Katowice: Ratownikom pozostało do przeszukania jedno miejsce

Fot. PAP/Andrzej Grygiel
Fot. PAP/Andrzej Grygiel

Ratownikom, którzy próbują dotrzeć do trzech osób zaginionych po porannym wybuchu gazu w katowickiej kamienicy, pozostało do przeszukania już tylko jedno miejsce. Aby do niego dotrzeć, będą przy użyciu specjalistycznego sprzętu rozbierać zawalone stropy.

Eksplozja przed godz. 5 w czwartek zniszczyła trzy kondygnacje budynku u zbiegu ulic Chopina i Sokolskiej w ścisłym centrum Katowic. To zwarta zabudowa pochodząca większości z początku XX w. Zawaliła się ściana frontowa części budynku, ocalał tylko wysoki parter. W kamienicy zameldowanych było ponad 20 osób. Po wybuchu ewakuowano 15 lokatorów, pięć osób trafiło do szpitali, dwie już go opuściły. Stan jednego oparzonego lekarze ocenili jako ciężki, stabilny. Trzy osoby po południu nadal były poszukiwane.

Po południu telewizja TVN24 podała, że wśród zaginionych są reporter Faktów TVN Dariusz Kmiecik, jego żona - dziennikarka TVP Katowice Brygida Frosztęga-Kmiecik - oraz ich dziecko. Dowodzący akcją zastępca komendanta śląskiej straży pożarnej Jeremi Szczygłowski podczas kolejnej już czwartkowej konferencji prasowej podał, że do godz. 17. ratownicy praktycznie sprawdzili dwa z trzech miejsc, gdzie mogły być ofiary. Uprzątnięto już gruzowisko od strony ulicy, praktycznie zakończone zostało też usuwanie kolejnego - od strony wewnętrznego dziedzińca.

Zostaje miejsce najbardziej prawdopodobne, ale też i najtrudniejsze. To jest to miejsce, gdzie wszystkie stropy zawaliły się nad strop nad kondygnacją wysokiego parteru

— dodał Szczygłowski.

Powiedział, że strażacy za pomocą specjalistycznych kamer wprowadzanych poprzez odwierty przebili się do gruzowiska na poziomie pierwszej, ocalałej kondygnacji. Jak zaznaczył, choć jest ona „zapchana gruzem”, próbowali i nadal próbują znajdować wolne przestrzenie, by je sprawdzać.

Skuteczność tego jest słaba, kluczowy będzie specjalistyczny sprzęt

— dodał.

Po południu ratownicy czekali na ściąganą z Oświęcimia specjalistyczną maszynę, która będzie w stanie powoli i ostrożnie podnosić zawalone ciężkie belki stropów do góry. Na miejscu powinna była być wieczorem.

Komendant główny Państwowej Straży Pożarnej Wiesław Leśniakiewicz akcentował, że mimo już ok. dwunastu godzin akcji ratowniczej, ratownicy mają świadomość, że „być może trzy osoby nadal są w obiekcie”.

Nie stwierdzono na razie żadnych oznak życia, ale akcja ratownicza jest prowadzona. Właściwie całą technologię, którą dzisiaj mamy w Państwowej Straży Pożarnej, wykorzystaliśmy w czasie tychże działań. Natomiast mamy świadomość, że zastosowane techniki nie przyniosły rezultatów. Spróbowaliśmy dotrzeć do wszelkich wolnych przestrzeni. Stąd też decyzja o wprowadzeniu ciężkiego sprzętu i sukcesywnej rozbiórce

— dodał komendant PSP.

Pokreślił, że cały czas pozostałości budynku są bardzo niestabilne - mogą się zawalić. Wygięta jest m.in. ściana frontowa - stąd cały czas budynek obserwują specjaliści nadzoru budowlanego i geodeci, współpracujący z jednym z dowódców. Strażacy starali się też przygotowywać doraźne wzmocnienia ścian.

Leśniakiewicz zapowiedział, że w momencie wejścia specjalistycznego sprzętu, ratownicy będą czasowo wycofywani. Do tego czasu nadal będą starali się wyciągać poszczególne elementy rękoma i wyrzucać na zewnątrz.

Może to wyglądać, że nie ma dynamiki, ale tu nie ma możliwości lepszej organizacji i prowadzenia działań

— zapewnił komendant.

Wskazał, że główne obciążenie związane z penetracją wyrobiska leży na dwóch grupach poszukiwawczo-ratowniczych - z Jastrzębia-Zdroju i z Małopolski. Łącznie w akcji bierze udział ok. 160 ratowników, na miejscu zapewniono już specjalistyczne oświetlenie.

Strażacy po godz. 17. powoli wpuszczali w okolice zniszczonej kamienicy mieszkańców okolicznych budynków, w których wskutek wybuchu wyleciały tylko szyby. Działały tam służby miejskie oraz m.in. szklarze. Ratownicy nie mogli jednak wpuścić mieszkańców w rejon bezpośrednich działań.

Prezydent Katowic Piotr Uszok powtórzył późnym popołudniem, że wszystkie osoby poszkodowane w katastrofie zostały objęte pomocą. Jak mówił, najemcy mieszkań komunalnych (według wcześniejszych informacji takich lokali w budynku było pięć) dostały przydzielone mieszkania do umeblowania - po kilka do wyboru; otrzymały też jednorazową pomoc. Po południu Uszok wskazał, że chodzi łącznie o sześć rodzin.

W okolicznych mieszkaniach komunalnych po południu trwały prace związane m.in. z oszkleniem wybitych okien. Większość z nich miała być naprawiona jeszcze w czwartek.

Jesteśmy również oczywiście otwarci na uszkodzenia w sąsiadujących kamienicach, które nie są naszą własnością

— podkreślił prezydent Katowic.

Wyjaśnił, że pomoc dla lokatorów mieszkań własnościowych (w zniszczonej kamienicy takich było 11), będzie uzależniona m.in. od tego czy były ubezpieczone.

Na pewno chcemy tym osobom, które zamieszkiwały lokale wykupione, zapewnić przewidywalne zamieszkiwanie przez dłuższy okres czasu

— zadeklarował Uszok.

Po wypadku do trzech szpitali trafiło łącznie pięć poszkodowanych osób, wśród nich najciężej ranny mężczyzna z oparzeniami - do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Pacjent ten był przytomny, mimo oparzeń ok. 60 proc. powierzchni ciała i podejrzeń oparzenia dróg oddechowych.

Mówił, że nie wie, co się stało, to najprawdopodobniej u niego nastąpił wybuch

— relacjonowała dziennikarzom jedna z lekarek. Prezydent Katowic po południu potwierdził, że to osoba, która następnego dnia miała być eksmitowana z zajmowanego przez nią lokalu w kamienicy.

Czworo innych lokatorów, wśród nich matka z kilkunastoletnim synem, doznało lżejszych obrażeń. Zostali przewiezieni do katowickich szpitali. Przed południem przedstawiciele służb kryzysowych wojewody przekazali, że stan trzech z tych osób umożliwił ich wypisanie do domów.

Wczesnym popołudniem zastępca szefa śląskiej straży pożarnej sygnalizował, że ze wstępnych ocen biegłych, z którymi rozmawiał, wynika że przyczyną katastrofy był wybuch gazu. Strażak zastrzegał, że chodzi o większą ilość gazu, niż np. jedną butlę.

Butla z gazem nie byłaby raczej w stanie zniszczyć trzech kondygnacji

— zaznaczył ratownik.

Jak podał z kolei prezydent Katowic, z dokumentów wynika, że w mieszkaniu, z którego najprawdopodobniej w piątek miał być eksmitowany lokator, zakład gazowniczy odciął już instalację gazową. Uszok nie potwierdził, że to w tym mieszkaniu doszło do wybuchu.

Trzeba tu poczekać na szczegółowe ustalenia prokuratury

— zaznaczył.

W czwartek wieczorem Okręgowa Rada Adwokacka w Katowicach podała, że wszystkie osoby poszkodowane w czwartkowej katastrofie budowlanej w Katowicach mogą skorzystać z bezpłatnej pomocy prawnej w pobliskiej siedzibie Rady - przy ul. Gliwickiej.

AM/PAP

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.