Piecha: System, oparty na Narodowym Funduszu Zdrowia musi zniknąć, inaczej pacjent nie ma szans. NASZ WYWIAD

fot. Facebook/profil Bolesława Piechy
fot. Facebook/profil Bolesława Piechy

Zakończy się pewnie jak zwykle, czyli ministerstwo zrobi krok wstecz i z tej dużej zapowiedzi pozostanie jakiś taki szkielet, absolutnie ogołocony z wszystkiego. Te podstawowe badania, które były robione będą dalej robione, ale nic ponadto. Nic ponadto znaczy, że pacjent onkologiczny o tej wczesnej diagnostyce, która umożliwiałaby wczesne leczenie i wyleczenie choroby nowotworowej może na jakiś czas zapomnieć

— mówi o konflikcie lekarzy z Ministerstwem Zdrowia Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia, dziś europoseł Prawa i Sprawiedliwości.

wPolityce.pl: Od wielu lat, przełom roku to „tradycyjny” już czas konfliktu między lekarzami i resortem zdrowia. W tym roku jednak ten spór ma dużo ostrzejszy charakter, dlaczego?

Bolesław Piecha: - Ten spór wynika z tego, co jest kwintesencją tej władzy, czyli z braku dialogu społecznego. Ja rozumiem, że koniec roku powoduje napięcia pomiędzy lekarzami a ministerstwem, a konkretnie Narodowym Funduszem Zdrowia. Jednak w tym roku ten brak dialogu jest szczególny.

Po pierwsze zapowiadano - jeszcze Donald Tusk z Arłukowiczem zapowiadał - wprowadzenie ogromnych udogodnień dla dla polskich pacjentów w zakresie walki z kolejkami i w zakresie leczenia chorych z chorobami nowotworowymi. I co? I nie zostało to przeanalizowane, poddane dyskusjom - brak jest jakichkolwiek propozycji finansowania określonych oczekiwań pacjentów ze strony Ministerstwa Zdrowia, które autorytarnie nakreśliło pewne ramy, a którego próba realizacji spowodowała to, z czym mamy do czynienia - z ogromnym zagrożeniem dla poczucia bezpieczeństwa zdrowotnego wielu milionów polskich pacjentów.

Przypomnę, że w niektórych województwach ogromna liczba POZ-ów czyli zakładów, które świadczą podstawową opiekę zdrowotną będzie po Nowym Roku nieczynna, a to już jest skandal. Skąd to się bierze? Ano z braku dyskusji, a z drugiej strony minister Arłukowicz nie ma żadnego przełożenia ani wsparcia w rządzie. A przy tego typu zmianach przede wszystkim należało zadbać o właściwy rachunek ekonomiczny. Czyli jeżeli oczekuję, że polscy pacjenci mają mieć nagle skróconą kolejkę, jeżeli oczekuję, że dostęp chorych z chorobami nowotworowymi będzie teraz na zasadzie tzw. zielonej linii, czyli zielonej karty, to trzeba było to skalkulować i wszystkie te badania, które gdzieś tam były zlecone w tym pakiecie, powinny być sfinansowane a tego właśnie zabrakło.

Z jednej strony mamy wprowadzany na siłę pakiet onkologiczny i kolejkowy, ale z drugiej strony mamy groźbę pobierania opłat za samo wejście do przychodni. Czy ktoś jeszcze w tym sporze bierze pod uwagę samego pacjenta?

Rzeczywiście, sądzę, że ten pacjent gdzieś tam znika. Mówiąc kolokwialnie pacjent staje się swoistym zakładnikiem tego zbiurokratyzowanego systemu.

Rozumiem, że jeżeli pan minister Arłukowicz z ministrem Neumannem na konferencji prasowej groził, że jeżeli ktoś nie podpisze tej umowy teraz, to już jej w ogóle nie podpisze, to siłą rzeczy, te przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej będą działały na zasadach stricte komercyjnych, czyli będą realizowały te świadczenia zdrowotne, to leczenie wyłącznie odpłatnie.

Jasne, że tak nie powinno być, ale to jest pewnego rodzaju gra i ta bomba powinna być rozbrojona znacznie wcześniej, po tym jak pan premier Tusk w obecności Arłukowicza zapowiadał, że to koniec zmartwień polskich pacjentów, jeżeli chodzi o kolejki i koniec zmartwień polskich pacjentów, jeżeli chodzi o leczenie onkologiczne.

Okazało się, że, mówiąc kolokwialnie, była to jedna wielka ściema.

Czy Pana zdaniem, jak co roku ten spór zakończy się dosypaniem przez Arłukowicza jakichś pieniędzy, a obecna jego postawa ma tylko pokazać, jak dba i walczy o publiczny grosz?

Sprawa jest bardzo trudna, ponieważ te pieniądze są możliwe tylko i wyłącznie z budżetu państwa, a z tego co wiem, to budżet jest już przyjęty przez Sejm i ktoś w Senacie spróbuje jeszcze jakąś poprawkę wprowadzić, żeby to sfinansować.

Co więcej, skoro Narodowy Fundusz Zdrowia, jak zapowiadał minister, podpisał już różnego rodzaju umowy ze szpitalami itd. to jak sądzę, nie ma już rezerwy finansowej i ta rezerwa finansowa będzie musiał skądś się wziąć. Skąd to weźmie minister Arłukowicz dzisiaj, 31 grudnia bieżącego jeszcze roku, to ja nie wiem. Przecież to nie jest tak, że państwo polskie działa na zasadzie „jakoś to będzie” i tam dosypiemy pieniędzy nie wiadomo skąd. Podobno jesteśmy państwem prawa i każdy wydatek publiczny, czy to z NFZ-u, czy z budżetu państwa musi mieć podstawę prawną. A dzisiaj, przeglądając budżet państwa, przeglądając plany finansowe Narodowego Funduszu Zdrowia ja takich rezerw nie widzę.

Czyli według Pana, jak tym razem zakończy się ten konflikt?

Zakończy się pewnie jak zwykle, czyli ministerstwo zrobi krok wstecz i z tej dużej zapowiedzi pozostanie jakiś taki szkielet, absolutnie ogołocony z wszystkiego. Te podstawowe badania, które były robione będą dalej robione, ale nic ponadto. Nic ponadto znaczy, że pacjent onkologiczny o tej wczesnej diagnostyce, która umożliwiałaby wczesne leczenie i wyleczenie choroby nowotworowej może na jakiś czas zapomnieć.

Czy jeśli w przyszłym roku Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory, na koniec 2015 r. również będziemy mieli spór między Ministerstwem Zdrowia i Porozumieniem Zielonogórskim, bo jeśli władzę utrzyma PO, to mamy chyba tego pewność?

Oczywiście chciałbym tego uniknąć, żeby takiej sytuacji nie było i o tym będzie trzeba myśleć duzo wcześniej. Przede wszystkim cała sprawa będzie musiała sie głównie skupić na planowaniu budżetu. Pamiętajmy, że wdrażanie nowych zadań jednostek, które są finansowane z pieniędzy publicznych wymaga wcześniejszego planowania. Sądzę więc, że jakaś rezerwa finansowa, która by dofinansowała ten system musi się znaleźć na wejściu. Inaczej będzie „powtórka z rozrywki”.

Wszyscy w zasadzie zgadzają się, że wadliwy jest sam system finansowania opieki zdrowotnej. Jak można go zmienić? Czy może jesteśmy skazani, żeby nadal dosypywać pieniędzy do niewydolnego molocha?

Faktem jest, że system jest fatalnie zorganizowany i niestety z roku na rok on tężeje - robi sie coraz bardziej skostniały, coraz bardziej biurokratyczny i coraz mniej elastyczny. On nie odpowiada na potrzeby pacjenty tylko odpowiada na zapotrzebowania na piękne papierki urzędników Narodowego Funduszu Zdrowia, gdzie są zapisane określone sumy w budżecie. Ten system, oparty na Narodowym Funduszu Zdrowia musi zniknąć, inaczej pacjent nie ma szans. Zawsze będzie problem dosypywania pieniędzy i skąd je wziąć i zawsze będzie problem ogromnych obarczeń administracyjnych w pracy lekarza.

Muszę powiedzieć, że obserwując ten system przez wiele lat, to ilość biurokracji w ochronie zdrowia gwałtownie wzrasta. Mało tego, pojawiają się jakieś kolejne papiery, kolejne formularze do wypełnienia, a przypomnę, że mamy już zaawansowaną drugą dekadę XXI wieku, gdzie dość powszechna jest sprawa cyfryzacji, ale w Polsce to chyba cyfryzacja i usprawnienie tego procesu decyzyjnego wymagają leczenia , bo jak do tej pory, kończy się to wyprowadzaniem w kajdankach osób, które te systemy informatyczne przygotowują.

NFZ trzeba wyrzucić. Nowy system musimy oprzeć na podobnych zasadach, jak w tych państwach, które poradziły sobie z tym problemem, a nie wydają za dużo pieniędzy - musimy bowiem powiedzieć, że Polska nie jest zbyt bogatym krajem, jeśli chodzi o przeznaczanie środków finansowych na ochronę zdrowia. System trzeba uelastycznić, uprościć i przede wszystkim trzeba podziękować tym urzędnikom, którzy jak niepodległości bronią swoich papierków i przez nie nie dostrzegają pacjenta.

Rozmawiał Krzysztof Karwowski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych