Piecha: "To porozumienie z lekarzami to pyrrusowe zwycięstwo ministra Arłukowicza". NASZ WYWIAD

Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Faktyczne porozumienie między rządem a lekarzami i czy chwilowe „zawieszenie broni”?

CZYTAJ WIĘCEJ: Co uzgodnił Arłukowicz z lekarzami? Zobacz warunki porozumienia

Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się do europosła PiS Bolesława Piechy, lekarza i byłego wiceministra zdrowia.

wPolityce.pl: Jak ocenia pan to porozumienie?

Bolesław Piecha: Po pierwsze dobrze się stało, że przychodnie zostaną otwarte, bo wreszcie pacjent, który był zakładnikiem, będzie miał możliwość zobaczenia się z lekarzem. Jednak gdy zapoznałem się z punktami porozumienia, to widzę, że nic nie drgnęło. Właściwie przedmiot sporu pozostał z wyraźnym wycofaniem się ministra z pewnych ważnych i kluczowych postulatów, które zgłaszał. Wycofał się chociażby z bezterminowych umów. Nie za bardzo wiem, jak to sobie tłumaczyć, ponieważ ustawa, która jest głównym źródłem prawa w Polsce mówi, że umowy są bezterminowe lub podpisane na wiele lat. Nic nie mówią, że one są czasowe. No ale widocznie taki jest nakaz chwili, a ta władza raczej nie liczy się z ustawami i coś będzie kombinowała, zmieniała. Po drugie okazało się, że postulat, który – moim zdaniem – jest skrajnie niekonstytucyjny, czyli dzielący pacjentów na tych, którzy – przepraszam za wyrażenie – „mają szczęście” być chorzy onkologicznie i na tych, którzy takiego „szczęścia” nie mają, ale chorują np. na stwardnienie rozsiane, zapalenie wątroby typu B.

Bo oni nie wchodzą poza kolejką?

Tak, bo oni nie mają krótszej ścieżki. Mało tego. Wydaje się, że nawet obniżono finansowanie świadczenia w POZ, np. dla cukrzyków. Z tych chorych zrobiło się tak jakby pacjentów drugiej kategorii. To bardzo niedobrze, ponieważ mamy zapisaną równą dostępność do opieki lekarskiej, a nie jakąś segregację. Trzecia sprawa to taka, że jednak wszyscy specjaliści, eksperci no i sami lekarze kontestowali ten pakiet (onkologiczny – przyp. red.), a w porozumieniu pozostali przy swoim zdaniu. Stwierdzono jedynie, że wdrażanie pakietu będzie monitorowane i na bieżąco korygowane. Generalnie można stwierdzić, że dopięło swego Porozumienie Zielonogórskie, które zawsze chciało być w tzw. „kotle”, czyli tam, gdzie się tworzy zarządzenia prezesa NFZ. Teraz ma to dobre strony, ale w przyszłości, przy marności środków i marności organizacyjnej NFZ może to być bardzo trudna rzecz. Tak więc jest to pyrrusowe zwycięstwo ministra Arłukowicza i bardziej trzeba na to zakończenie negocjacji patrzeć przez pryzmat dzisiejszej konferencji premier Kopacz, która nie mogła się odbyć w czasie trwającego protestu.

Czy można było uniknąć tego kilkudniowego chaosu i horroru pacjentów?

Od zawsze mówiłem, że miejscem do rozstrzygania konfliktów jest stół negocjacyjny. Minister Arłukowicz chciał się być może pokazać jako taki macho i chciał rozegrać lekarzy. Ale konflikt eskalował, bo swoim zachowaniem zjednoczył lekarzy. Doszło nawet do tego, że związki zawodowe zagroziły strajkiem lekarzy. I pewnie po tej zapowiedzi panu Arłukowiczowi i pani premier zmiękły nogi, więc w try miga poleciał do stołu negocjacyjnego, bo niby jest teraz Trzech Króli, przychodnie i tak są zamknięte, czyli takie ble-ble-ble.

Lekarze rodzinni zwracają uwagę, że ministerstwo sprytnie zlikwidowało kolejki do specjalistów, np. do endokrynologów poprzez zrzucenie leczenia niektórych schorzeń tarczycy na lekarzy pierwszego kontaktu.

CZYTAJ WIĘCEJ: „Straszą nas, jeżdżą do prywatnych domów. Ruszyły zmasowane kontrole. Nagonka w mediach.” Dramatyczny list lekarza rodzinnego. MUSISZ TO PRZECZYTAĆ!

To prawda, że kolejki do specjalistów w Polsce rozładowuje się wirtualnie. Ja nie znam lekarzy przygotowanych do leczenia spraw tarczycy, cukrzycy itd. bez konsultacji ze specjalistą. I to poważnej konsultacji ze specjalistą. Wiedza medyczna tak się rozwinęła, tak się wyspecjalizowała, że nie ma dziś mowy o tym, aby tzw. lekarz rodzinny, których w Polsce kilka tysięcy, a powinno być 20 tysięcy, zajął się trudniejszymi przypadkami, bo on jest przygotowany do leczenia bardziej ogólnego. Musimy pamiętać, że w POZ pracują też pediatrzy. I oni raczej nigdy nie mieli do czynienia z pacjentem tarczycowym, bo dzieci rzadko zapadają na choroby tego organu. Ja bym wolał, aby pediatrzy, czy lekarze pierwszego kontaktu nie zajmowali się bardziej specjalistycznymi kwestiami. Ten cały bałagan to skutek czystej propagandy. Rzeczywista praca polegałaby na zmianach legislacyjnych i zapewnieniu środków finansowych, a z tym sobie ta władza nie radzi.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.