Stan służby zdrowia to haniebna twarz naszego państwa. Ale i sygnał, że szwankuje cywilizacja

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Zacznę od uwagi sprzecznej z trendem dominującym na tym portalu. Uważam, że polska opozycja prawicowa maluje obraz Polski w barwach czasem przesadnie czarnych. Jest jednak kilka segmentów naszego życia społecznego, które są w stanie ewidentnej zapaści.

Zapaści do której zaczynamy się przyzwyczajać traktując jako coś naturalnego – do wszystkiego można się wszak przyzwyczaić, nawet do wojny czy okupacji. Myślę tu o patologicznych zasadach działania wymiaru sprawiedliwości, o barbarzyńskich metodach niektórych działów naszej biurokracji (izby skarbowe). Jest zapadająca się edukacja i nauka. Ale „prymat” niewątpliwy dzierży tu służba zdrowia.

Wystarczy prześledzić zdarzenia dwóch ostatnich dni aby bić na alarm. W Toruniu trzeba było przenosić w trybie ewakuacji ciężko chorych pacjentów neurologicznego , bo WSZYSCY lekarze nie podpisali nowych kontraktów. Nieomal tego samego dnia prezes szpitala w Zduńskiej Woli zapowiada wytoczenie sprawy, na dokładkę karnej a nie cywilnej, pacjentce, która straciła dziecko i przekonana o winie szpitala ośmieliła się powiadomić opinię publiczną za pośrednictwem gazety. Pani prezes mówi o ochronie dobrego imienia firmy, choć ta firma działa dzięki środkom publicznym, na które składamy się my wszyscy, więc na zdrowy rozum to nie jest nasza kontrahentka (jak w przypadku firmy prywatnej), a powiem to drastycznie: osoba powołana do służby. Dodajmy, że szpital ten miał w ciągu ostatnich sześciu lat aż 11 spraw karnych związanych  z jednym oddziałem, ginekologicznym. Dodajmy następnie i to, że zaledwie kilka dni wcześniej poznaliśmy równie drastyczną historię ze szpitala w Zabrzu – pacjentkę skazaną na wyjątkowo trudno poród, martwego już dziecka, zostawiono bez opieki lekarza.

Historia z Torunia też nie jest czymś wyjątkowym. Już mówi się, ze za miesiąc w podobnych okolicznościach stanie oddział dziecięcy szpitala w Radomiu, skąd wywodzi się pani premier Kopacz.

Można to jeszcze rozszerzać. Czy kolejki w przychodniach i szpitalach wydłużają się czy skracają? Według NIK poprawna jest ta pierwsza odpowiedź. Czy słyszymy coraz więcej, czy coraz mniej opowieści o błędach lekarskich i – zwłaszcza – o kuriozalnych przypadkach odmowy udzielenia pomocy, w różnej postaci. Nawet jeśli ten ostatni przyrost to również afekt zwiększonej kontroli mediów i coraz większej skłonności ludzi, aby się publicznie skarżyć, z pewnością lepiej nie jest. Choć w tzw system wpompowywane są gigantyczne środki.

Z zaciekawieniem obserwowałem audycję w TVP Info poświęconą przypadkowi ze Zduńskiej Woli. Nikt nie bronił w niej tak czułej na punkcie dobrego imienia swojej placówki pani prezes, a publicznej telewizji chwała za samo podjęcie tematu. Choć zamurowało mnie, kiedy prowadząca program dziennikarka zaczęła przekonywać posłankę opozycji, żeby była obiektywna. Są przecież także i pozytywne przykłady. „Większość dzieci rodzi się zdrowa”. Możemy – to już moja uwaga - nawet wypić za to osiągnięcie szampana.

Ta posłanka, Anna Zalewska z PiS, robiła to, co robiłby każdy przedstawiciel prospołecznej opozycji: kładła nacisk na błędy systemowe. I rzeczywiście w wielu opisywanych dramatycznie przez media przypadkach mamy do czynienia choćby z wątkiem dość kuriozalnych działań oszczędnościowych: tu nie działało odpowiednie urządzenie, ówdzie w dzień świąteczny brakło anestezjologa. Posłanka Zalewska wskazuje na zapis w ustawie o działalności leczniczej, gdzie zaleca się publicznych placówkom dbać przede wszystkim o zysk. Nawet zaś w najbardziej „rynkowym” systemie władza publiczna ma pewne obowiązki, choćby kontroli przestrzegania procedur.

Chętnie wierzę, zawsze zresztą głosiłem, że akurat medycyna słabo się wpasowuje w system rynkowy, ze względu na ogromną przewagę usługodawców nad „klientami”. Wyraził to obrazowo zaproszony do studnia ojciec dziecka, które zmarło w podobnych okolicznościach w szpitau w Zduńskiej Woli,  dwa lata temu: Ludzie boją się lekarzy, bo prędzej czy później też mogą trafić pod ich „opiekę”.

W grę wchodzi brak należytej kontroli nad usługą. Można zbadać ich rzetelność tylko za pośrednictwem innych lekarzy – o zmowę korporacyjną w tej dziedzinie więc szczególnie łatwo. Mimo wszystko bezpieczniejszy jest system z choćby kilkuszczeblową publiczną kontrolą, choć i on może się w tej sytuacji okazać zawodny.

Z drugiej strony pomimo całej elokwencji posłanki Zalewskiej (kontrastującej z majestatyczną obojętnością posłanki PO) nie znam tu łatwych rozwiązań, zwłaszcza skoro służba zdrowia pochłania jednak i teraz wielkie sumy. Usprawnienia organizacyjne mają jakieś znaczenie, ale czy decydujące? A może konieczne byłoby kompletne przemodelowanie naszego podejścia do budżetu i uznania, że opieka zdrowotna jest priorytetem na skalę dziś niespotykaną? Pisałem to wiele razy, ale powtórzę: w kraju, gdzie z powodu braku pieniędzy przerywano kuracje nowotworowe, nie budowałbym kosztownych stadionów. Ale na taką konkluzję nie zdobędzie się żadna partia.

Chciałbym za to zwrócić uwagę na inny wymiar tych bombardujących nas boleśnie historii. Lekarzy, którzy z minuty na minutę odeszli od łóżek chorych z Toruniu i panią prezes (chyba też lekarkę, a w każdym razie wyrazicielkę korporacyjnych interesów lekarzy) coś jednak łączy. Tym czymś jest absolutnie przedmiotowy stosunek do pacjenta. Tu przysięga Hipokratesa zniknęła już dawno. W wielu innych opisywanych przypadkach też.

Wiem, że się narażam dużej, wpływowej grupie, wśród której jest zapewne nadal sporo osób nie tylko dobrze wykwalifikowanych, ale i wrażliwych. Moje obserwacje, naturalnie wycinkowe, są wszakże jednoznaczne.

W szpitalach bywałem jako dziecko, w czasach głębokiego PRL. Służba zdrowia była wtedy nie tylko biedna, ale i nastawiona na mnożenie rygorów wobec pacjentów, np. utrudnień w kontaktach z rodzinami – dzieci dotykało  to szczególnie. Ale zarazem tą quasi-autorytarną strukturę rozmiękczała autentyczna miłość do zawodu – lekarzy i pielęgniarek. Też zapewne nie wszystkich, ale takie wspomnienie wyniosłem.

Dziś miałem okazję do ponownych obserwacji, podczas kilku pobytów w szpitalach. I przyznajmy: wiele rygorów zelżało, pod wpływem regulacji prawnych, rozmaitych kodeksów pacjenta itd.

A jednak stosunek służb medycznych do ludzi w szpitalach nie jest lepszy Jest zdecydowanie gorszy . Pękają rozmaite bariery moralne. W tych kategoriach oceniam i „buntowników” z Torunia (którzy gdzieindziej zarobią więcej, ale w ostatniej chwili skazują swoich dotychczasowych pacjentów na niewymowne męki), i elokwentną panią prezes, z jej prawnikami i PR-owcami wynajmowanymi za naszą kasę na naszą niekorzyść.

Podczas gdy posłanka Zalewska szukała, w jak najlepszej intencji, rozwiązań systemowych, Damian Kunert, który stracił w Zduńskiej Woli dziecko uchwycił sedno problemu: „Nie słuchano nas”. To reagowanie na to mówią pacjenci, bywa nieraz ważniejszym kluczem niż dodatkowe urządzenie do badań czy jeden więcej etat. Niestety serca się nie kupi, największymi nawet środkami. Nawet takie skądinąd sensowne recepty. jak elementy wychowania na akademiach medycznych, sprawy definitywnie nie załatwią. Przecież trafiają już do nich ludzie w dużej mierze ukształtowani.

Potrzebna byłaby – i nie mam tu żadnych łatwych pomysłów – kompletnie inny stosunek do cywilizacji. Inne społeczeństwo. Jak je budować? Od czego zacząć?

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.