam: albo będę z nimi współpracować, albo zabiorą mi dziecko. […] Potem regularnie pojawiała się pani i szperała po szafach, lodówce, zarzucała, że niepunktualnie odprowadzam syna do przedszkola

—tłumaczy. Wróciła z Julkiem do Polski, do rodziny w Ustroniu.

Jugendamt (niemiecki urząd ds. młodzieży), powiadomiony przez ojca Julka, skierował do niemieckiego sądu rodzinnego opinię o rzekomym „znacznym opóźnieniu rozwojowym” dziecka i rzekomym odmawianiu przez matkę pomocy koniecznej z powodu tego „opóźnienia”.

Z sądowych akt wynika, że główny zarzut pod adresem Polki ten, że Julek słabo mówił po niemiecku, a więc rozwijał się nieprawidłowo.

Od pół roku czekam na decyzję sądu, by spotkania z synem przełożył mi z piątku na czwartek, bo w piątek wieczorem mam kłopot z powrotem do Polski i nie mogę pracować w weekendy. Sąd milczy. Liczę na Polskę, że mi pomoże

—mówi Sylwia Szypulska.

Czekałam na to dziecko, pragnę go. Dlaczego w Niemczech nikogo nie obchodzi, że kocham mojego syna?

—pyta.

Ryb, dziennikzachodni.pl, dziennikpolski24.pl

Oryginalny artykuł znajdziesz: tutaj

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.