Sędziowska sprawiedliwość, czyli do aresztu za 30 zł. „Durnota „wymiaru sprawiedliwości” przejawia się nawet w prostych rachunkach”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Marek Waniewski, fot. Facebook
Marek Waniewski, fot. Facebook

W Polsce „wymiar sprawiedliwości” piszemy coraz częściej z małej litery i w cudzysłowie. Zboczeńców sędziwie wypuszczają zza krat na przepustki, aby na wolności gwałcili i mordowali, a człowieka, który nie zapłacił 30 złotych grzywny – wsadzają na jeden dzień do aresztu.

Marek Waniewski, założyciel najbardziej aktywnego Klubu Frondy w Gliwicach, a obecnie radny miasta z listy Prawa i Sprawiedliwości (był kandydatem Prawicy Rzeczpospolitej Marka Jurka) 17 grudnia w środę trafił do aresztu. Na własnej skórze przekonał się, co w Polsce oznacza obecnie „prawo”, i co – „sprawiedliwość”.

Czymże Waniewski naraził się wymiarowi sprawiedliwości, że trafił za kratki? Ukradł? Zabił? Zdefraudował setki tysięcy złotych? Nie, wtedy wymiar sprawiedliwości nie byłby tak surowy.

Waniewski dwa lata temu skracał sobie drogę do pracy, jadąc ekologicznie na rowerze w tunelu pod gliwickim dworcem PKP w centrum miasta. Został zatrzymany przez policjantkę, która chciała ukarać rowerzystę mandatem. Marek Waniewski odmówił przyjęcia mandatu, bo jak twierdzi nie był nawet świadomy popełnianego wykroczenia, więc postanowił dochodzić swoich racji przed sądem. Sprawa trafiła do sądu, który 7 grudnia 2012 roku ukarał rowerzystę grzywną w wysokości 30 złotych. Waniewski jednak o niczym nie wiedział, bo nie dostał wezwania na rozprawę. W nieświadomości żył dwa lata.

Pod koniec listopada odebrał przesyłkę z sądu. Było to postanowienie Sądu Rejonowego w Gliwicach, który zarządził, iż Waniewski ową grzywnę musi odsiedzieć (tzw. zastępcze wykonanie kary) w zakładzie karnym.

Dłużnik nie uiścił grzywny w terminie, a mając na uwadze fakt, iż należność z tego tytułu jest niewielka Sąd uznał, że egzekucja komornicza grzywny oraz jej wykonanie w formie zastępczej pracy społecznie użytecznej nie jest celowe

— uzasadniał sędzia Wojciech Głowacki z Gliwic, któremu wróżymy błyskawiczną karierę w resorcie sprawiedliwości pod rządami Platformy Obywatelskiej.

Waniewski grzywny nie wpłacił nawet po tym postanowieniu. Gdyby tak zrobił, to nie byłoby sprawy. Radny nie zapłacił, bo – jak twierdzi – tym razem chciał zwrócić uwagę na przepełnienie polskich więzień i aresztów, gdzie ludzie z wysokimi wyrokami czekają na odsiadkę. Jeden taki przypadek opisywałem. Była to znana na Śląsku sprawa osoby skazanej prawomocnym wyrokiem za spowodowanie śmiertelnego wypadku drogowego, która przez ponad dekadę nie odbyła orzeczonej kary kilku lat więzienia! A podobno najlepszą przestrogą i środkiem resocjalizacji jest przekonanie o nieuchronności kary. Ale nie w Polsce, nie w sądach w których niemal wszyscy „funkcjonariusze Temidy” puchną z dumy i są przekonani o swej doskonałości i nieomylności.

17 grudnia Marek Waniewski spakował torbę, i poszedł do Aresztu Śledczego w Gliwicach, aby odsiedzieć 1 dzień orzeczonej kary. Psychicznie był przygotowany na 24-godzinny pobyt za kratkami, ale nie docenił przebiegłości wymiaru sprawiedliwości. Kiedy Waniewski „garował”, Sąd Rejonowy w Gliwicach wysłał postanowienie do aresztu, że w związku z wcześniej popełnionym wykroczeniem i zarządzoną wobec niego karą, czas pozbawienia wolności zostanie wydłużony do 3 dni! Okazało się bowiem, że nudzący się sędzia lub asesor czy inny urzędas wytropił jeszcze jedno bardzo „groźne” przestępstwo radnego. W 2012 roku Waniewski zaparkował swój samochód zbyt blisko przejścia dla pieszych, za co został ukarany mandatem w wysokości 100 zł. Sąd dwukrotnie wysyłał nakazy zapłaty pod jego dwa adresy zamieszkania. Ponieważ nie odbierał korespondencji, sąd zdecydował o zastosowaniu kary zastępczej w postaci 2 dni aresztu.

Waniewski, kiedy na własnej skórze poznał warunki w areszcie, już nie „kozaczył”, tylko zdecydował szybko zapłacić te 100 złotych grzywny (dobrze, że wziął tyle pieniędzy ze sobą). Nie wdawał się chyba nawet w akademicką dyskusję, dlaczego za 30 złotych musi odsiedzieć dzień aresztu, a za 100 zł – dwa, skoro powinny to być przynajmniej trzy dni dodatkowego „odpoczynku”. Durnota „wymiaru sprawiedliwości” przejawia się nawet w takich rachunkach.

Z kolei rzecznik aresztu śledczego w Gliwicach, kpt. Mariusz Grabowski powiedział, że koszty spędzenia przez osadzonego jednej doby w areszcie jest ponad dwukrotnie wyższy, niż zarządzona wobec Waniewskiego grzywna i wynosi ok. 60 - 70 zł.

Czy Sąd Rejonowy w Gliwicach będzie domagał się, aby Marek Waniewski dopłacił tę różnicę?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych