Podwójne standardy Sylwestra Latkowskiego

fot. wPolityce.pl/TVN24/ wSieci
fot. wPolityce.pl/TVN24/ wSieci

Jak każdy starający się być uczciwym dziennikarz stwierdzam, że naczelny redakcji serwisu cieszącego się, jak na polskie standardy, bardzo dużą oglądalnością jest bardziej narażony na medialną kontrolę, aniżeli zwykły obywatel.

Wiąże się to ściśle wpływem na opinię publiczną. Władza mediów coraz częściej jest silniejsza od wpływu polityków na społeczeństwo. Ponieważ demokracja opiera się na trójpodziale władz i przez to także na wzajemnej kontroli, to każdy każdemu patrzy na ręce.

W tym systemie dziennikarze stanowią bardzo mocne ogniwo. Coraz częściej słyszy się sformułowanie, że to jest właśnie pierwsza władza. Choć w większości przypadków media są odpowiednikiem stacji przekaźnikowych władza społeczeństwo i odwrotnie, to bardzo często wykorzystują ten fakt do kształtowania opinii publicznej według swojego pomysłu.

Wielokrotnie byliśmy świadkami jak duże stacje, zwłaszcza telewizyjne, manipulowały prawdą, by niszczyć jakąś ideę. Nie ma potrzeby dawać tutaj setek przykładów manipulacji, niszczenia ludzi w ramach hasła „cała prawda, całą dobę”. Wystarczy jeden.

W momencie kulminacyjnym akcji „ksiądz równa się pedofil” nie było dnia, żeby miliony telewidzów nie otrzymały kolejnej serii „faktów” z niemoralnego życia katolickiego kleru. Bez żadnej przesady można postawić tezę, że prym wiódł program informacyjny kierowany przez człowieka, którego zaatakował tygodnik „Wprost”.

Tak więc dla dobra ładu społecznego znani dziennikarze pouczający innych i starający się wyznaczać standardy moralne muszą się przyzwyczaić, że sami wystawiają się jako cel, z życiem prywatnym włącznie. Nie zmieni tego ani „kolesiostwo” obrońców dziennikarza, ani jego obrona wynikająca ze szlachetniejszych pobudek innych, obawiających się nadmiernej ingerencji koleżanek i kolegów „po fachu” w ich życie prywatne. Jak chcesz mieć spokój, to nie oceniaj innych wobec milionów telewidzów, a jeśli już to robisz – powinieneś się pilnować. Przecież bycie znanym oceniaczem jest kwestią wyboru, a nie przymusu. I nic i nikt akurat tego nie zmieni.

Drugim aspektem tej sprawy jest sam artykuł we „Wprost”. Daleko mu do rzetelności dziennikarskiej. Nie twierdzę, że Latkowski z Majewskim się mylili, ale przedstawili to w takiej formie, która podważa ich wiarygodność jako śledczych. Czytelnik nie otrzymał odpowiedzi na następujące pytania:

Jakie relacje łączyły znanego dziennikarza z kobietą u której spotkali go właściciele nieruchomości? Jak często tam bywał? Być może odwiedził ją tam pierwszy raz i co wtedy? Od pierwszej interwencji policji do wejścia dziennikarzy minął prawie miesiąc. Teoretycznie takie rzeczy jak gumowe lale czy filmy zawierające ekstremalną pornografię mógł ktoś zawsze podrzucić. Nie mówię o narkotykach, bo to ostro karane. Ta prawie miesięczna luka działa bardzo na korzyść telewizyjnej gwiazdy. Kolejne pytanie. Dlaczego gwiazdor telewizji przez miesiąc nie starał się zatuszować całej afery tylko unikał kontaktu z właścicielem mieszkania? Z treści artykułu można wywnioskować, że wystarczyło zapłacić zaległy czynsz, by zabrać swoje rzeczy. Skoro – jak sugeruje tygodnik „Wprost” - lateksowe buty w męskim rozmiarze mogły należeć do „twarzy stacji telewizyjnej”, nie wspominając o „prochach”, to czemu nie uiścił tych kilku tysięcy złotych, by uniknąć skandalu, za znajomą, a nawet za jej firmę, która delikatnie mówiąc nie była zainteresowana w pokryciu należności? Te i inne pytania nasuwają się same, stawiając treść publikacji pod dużym znakiem zapytania. Hipotetycznie wygląda to na szybkie „propagandowe przygotowanie gruntu” pod właściwy materiał (już z dowodami) o molestowaniu seksualnym. Co z tego nawet, że policyjne śledztwo potwierdzi treść artykułu „Wprost” jak w dniu publikacji był on przygotowany w sposób nieprofesjonalny i prawie jestem pewien, że w żadnym sądzie by się nie obronił.

W końcu najważniejsze. Wręcz kuriozalne. W każdym razie dla mnie. Ten sam Sylwester Latkowski, który zamieszcza swoje zdjęcie, jak przeszukuje ów sławny już apartament na warszawskim Mokotowie czy, jak twierdzi Roman Giertych, grzebał również u niego w śmietniku godzi się, by jego wydawnictwo wytaczało proces mnie oraz wydawcy „wSieci”.Właśnie w taki sposób Latkowski broni swojego dobrego imienia z powodu artykułu, w którym opisałem jego prawdziwą przeszłość. Czym się różni Latkowski od dziennikarza (w sensie pozycji zawodowej), któremu przeczesywał mieszkanie? Obydwaj są kierownikami redakcji. Jeden telewizyjnych wiadomości, a drugi opiniotwórczego tygodnika. Obowiązują ich te same reguły. To więc dlaczego Latkowski do spółki z wydawnictwem biegną z płaczem na skargę do sądu wobec mojej skromnej osoby? Za to, że opierając się na głównie sądowych dokumentach i relacjach świadków ujawniłem jego prawdziwą przeszłość? Mało tego. Jak opisałem byłą działalność Latkowskiego i sprawę podwójnego mordu sprzed lat, o który kiedyś był podejrzewany (w 2013 roku wznowiono śledztwo w tej sprawie), to pies z kulawą noga się tym nie zainteresował. Dzwoniło do mnie kilku dziennikarzy z tzw. „głównego nurtu” tylko po to, by z ukrytą w głosie pretensją pytać się wkoło po co to w ogóle napisałem? Samiście sobie go „wyhodowali”, to teraz macie.

arp

———————————————————————————————————————

Prawda o mediach w bestsellerowej książce:„Resortowe dzieci. Media (tom 1)”.

Pozycja dostępna wSklepiku.pl. Polecamy!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.