Podróżniczka Elżbieta Dzikowska we „wSieci”: „Tony lubił morze, a ja góry”

fot. Andrzej Wiktor/wSieci
fot. Andrzej Wiktor/wSieci

Kluczem do sukcesu było chyba to, że mieliśmy zupełnie inne zainteresowania i się uzupełnialiśmy. Tony lubił morze, ja góry. Często jeździłam tam sama, bo on mówił, że po górach chodzą tylko kozy i rogacze - opowiada Dorocie Łosiewicz Elżbieta Dzikowska. Polecamy wywiad w tygodniku „wSieci”.

Czy jest jakieś miejsce, w którym jeszcze pani nie była?

Nie byłam m.in. w Papui-Nowej Gwinei. Wybieram się tam w przyszłym roku. Zbiera się tam wówczas kilkadziesiąt plemion, które prezentują swoją tradycję, przybywają w strojach etnicznych, z własną biżuterią, tańczą, śpiewają. Mam nadzieję to sfotografować i opisać, interesuje mnie świat, który odchodzi.

Jak się pani przygotowuje do wypraw?

Gdy jadę na wyprawę, przeważnie wiem, czego szukam i po co się tam wybieram. Zajmuję się konkretnymi tematami. Nie „strzelam” jak popadnie. Tak powstały np. albumy „Uśmiech świata” czy „Biżuteria świata”. Pracując nad nimi, przygotowywałam się do „Drzwi i okien świata”, „Fryzur i nakryć głowy świata” oraz „Świata, który odchodzi”.

Są takie miejsca, w które szczególnie lubi pani wracać?

To Peru. Byłam tam już 11 razy i to pewnie nie koniec. Mam szczególne powody, by lubić Peru. Byliśmy z moim mężem Tonym Halikiem pierwszymi Polakami, którzy dotarli do ostatniej stolicy Inków Vilcabamby. Byliśmy tam ze śp. prof. Edmundo Guillénem. Ta wyprawa potwierdziła, że to właśnie Vilcabamba jest ostatnią stolicą Inków, a nie Machu Picchu, jak wcześniej sądzono. Ostatni etap podróży pokonaliśmy na koniach. Poza tym wznosiłam tam pomnik inżyniera Ernesta Malinowskiego. Wielkiego Polaka, twórcy najwyżej (do niedawna) położonej kolei na świecie (4 818 m n.p.m.).

(…)

Jak odpoczywa obieżyświat Elżbieta Dzikowska? Zaszywa się z miłą lekturą we własnym domu?

Nie umiem sobie wyobrazić urlopu polegającego na leżeniu i nicnierobieniu. Wypoczywam podróżując i fotografując. W listopadzie wybieram się do Sharm el Sheikh na taki powiedzmy urlop. Chcę zobaczyć rafy, ale stamtąd chcę raz jeszcze pojechać do Petry i sfotografować te cudowne kolorowe skały. Moją pasją są zdjęcia makro. Fotografuję małe fragmenty natury, przeskalowuję je do dużych formatów. Wówczas one stają się abstrakcją, zaświadczając jednocześnie, że abstrakcja nie istnieje, a wszystko wywodzi się z natury.

CAŁA ROZMOWA w tygodniku „wSieci”. Polecamy e-wydanie

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.