Człowiek Roku 2014 „Tygodnika Solidarność”, dr Jan Szrzedziński, który zabezpieczył i przechował relikwie bl. ks. Jerzego Popiełuszki

Fot. Tygodnik Solidarność
Fot. Tygodnik Solidarność

Od 1997 roku redakcja „Tygodnika Solidarność” przyznaje tytuł Człowieka Roku. Tym razem postanowiliśmy przyznać ten tytuł osobie mniej znanej publicznie, ale wyjątkowo zasłużonej dla naszych współczesnych dziejów. Tą osobą jest dr Jan Szrzedziński z Białegostoku, który w 1984 przeprowadzał badania chemiczno-toksykologiczne ciała ks. Jerzego Popiełuszki.

Dzięki jego wyjątkowej odwadze dziś Kościół jest w posiadaniu relikwii błogosławionego. ks. Jerzego. To dr Jan Szrzedziński zdał sobie wtedy sprawę, że zabezpieczenie doczesnych szczątków ks. Jerzego, męczennika Solidarności, będzie miało ogromne znaczenie i przyczyni się do szerzenia kultu ks. Jerzego Popiełuszki. W 1984 był z tym postanowieniem sam, jako pracownikowi Zakładu Medycyny Sądowej za ten czyn groziły poważne konsekwencje. Jak groźne? Możemy tylko sobie dziś wyobrazić. Ale kultura wyniesiona z tradycji rodzinnej i doświadczenia życiowe (jego rodzina była represjonowana przez NKWD, a on sam w okresie stalinowskim i w stanie wojennym) dały mu siłę do tego odważnego działania i zachowania relikwii bł. ks Jerzego. W roku 2014 bł. ks. Jerzy za zgodą papieża Franciszka stał się Patronem Solidarności. Bez wątpienia swój wkład w tę decyzję papieskiej Kongregacji Kultu Bożego ma dr Jan Szrzedziński. Przedstawiamy sylwetkę dr. Jana Szrzedzińskiego, który zgodził się na spotkanie z naszą redakcją dzięki pośrednictwu Józefa Mozolewskiego, przewodniczącego Regionu Podlaskiego „S”. To spotkanie i rozmowa z dr. Szrzedzińskim w jego domu w Turośni Kościelnej wywarła na nas duże wrażenie. Owocem tej rozmowy jest drukowany reportaż, ale także nagranie filmowe, które jest dostępne na stronie internetowej: www.tygodniksolidarnosc.com

Przechował relikwie księdza Jerzego (fragment reportażu Jerzego Kłosińskiego)

Dr Szrzedziński nie uczestniczył w samej sekcji ks. Jerzego, którą 31 października przeprowadził jego kolega dr Tadeusz Jóźwik. - Prokuratura w Białymstoku zarządziła badania chemiczno-toksykologiczne. Kierownik zakładu, prof. Maria Byrdy, nakazała by pobierać dużo materiału różnego rodzaju. Pobrano krew, mocz, żołądek i jelito cienkie z treścią, wycinki z wątroby, nerek, śledziony i mózgu - wylicza dr Szrzedziński. – Badania prowadziłem kilka dni. Ani mocz, ani krew nie zawierały alkoholu, w innych wycinkach też nie stwierdziłem żadnych substancji chemicznych, np. narkotyków czy leków psychotropowych. Cierpienia księdza nic nie zmniejszyło.

Po sekcji, dr Szrzedziński wciąż dysponował fragmentami ciała ks. Jerzego. Jak zrodził się pomysł, by przechować te cząstki jako przyszłe relikwie? - Ten zamysł powstał w mojej głowie, bo jestem człowiekiem wierzącym, praktykującym katolikiem. Wiedziałem, że to męczennik i jego szczątki kiedyś staną się relikwiami - odpowiada dr Szrzedziński. - Ciało księdza znajdowało się w wodzie co najmniej tydzień, dlatego narządy pobrane podczas sekcji były już w stanie lekkiego rozkładu. Żołądek i jelito nie nadawały się na relikwie, oczywiście mocz też nie. Ale krew tak. Wedle standardowej procedury, w związku z wydawaniem opinii dla prokuratury, musiałem przechowywać pobrany materiał w stanie zamrożonym przez 4 tygodnie. Ale w tym przypadku przetrzymywałem przez pół roku. Nikt nie pytał co zrobiłem z pobranym materiałem.

Po pół roku poszedł do licealnego kolegi – ks. Jerzego Gisztarowicza z parafii św. Rocha w Białymstoku. Jan Szrzedziński:

Powiedziałem: Jurku, przechowałem fragmenty ciała ks. Popiełuszki, ale należałoby je przekazać Kościołowi jako przyszłe relikwie.

Ks. Gisztarowicz powołał komisję kościelną, w skład której weszli: ks. Wacław Lewkowicz z kurii białostockiej, prof. Andrzej Kaliciński, kierownik Kliniki Kardiologicznej, który należał do „S” i siostra Laurencja Fabisiak. Wtedy toksykolog rozmroził cząstki ciała ks. Jerzego. Wycinki wątroby, nerek i śledziony zalał mieszaniną spirytusu 96 proc. bezwodnego z 10-proc. formaliną w stosunku 1:1. To tradycyjna metoda. - Krwi zostało ok. 400 cm sześciennych. Wylałem ją na chemicznie czystą, szklaną taflę i umieściłem w ciemni fotograficznej naszego zakładu. Po wyschnięciu żyletką zeskrobałem piękne kryształki hemoglobiny i umieściłem w dwóch szklanych ampułkach - opowiada. Siostra Fabisiak zabrała ampułki i pociągiem pojechała do ks. Boguckiego (jej historię opisaliśmy niedawno w „TS”). Ten jednak był już trawiony ciężką chorobą i przeczuwając zbliżającą się śmierć, nakazał zakonnicy wrócić z relikwiami do Białegostoku. A wtedy przy ul. Stołecznej budowano dom zakonny Sióstr Misjonarek. Doktor Szrzedziński zdecydował, by w jednej ze ścian (dziś sanktuarium błogosławionej Bolesławy Lament) zamurować ampułki z krwią i słoik z zabezpieczonymi fragmentami innych narządów męczennika. Dokonano tego komisyjnie i w ścisłej tajemnicy 22 maja 1986 roku. – Żeby szklane słoiki i ampułki z wysuszoną krwią nie potłukły się, włożyłem je w miedzianą tuleję, a potem jeszcze w dębową skrzynię. O wmurowaniu nie wiedziała nawet żona, ani nikt z rodziny - przyznaje dr Szrzedziński. – Esbecja nigdy mnie nie wezwała na przesłuchanie, ale węszyła. Gdyby dowiedziała się o wyniesieniu fragmentów ciała ks. Jerzego poza zakład, pożegnałbym się z pracą.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.