Prof. Zybertowicz: "Jerzy Owsiak jest fikcjonariuszem III RP - funkcjonariuszem fikcji tego systemu”. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. M. Czutko
Fot. M. Czutko

„Służalczość resortowych dzieci wobec Kopacz, Tuska i Komorowskiego to ta sama gra, jaką prezentuje Owsiak – ochrona establishmentu przed dociekliwością obywateli” - mówi socjolog prof. Andrzej Zybertowicz.

wPolityce.pl: Jak to możliwe, że dziennikarz próbujący zadać niewygodne pytanie Jerzemu Owsiakowi zostaje wyrzucony z konferencji prasowej WOŚP, a przedstawiciele mediów nie solidaryzują się za swoim kolegą po fachu?

Prof. Andrzej Zybertowicz (socjolog, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu): Myślę, że działa tu ten sam mechanizm, który spowodował, że w media głównego nurtu nie relacjonowały przesłuchania prezydenta Bronisława Komorowskiego jako świadka w tzw. aferze marszałkowej, czyli dotyczącej aneksu do raportu z weryfikacji WSI. To media w których pracują fikcjonariusze, czyli funkcjonariusze fikcji. Peter Pomerantsev, brytyjski dziennikarz rosyjskiego pochodzenia, który pracował w mediach putinowskich, mówi, że media te, chociaż wydają się być pluralistyczne, to nigdy sieci korupcji konsekwentnie nie opiszą. Wspomną o jakichś aferach, ale nie pójdą do końca szlakiem powiązań. Podobnie jest w Polsce. Jeśli przejrzymy archiwa mediów głównego nurtu, to znajdziemy informacje o aferach czy skandalach. Informacje czasami są rozbudowane, ale media te nigdy nie dochodzą do sedna sprawy – czy to będzie korupcja autostradowa, infoafery, Amber Gold czy niedawna afera podsłuchowa. Nie pokażą klientelistycznych uwikłań oraz osób i instytucji odpowiedzialnych za przyzwolenie na afery. To klucz do zrozumienia funkcjonowania mediów III RP. Dziennikarze systemu III RP nie zadają trudnych pytań premierowi Tuskowi, prezydentowi Komorowskiemu, ale również Jerzemu Owsiakowi. A gdy już czują, że mają o coś kłopotliwego zapytać, to zadowalają się byle odpowiedzią. Uczestniczą w tworzeniu systemu fikcji. Obywatele albo mają wierzyć w anioła Jerzego Owsiaka, albo mają nie wierzyć w to, że prawda jest w ogóle możliwa do ustalenia.

Mówimy o premierze i prezydencie – osobach, które mają realny wpływ na sprawy państwa…

Owsiak ma bardzo realny wpływ. Doskonale odwraca uwagę młodego pokolenia od ważnych spraw. Ma dawać młodym poczucie uczestniczenia w czymś ważnym, wartościowym i empatycznym – jednocześnie odwracając uwagę od faktycznych przyczyn niesprawności służby zdrowia. A przecież – jak wynika z danych – środki, które zbiera WOŚP jest to jakiś promil budżetu służby zdrowia. Gdyby energię młodych ludzi pompowaną w Owsiakową orkiestrę przekształcić w obywatelski, proreformatorski nacisk na rząd, to już dawno mielibyśmy lepiej ustawioną służbę zdrowia. Tymczasem podtrzymuje się sentymentalizm młodych ludzi i ich brak zdolności do myślenia o strukturalnych mechanizmach funkcjonowania własnego państwa. Jerzy Owsiak to po prostu fikcjonariusz III RP. Służalczość resortowych dzieci wobec Ewy Kopacz, Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego to ta sama gra, jaką na innym polu prezentuje Owsiak – ochrona establishmentu przed dociekliwością obywateli.

Mówi Pan, że Owsiak odwraca uwagę od istotnych problemów, ale co w przypadku, gdy to właśnie działalność Owsiaka staje się problemem i rodzi się wokół niej wiele kontrowersji. Czy dla mediów nie byłby to nośny temat?

Ci sami dziennikarze, którzy hołubią Owsiaka, pieczołowicie chronią prezydenta Bronisława Komorowskiego w związku z aferą marszałkową. To gra w tę samą fikcję! Mamy mieć fałszywy wizerunek prezydenta i taki sam obraz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dziennikarze, którzy przy innych okazjach będą piętnowali jakieś nieprawidłowości życia publicznego, nie wykażą żadnego wysiłku, aby wykazać, że mamy do czynienia z całym systemem tych nieprawidłowości. Gdy ukazała się książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka dokumentująca przeszłość człowieka, który twierdzi, że nie był „Bolkiem”, to Owsiak stwierdził, że może ludziom, którzy o tym mówią, „dać z baśki”. Noszący znak pacyfy człowiek groził przemocą ludziom, z którymi po prostu się nie zgadza! Ale media III RP mu to odpuściły.

Dlaczego?

Bo jest cennym fikcjonariuszem, a pozostali fikcjonariusze traktują go jak jednego ze swoich.

To niejedyny taki przypadek, gdy określonym osobom łatwo wybacza się taką agresję. Czyżby lewica miała przyzwolenie na stosowanie przemocy?

Nasuwają się słowa Romana Kurkiewicza, który w rozmowie z Robertem Mazurkiem powiedział: „Z radością przyjąłbym jakieś poważne naruszenie iluzorycznego ładu tych uprzywilejowanych i bogatych beneficjentów polskiej transformacji. (…) Frakcja Czerwonej Armii zaczynała w Niemczech od podpalania domów handlowych”. Mamy do czynienia ze środowiskami, które grożą przemocą, a nawet stosują ją - czego przykładem było usunięcie dziennikarza TV Republika z konferencji prasowej - i pozostają bezkarne. Natomiast gdyby środowiska prawicowo-niepodległościowe przyjęłyby podobną postawę, natychmiast podniósłby się wielki szum.

Rozmawiał Aleksander Majewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych