Hartman żąda pomnika od katolików. Może obok warszawskiej tęczy?

Fot. YouTube
Fot. YouTube

To się nazywa perfekcyjne odwrócenie kota ogonem. Jan Hartman nie dość, że nie czuje się zażenowany swoimi wypowiedziami na temat kazirodztwa, to jeszcze uważa, że zasługuje na pomnik.

Etyk ostatnio napisał kontrowersyjny felieton, dotyczący poczynań Niemieckiej Rady Etyki, która zaproponowała odstąpienie od karania kazirodztwa, jeśli kontaktów seksualnych dopuściłoby się dorosłe rodzeństwo.

Być może piękna miłość brata i siostry jest czymś wyższym niż najwznioślejszy romans niespokrewnionych ze sobą ludzi?

— domniemywał Hartman na blogu.

Profesor podkreślał, że bardzo cieszy go podjęcie dyskusji nad legalizacją kazirodztwa. Jednocześnie tłumaczył, że na świecie, w którym istnieje powszechny dostęp do antykoncepcji i aborcji, nic nie stoi na przeszkodzie „miłości kazirodczej”.

Jeśli nawet przyjąć argument mówiący, że kazirodztwo zagraża poczęciem dziecka z wadami genetycznymi (jest to zresztą argument niewygodny, bo ściśle eugeniczny), to w dobie skutecznej antykoncepcji czas postawić sobie pytanie: co właściwie może dziś służyć za usprawiedliwienie zakazu kazirodztwa?

— pytał w felietonie.

Filozof Hartman swoje śmiałe tezy przypłacił wyrzuceniem z Twojego Ruchu. Wydaje się, że nawet partyjni koledzy, o skrajnie lewicowych poglądach, nie wytrzymali zderzenia z jego przekonaniami. Hartman bynajmniej nie czuje się skandalistą, a o nagłośnienie afery wokół felietonu oskarża właśnie członków TR i media.

Histeryczne krzyki, że dopuściłem się skandalu, mają swoje źródło w partii

— zwierzył się Robertowi Mazurkowi w wywiadzie dla „Plusa Minusa”.

Na pewno wyrzucenie z Hartmana z Twojego Ruchu jest dla partii dużo bardziej szkodliwe niż mój felieton. Media rzuciły się na mnie i okrzyknęły propagatorem kazirodztwa. To jest właśnie nagonka

— tłumaczy Hartman.

Teraz Janowi Hartmanowi zamarzył się pomnik za zasługi, wystawiony przez katolików. Poczuł się propagatorem krzewienia czystości w Kościele.

Bronię Kościoła przed pedofilią kleru, jego zachłannością i pychą. Za to katolicy powinni postawić mi pomnik. Jest zupełnie oczywiste, że jeśli ktoś jest prawdziwym katolikiem, to powinien mnie popierać

— twierdzi krakowski filozof.

Uzasadniając swoje pomnikowe roszczenia, przytacza „dowód” w postaci oświadczenia, iż jest w posiadaniu dziesiątek podziękowań za działalność, napływających od katolików, a nawet księży.

Piszą do mnie e-maile gorąco wspierają

Jednak póki co dowód jest tak samo mało wiarygodny, jak adresat dziękczynnych wiadomości, których nikt poza nim nie czytał, ponieważ zarzeka się, że szczegółów e-maili nie upubliczni.

Okazuje się, że skrajnie lewicowym filozofom szkodzi proponowany przez nich postęp, a ambicja często wyprzedza rozum. Do tego jedynym sposobem na zaistnienie jest dla nich prowokacja. Niestety dopóki piastują urzędnicze stołki, dopóty mają wpływ na sytuację w kraju. Podejmują szkodliwe dla Narodu decyzje usilnie nam wmawiając, że to dla naszego dobra. Na szczęście ludzie pokroju Hartmana wciąż sami się dyskredytują. Najpierw wygłaszając tezy o dobrodziejstwie propagowanej przez siebie ideologii, której jedynym celem jest delegalizacja moralności i normalności, a następnie żądając za to hymnów i pomników.

Hartman czeka na swój pomnik. Nie określił rozmiarów ani lokalizacji. Może zadowoliłby się popiersiem postawionym koło warszawskiej tęczy? Mógłby wtedy spełniać rolę irlandzkiego leprechauna i pilnować „skarbu” postępowców. Wtedy wszystko byłoby na właściwym miejscu - fałszywa tęcza, fałszywy skarb, fałszywy skrzat…

———————————————————————————————

Poznaj świat manipulacji!

Polecamy książkę Marzeny Nykiel „Pułapka Gender. Karły kontra orły. Wojna cywilizacji”.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.