Definicja Polski na koniec Anno Domini 2014. Esej subiektywny

Rys. A. Krauze
Rys. A. Krauze

Koniec roku sprzyja podsumowaniom i syntezom. Umysł próbuje ogarnąć nieogarnięte. Kiedyś cykl swoich felietonów w RDC rozpoczynałem sentencją: „Autor nie odpowiada za swoje poglądy” i tym światłym hasłem posłużę się i obecnie.

Odchodzący rok 2014 jest rokiem niezwykle znaczącym. Skończyły się sny o bezpiecznym, poukładany świecie i leniwie gnuśniejącej Europie. Wojna jest przy naszych granicach. Wojna podstępna, wojna maskowana, ale najprawdziwsza wojna, na której giną ludzie i cierpią niewinni. Do tego na Bliskim Wschodzie też nie udało się Amerykanom zaprowadzić demokratycznego ładu. Wprost przeciwnie rozgorzała wojna religijna, a chrześcijanie są prześladowani jak za najgorszych czasów w historii.

Na terenie krajowym obchody „25 - lecia wolności ” organizowane przez tych, którym udało się perfekcyjnie zniewolić społeczeństwo, miały symptomatyczny, dwugłowy finał.

Najpierw był huczny pogrzeb komucha Jaruzela, który nawet w obliczu śmierci okazał się zwykłym tchórzem i wystawił swoich towarzyszy, nawracając się na wiarę katolicką. Wiarę. którą krwawo zwalczył przez całe życie. W nagrodę miał mszę pożegnalną w Katedrze Polowej i świecki pogrzeb z honorami na Cmentarzu Wojskowym. W Katedrze żegnał go sam prezydent - „Śpij kolego w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni tobie”. Wzruszające jakich nasz prezydent ma kolegów.

Jednak nawet tę koślawą hucpę przebiło sfałszowanie wyborów samorządowych. W ramach nieokiełznanych swobód obywatelskich zafundowano tygodniową niby awarię komputerowego systemu liczącego głosy i w sobotę wieczorem chyłkiem podano jakieś bzdurne wyniki. Oczywiście gwarantujące sitwie kontrolę nad funduszami unijnymi i posadami terenie. Takiej nerwówki nie zniosła nawet PKW złożona z „leśnych dziadków” szkolonych w Moskwie i komisja podała się do dymisji.

Niezwykle niebezpieczne jednak jest to, że jesteśmy krajem kompletnie rozbrojonym. I nie chodzi tu tylko sektor militarny, jesteśmy krajem rozbrojonym instytucjonalnie. Gdy się patrzy na nasze władze, to  nie będąc nawet zbyt wymagającym obywatelem trudno uznać ich za kompetentnych przywódców. Ot, ekipa podrzędnych karierowiczów, pełniących obowiązki prezydenta, premiera, marszałka sejmu, senatu i tak dalej aż do zdemoralizowanych posłów, bezrefleksyjnie przegłosowujących to co im nakaże „dyscyplina klubowa”.

Po ucieczce premiera Donalda Tuska na z góry upatrzone europejskie pozycje, sklecono tak karykaturalny rząd, że pomimo osłony medialnej nie da się tuszować wszechobecnego bałaganu i braku profesjonalizmu tej partyjniackiej zbieraniny.

Pani premier to jedna wielka porażka, a jej żałosne ględzenie o ciężkiej pracy jaką wykonuje, obraża tych, którzy naprawdę tyrają by utrzymać rodzinę.

Jeszcze groźniejszą rzeczą jest skuteczne ogłupienie znacznej części społeczeństwa. Wpojenie im nienawiści do „pisowców”, ze szczególnym uwzględnieniem Jarosława Kaczyńskiego. Tą kipiącą żądzą krwi platformerską tłuszczę, doprowadzono do takiej degrengolady emocjonalnej, że bez większych oporów akceptują zamordowanie prezydenta i prawie stuosobowej delegacji jadącej oddać hołd pomordowanym w Katyniu, a sfałszowanie wyborów bezproblemowo mieści się w ich standardach nie dopuszczania Kaczora do władzy.

W obecnej Polsce egzystujemy w rzeczywistości ukształtowanej przez zamach smoleński. Rzeczywistości swym tragizmem dorównującej traumie powstań. Media będące w rękach naszych niewidzialnych okupantów potrafią „zamącić błękit w głowach” i wprowadzać społeczeństwo w bezrefleksyjny letarg, ale tej sprawy nie da się tak zadeptać jak zabójstwa generała policji. Albo kartą smoleńską prędzej czy później ktoś zagra, albo przyjdzie prawdziwie wolna Polska i przeprowadzi się wreszcie uczciwe śledztwo, a nie takie odrażające przyzwoitość jasełka jakich jesteśmy cały czas świadkami.

Czarną wizją jest też to, że może tak być, że obecne władze nie są wcale wybrane w demokratycznych wyborach. Jest bardzo prawdopodobne, że po 10 kwietnia 2010 roku nie było żadnych wyborów, tylko odrywa się teatrzyk medialno – sondażowo – urnowy, a na najwyższe szczeble władzy są desygnowani kontrolowalni figuranci.

Tutaj powinno się wreszcie pojawić pytanie kto ich desygnuje, kto kręci tą naszą karuzelą.

Pewną poszlaką jest sposób w jaki Bronisław Komorowski został prezydentem. W marcu 2010 roku zorganizowano w Platformie prawybory i ku powszechnemu zaskoczeniu murowany kandydat PO, Donald Tusk, lider sondaży, zrezygnował potulnie z kandydowania. Znając atencję Bronisława Komorowskiego do WSI, można przypuszczać, że środowisko służb było niezwykle zainteresowane, aby na najwyższym stanowisku obsadzić swojego człowieka, szczególnie jeśli wiedzieli co może się zdarzyć w kwietniu 2010.

To jest jeden element tej władzy – postpeerelowskie służby. Inne elementy to oczywiście ościenne mocarstwa. Rosja i Niemcy mają tutaj tyle interesów do załatwienia, że aby ich dopilnować muszą mieć swoich ludzi na kluczowych stanowiskach. Z pewnością dziwne by też było, gdyby w tak dużym kraju jak Polska nie chcieli robić gescheftów Żydzi, kontrolujący w dużej mierze finanse świata. Być może Amerykanie gdzieś też są w tej układance, ale nawet biorąc pod uwagę tegoroczną wizytę prezydenta Obamy i jego performers na dwa telebimy, ich udział chyba nie jest duży.

Jest jeszcze jedno podstawowe pytanie czy ktoś tu reprezentuje interes Polski?

Wygląda no to, że nie. Nawet służby zdrowia nie ma co organizować dla Polaczków. Ci ważniejsi mają swoją dobrze działającą opiekę lekarską, a cała reszta niech zdycha w kilkuletnich kolejkach. Wtedy człowiek łatwiej daje wiarę plotkom, że tu nad Wisła ma zostać 16 mln narodek użyteczny dla możnych tego świata.

Rok 2014 wbrew pozorom  nie był zły.

Po pierwsze, „taśmy prawdy” pokazały, że pomiędzy tymi, którzy tu ponaciągają za sznurki też trwa bezpardonowa walka o wpływy. A jak się biją, to ktoś może skorzystać.

Po drugie, konieczność sfałszowania wyborów na bezczelnego, też może spędzać sen z oczu tym, którzy myśleli, że spokojnie da się zachachmęcić przyszłoroczne wybory prezydenckie i parlamentarne. Szczególnie w tych pierwszych produkcja głosów nieważnych może być utrudniona.

Po trzecie, destabilizacja sytuacji międzynarodowej, może spowodować, że protektorzy naszych „przywódców” będą musieli się zająć pilniej swoimi sprawami, a nawet w sytuacji kryzysowej rzucą na pożarcie, zbędnych już sługusów.

Po czwarte, wbrew pozorom w społeczeństwie rośnie świadomość oszustwa jakie tu się dokonało pod chwytliwymi hasłami, czemu sprzyjają „prawicowe” media przeciwstawiające się coraz skuteczniej truciźnie propagandy.

I wreszcie po piąte, młodzież, na którą tak chętnie zawsze powoływało się PO, wyraźnie opowiada się za zupełnie innymi ugrupowaniami. PiS – em, Ruchem Narodowym czy nawet formacjom z lekka cyrkowym jak ugrupowanie Janusza Korwina – Mikkego.

Czy rok 2015 będzie wreszcie rokiem przełomowym? Czy uda się odsunąć, a być może nawet rozliczyć ekipę rozgrabiającą Polskę. Nawet lasy chcą nam zabrać, żeby płacić odszkodowania Żydom. Niech płacą ci, którzy II Wojnę Światową wywołali czyli Niemcy i Rosjanie.

Jedno jest pewne, kto chce widzi co tu się dzieje i jasne też jest, że nie możemy dopuszczać dłużej by nam dewastowano Ojczyznę. To jest nasz obowiązek wobec przeszłych jak i przyszłych pokoleń, a i my też zasługujemy by sobie nareszcie pożyć w Polsce, z której będziemy dumni.

Potrzeba tylko więcej wiary, że jesteśmy w stanie otrząsnąć się z tego czarnego snu Kali i odzyskać prawdziwie wolną Polskę, gdzie będą wolne media, uczciwe wybory, prawdziwe obchody Dnia Niepodległości, tradycyjny system wartości, a Polacy nie będą musieli szukać szczęścia po świecie, bo najszczęśliwsze miejsce jest tutaj, jak zapewniał Ojciec Andrzej Klimuszko.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.