Adwokat prof. Cieszewskiego pomówionego o współpracę z SB: "Red. Sekielski powinien zacząć się martwić wysokością zadośćuczynienia". WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Tomasz Sekielski, gwiazda TVP, a kiedyś TVN24 działa w środowisku niechętnym lustracji. Jednak od czasu do czasu ci ludzie pochylają się nad materiałami zgromadzonymi przez peerelowską Służbę Bezpieczeństwa.

Tak się stało, gdy prof. Chris Cieszewski, naukowiec z USA, podjął współpracę z niezależnymi od władzy ośrodkami badającymi tragiczne wydarzenia ze Smoleńska, z 10 kwietnia 2010 roku. Tomasz Sekielski, powołując się na materiały SB, poinformował w grudniu 2013 widzów swojego programu „Po prostu”, że prof. Cieszewski to TW „Nil”.

CZYTAJ TAKŻE: TVP lustruje prof. Cieszewskiego. Naukowiec dla wPolityce.pl: „Jeżeli ktoś twierdzi, że współpracowałem – kłamie”

Dziś warszawski sąd uznał, że zgromadzona dokumentacja SB nie daje prawa do takich wniosków. O sprawie pomówienia Chrisa Cieszewskiego przez red. Sekielskiego rozmawiamy z obrońcą naukowca Andrzejem Lew-Mirskim.

Sąd oczyścił pana Chrisa Cieszewskiego. Spodziewał się pan takiego rozstrzygnięcia?

Tak między Bogiem a prawdą, to sąd nie miał z czego oczyszczać pana Cieszewskiego. Jakiś człowiek, który w ogóle nie zbadał dogłębnie tego, co zawierają akta Krzysztofa Cieszewskiego, a następnie wyciągnął bardzo obrazoburcze wnioski. W ogóle nie było do nich podstaw. Zarówno prokuratura Instytutu Pamięci Narodowej, jak i mój klient i ja, którzy poddaliśmy się procesowe lustracyjnemu, nie mieliśmy złudzeń co do tej sprawy. Dziś potwierdził to sąd. Co charakterystyczne i ważne, już pod dwóch terminach sąd doszedł do wniosku, że Krzysztof Cieszewski złożył zgodne z prawdą oświadczenie, że nigdy nie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa, że nie był żadnym tajnym współpracownikiem, i że nie był „na pasku służb specjalnych”.

Co było w tych materiałach SB, do których dotarł IPN i panowie?

Do tych materiałów wszyscy dotarli. Te materiały były dostępne. Red. Sekielski wyciągnął swoje obrazoburcze wnioski właśnie na podstawie tychże dokumentów! I te dokumenty posłużyły sądowi do rozstrzygnięcia sprawy. Są to zasoby archiwalne obejmujące domniemaną rejestrację przez SB. Chris Cieszewski był istotnie rejestrowany przez SB, ale jako figurant!

Czyli jako potencjalna ofiara SB, osoba rozpracowywana przez nią!

No oczywiście, że tak! W tych aktach ktoś manipulował. Możliwe, że maczali w tym palce funkcjonariusze SB. Ale gdyby ktoś miał odrobinę dobrej woli, a nie działał „na wyczucie”, czy na zamówienie, to cała historia miałaby zupełnie inny przebieg.

Czy w tej sytuacji będzie pan sugerował swojemu klientowi pozwanie Sekielskiego?

Tak. Oczywiście. Właśnie między innymi dlatego poddaliśmy się procedurze lustracyjnej. Doradziłem panu profesorowi, aby najpierw dokonał autolustracji, a gdy okaże się - a nie mieliśmy żadnej wątpliwości, że jest człowiekiem, który nigdy nie współpracował - wystąpił o ochronę dóbr osobistych. No bo jeśli ktoś o kimś mówi „agent służb komunistycznych”, czy „tajny współpracownik”, to dla jednego może być to powód do dumy, i pewnie tacy też są, ale nie dla Krzysztofa Cieszewskiego. Gdy tylko orzeczenie się uprawomocni, to wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi pan Krzysztof Cieszewski wytoczy proces przeciwko tym, którzy go pomówili.

Red. Sekielski ma się więc o co martwić?

Jeśli on się do tej pory niczym nie martwił, to pewnie nie będzie się martwił i tym. Ale myślę, że będzie miał powody do zmartwienia przynajmniej wysokością zadośćuczynienia, o które wystąpimy i mam nadzieję, że sąd je zasądzi.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

TU MOŻNA ZOBACZYĆ PROGRAM Red. Sekielskiego, który może go sporo kosztować.

Przypominamy jeden z programów telewizyjnych, po których prof. Cieszewski stał się ofiarą licznych ataków mainstreamu.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych