Urzędnicy w mundurach, czyli służba państwu jako praca w korporacji

Fot. Julita Szewczyk/Fratria
Fot. Julita Szewczyk/Fratria

Dziś trudno dostrzec w postawach większości adeptów „mundurówek” pragnienie służby państwu. Częściej dominuje wizja korporacyjnej pracy w dosyć specyficznej firmie, która gwarantuje stabilne zatrudnienie i dobry socjal, co w dobie wyścigu szczurów ma niebagatelne życzenie.

Patriotyzm to dzisiaj słowo odmieniane przez wszystkie przypadku w określanych kręgach. Nieważne, że dla współczesnych apologetów horacjańskich cnót to często tylko hasło, które łatwo wykrzykiwać na manifestacjach czy używać jako argumentu przeciwko oponentom politycznym.

Niestety takie słowo coraz rzadziej można spotkać w siatce pojęciowej osób, które zdecydowały się wstąpienie do policji czy wojska. Coraz mniej mówi się o służbie państwu, a częściej „pracy w służbach mundurowych”.

Niestety przykład idzie w z góry, a problemem okazuje się… biurokratyzacja armii.

Stanowiska wojskowe obejmują urzędnicy w mundurach. (…) Szkolenia przypominają zazwyczaj wielkie pikniki. Również system edukacji pozostawia wiele do życzenia. Uczelnie wojskowe przeszły na cywilne tory i muszą same się utrzymywać, co utrudnia wyszkolenie dobrych rzemieślników. Natomiast administracja wojskowa tak bardzo się rozrosła, że bardziej przypomina cywilne struktury, niż sprawnie działającą armię. To naprawdę duży problem. Cała gra toczy się wokół utrzymania tych samych stołków

— mówi portalowi wPolityce.pl gen. Roman Polko.

Były dowódca GROM krytycznie o sytuacji w armii: Urzędnicy w mundurach rozbili dyscyplinę w wojsku. NASZ WYWIAD

Efekt jest taki, że wielu młodych żołnierzy (tudzież… „żołnierek”) częściej myśli o zapewnianiu sobie dobrych warunków pracy i rozwoju kariery niż służbie państwu.

Nie można tego traktować cierpiętniczo, ta służba ma być pasją. Niestety dziś wędrujemy w jakimś sformalizowanym, zbiurokratyzowanym kierunku. Może wprowadzimy jeszcze kodeks pracy w wojsku? Absolutnie nie chodzi o to. Morale w armii musi być wysokie. Urzędnicy w mundurach rozbili dyscyplinę w wojsku

— podkreśla gen. Polko.

W tym momencie przypomina mi się sytuacja, gdy pewna młoda dziewczyna prosiła mnie o pomoc przy wyborze dobrego dyktafonu do nagrywania „szefa w pracy, który stosuje mobbing”. Kim był ów „szef’? Okazało się, że… dowódcą jednostki wojskowej, w której „służyła” czy raczej próbowała zrobić karierę towarzyszka podróży. Dlaczego chciała to zrobić? Bo panienka „chciała się rozwijać”, bo dowódca „krzywo spojrzał”, bo żołnierzom zdarza się pić alkohol… Chyba nie wymaga to komentarza.

Podobno „nie ma przypadków, są tylko znaki”. W tym przypadku znakiem był fakt, że akurat byłem po lekturze książki „Tajne akcje snajperów GROM Tomasza Marca, która ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa The Facto. Choć miałbym sporo uwag do autora, a także wiele pytań do bohaterów, którzy w niekorzystnym świetle przedstawili gen. Romana Polko, to jednak z ich świadectw bije autentyczne poświęcenie służbie państwu polskiemu. Choć często wykonywali niebezpieczne zadania pozbawieni „odpowiednich warunków pracy”, nie uskarżali się na okoliczności, ale z dumą opowiadali o oddaniu dla Rzeczypospolitej.

Podobny problem trawi również policję, ale i w tym przypadku również zdarzy się jakiś ostatni Mohikanin, który w kilku słowach zdradzi sens tej służby.

W naszej pracy kluczowy był patriotyzm rozumiany jako troska o państwo. To dawało nam siłę do dalszych działań

— mówi b. policjant kryminalny, który w latach 90. był zaangażowany w walkę z przestępczością przygraniczną i bezczynnością urzędników w mundurach.

Dzisiaj brakuje dobrych wzorców, a w ślad za nimi – prawidłowych postaw. A wystarczałoby – za radą Konfucjusza – przywrócić pojęciom ich właściwe znaczenie.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych