Marsz Niepodległości, czyli przyjechały słoiki i zniszczyły im Warszawę...

Fot. PAP/Maciej Kulczyński
Fot. PAP/Maciej Kulczyński

Wśród zalewu komentarzy młodych, wykształconych z wielkich miast, którzy czują się zobowiązani do wstydu za wszystko i za wszystkich, zwłaszcza 11 listopada, można usłyszeć sztandarową śpiewkę o tych przebrzydłych słoikach.

I tym razem oberwało się przyjezdnym od „miejscowych”, którzy niby nowocześni, niby otwarci, a jednak trzymają się zaściankowych przesądów godnych wyznawców jakiejś powiatowej ksenofobii spod znaku osiedlowych „prawilnych Sebków”. W końcu zawsze musi znaleźć się jakiś winny, zawsze ktoś musi robić za „czarnego luda”, również 11 listopada.

Co do samego Marszu Niepodległości, nie ma sensu się powtarzać. Właściwie cały problem uchwycił przedstawiciel organizatorów, członek Straży Marszu Niepodległości – Adam Małecki.

Czytaj również: Organizatorzy Marszu Niepodległości stanowczo odcinają się od zadymiarzy: „To są idioci, kretyni i ćwierćmózgi”. ZOBACZ WIDEO

Na marginesie zdartych jak stara płyta rozważań po Marszu Niepodległości – ekscytacji jednych i wiecznego bólu czterech liter drugich, warto zauważyć tę antysłoikową obsesję, która i tym razem ujawniła się w pełnej krasie ze strony tych wszystkich reprezentantów „normalnego społeczeństwa”, którzy 11 listopada nie mieli odwagi nawet naciągnąć na siebie spodni rurek i wyjść na ulicę w towarzystwie swoich partnerek (trudno używać w tym miejscu słowa „kobiety”, skoro przedstawicielki płci pięknej mają w tym przypadku większe cojones).

Chociaż żyjemy w XXI wieku i nikt nie jest przypisany do swojego miejsca urodzenia, to właśnie przedstawiciele jaśnie oświeconej części społeczeństwa nie są w stanie zaakceptować, że ktoś walczy o więcej. Okazuje się, że zaradność, kreatywność, pracowitość i chęć polepszenia swojego bytu poprzez pracę w kraju, może być powodem do odpustowej szydery. I cóż z tego, że Warszawa nie jest Nowym Jorkiem czy Londynem, cóż z tego, że tysiące Polaków opuściły Polskę, cóż z tego, że nie będzie komu pracować na emerytury, głównym problemem mędrców salonu i ich małpiatek są „słoiki”.

Retoryka pogardy wobec przyjezdnych godna nazistowskiego „Der Stürmera” świetnie współegzystuje z wygłupami dyżurnych, do bólu przewidywalnych błaznów (vide Big Cyc i piosenka „Słoiki”). Tym bardziej, że jest to nienawiść motywowana własną słabością.

To właśnie wyśmiewane słoiki, czyli ludzie, którzy każdego dnia walczą o swoją przyszłość, nie oglądając się na pomoc państwa czy perspektywę opuszczenia kraju, są uosobieniem dynamizmu i pracowitości, jaka najwyraźniej wciąż tkwi w Polakach. To właśnie oni, a nie otępiałe kryzysem lemingi przyzwyczajone do „gwarantowanego ciepełka” trzymają polską gospodarkę własną pracą.

Co z tego – nawet przy okazji 11 listopada można im przyłożyć. Grunt, to przykryć własne kompleksy.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych