W Radiu Opole poseł Mniejszości Niemieckiej Ryszard Galla pochwalił się, że Bernard Gaida - przewodniczący Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce, otrzymał od polskich władz propozycję organizacji przyszłorocznego kongresu organizacji zrzeszających mniejszości narodowych i etnicznych z całej Europy.
Brzmi to jak kpina, bowiem rodacy Gaidy w Niemczech, przy bierności Warszawy, nawet nie uznają Polaków w Niemczech za mniejszość i wciąż utrzymują stan prawny zatwierdzony przez Hermana Göringa z 1940 r. a polegający na likwidacji Polonii i konfiskacie jej majątku.
O nierównym traktowaniu Polaków w Niemczech na tle sytuacji Niemców w Rzeczypospolitej, którzy żyją obok nas jak przysłowiowe pączki w maśle, rozmawiamy z prof. Bogdanem Musiałem, historykiem mieszkającym od 1985 roku w Niemczech.
Skąd się bierze tak nierówne traktowanie mniejszości polskiej w Niemczech w porównaniu z tym, jak traktowani są Niemcy w Polsce?
To są przyczyny historyczne i związane z bieżącą sytuacją. Formalnie polskiej mniejszości w Niemczech nie ma – tak to udało się Niemcom narzucić, wmówić, także Polakom. Ale ma to korzenie jeszcze komunistyczne. Otóż komuniści w PRL nie byli zainteresowani umacnianiem polskiej mniejszości w Niemczech, bo nie mogliby jej kontrolować. Robili więc coś, co ułatwiało im kontrolę nad Polakami w RFN, którzy oczywiście byli nastawieni antykomunistycznie – skłócali ich ze sobą.
Czyli komuniści robili z Polakami w Niemczech to samo, co robili z Polakami w kraju – atomizowali ich?
Tak, dokładnie to robili! Rozbijali spójność wewnętrzną, jedność, przez co pozbawiali ich np. możliwości finansowania przez budżet federalny. Gdyby Polonia niemiecka była silna, to miałaby wpływy polityczne w RFN, a to by bardzo szkodziło towarzyszom w PRL.
Potem nastała III RP. Ale tak jakby nic się nie zmieniło…
No i przyszedł czas przełomu, ale z kolei Niemcom też odpowiadała sytuacja skłóconej mniejszości polskiej w ich kraju. Na dodatek z przyczyn geopolitycznych strona polska poszukiwała sprzymierzeńca na arenie międzynarodowej. Nie mogła być nim rzecz oczywista Moskwa, więc Berlin stał się najważniejszym partnerem. Ale od razu ustawiliśmy się w pozycji petenta, który nie mógł stawiać wygórowanych żądań. To strona niemiecka stawia wymogi. W kontekście swojej mniejszości na terenie Polski bierze pod uwagę kwestie historyczne i oczywiście przebija się z nimi. Gdy obserwowałem polskich decydentów z czasu przełomu nie zauważyłem u nich zainteresowania sprawami polskiej mniejszości niemieckiej. A dlaczego? Bo wielokrotnie ważne stanowiska w MSZ obejmowali ludzi, którzy w PRL zwalczali Polonię niemiecką!
Czyli można stwierdzić, że Niemcom bardzo odpowiada to, co zrobili z polską mniejszością komuniści i dziś nasi niemieccy „przyjaciele” korzystają z tego pełnymi garściami?
Z punktu widzenia niemieckiego to co zrobili komuniści z Polakami w Niemczech, to idealna sprawa. Pozbawili ich o naprawdę poważnego problemu. Pozbyli się nie swoimi rękoma potencjalnego propolskiego lobby działającego na terenie państwa niemieckiego. A skutki działań komunistycznych trwają faktycznie do dzisiaj. Polonia jest skłócona, że aż głowa boli i widać, że to skutki działań jeszcze w PRL. Widzę to na własne oczy. Ja też sądziłem, że Polacy są skłóceni, bo tacy jesteśmy z natury. Tak nam mówią przecież do dzisiaj. Ale to nieprawda – widać skutki roboty SB.
Czy odnosi pan wrażenie, że teraz służby niemieckie przejęły rolę tego rozsadzacza polskiej spójności w RFN?
Tak. Na pewno monitorują nas. Ale mam też przeczucia, a a raczej sygnały, że podejmowane są pewne działania dyskredytujące i oczerniające. Także wobec mnie.
Na czym polegają te działania wobec pana?
Głównie na oczernianiu. Są prowadzone zabiegi, aby odsunąć mnie od wszelkich czynności, które mogłyby pomóc polskim sprawom w RFN. Ale wiem, że to spotyka też inne osoby. W Polsce także dziwne rzeczy się dzieją wokół mnie i innych. Np. szerzone są plotki, że jestem agentem BND (Bundesnachrichtendienst - Federalna Służba Wywiadowcza – przyp. red.).
W przyszłym roku ma się odbyć w Polsce kongres europejskich mniejszości narodowych. Czy chciałby pan, aby Polska – jako gospodarz – zaprosiła niemieckich Polaków? Czy jednak nasi rodacy pozostaną za drzwiami, bo współorganizatorem kongresu jest Mniejszość Niemiecka w Polsce?
Trudno mi powiedzieć, czy Polacy z Niemiec zostaną zaproszeni. Mam taką nadzieję i byłoby to wskazane.
Jednak Niemcy zrobią wszystko, aby nie uczestniczyli w tym kongresie Polacy z Niemiec, prawda?
Być może. Ale może zdarzyć się też tak, że jeśli już ktoś z Polaków niemieckich weźmie udział w kongresie, to tylko ci, których sobie Niemcy wybiorą. Niemcy mają stosują taktykę, bardzo skuteczną i z ich punktu widzenia słuszną: dobierają sobie partnerów do rozmowy. Wyszukują ludzi, z którymi oni chcą rozmawiać. Ważne jest, aby to wiedzieć, gdy odbywają się polsko-niemieckie rozmowy, kongresy itd. Polskimi uczestnikami takich dialogów mogą być osoby wybrane przez Niemców. A i trzeba wiedzieć, że są po naszej stronie osoby, które zawsze podejmą się uczestnictwa, gdy Niemcy ich o to poproszą. Tak więc de facto często mamy do czynienia z monologiem, a nie dialogiem, bo polscy przedstawiciele mówią tylko to, co niemiecka strona chce usłyszeć. Tak to funkcjonuje i to od początku – od lat 90.
Czy polska strona powinna zacząć traktować Niemców w Polsce tak jak Niemcy traktują Polaków w Niemczech? To chyba jedyna szansa, aby zmusić Berlin do jakiegokolwiek działania?
Polska strona powinna działać na bardzo prostej zasadzie: pokazać jak traktuje Niemców w Polsce i tego samego zażądać w stosunku do Polonii niemieckiej. Niemiecka polityka wobec Polaków w RFN polega na dążeniu ich asymilacji. Nie integracji, bo to jest coś innego, ale do asymilacji. Dlatego zrobią wszystko, aby utrudnić wszelkie procesy podtrzymywania polskości na swoim terytorium. Polską racją stanu jest do tego nie dopuścić.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/237834-prof-musial-sa-sygnaly-wskazujace-ze-polonie-w-rfn-celowo-sklocaja-tajne-sluzby-niemieckie-nasz-wywiad