„Separatyzmy” czy „regionalizmy”. Wszystkie oczy na Szkocję

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Od wielu lat Europą targają dwa procesy, będące pozornie sprzeczne w odniesieniu do siebie nawzajem. Pierwszym jest unijny biurokratyczny centralizm, drugim separatyzmy w niektórych krajach członkowskich UE, nazywane także „regionalizmami”. Oba te zjawiska skierowane są przeciw państwu narodowemu, któremu pragną odebrać rolę podstawowego podmiotu polityki międzynarodowej.

Unia Europejska, która dąży do utrzymania swojego statusu regulatora nawet najdrobniejszych aspektów naszego życia, w swojej polityce paradoksalnie wspiera rozwój tożsamości regionalnych. Warto zwrócić uwagę, że zaskakująco często przedstawiciele sił separatystycznych są zwolennikami unijnej „polityki głównego nurtu”.

Wspólnym wrogiem federalizmu europejskiego oraz regionalizmów jest państwo narodowe, zwalczane jednocześnie z tych dwóch wydawałoby wykluczających się pozycji. Nieprzypadkowo zarówno szkoccy jak i katalońscy separatyści opowiadają się za daleko idącą integracją europejską, przekonując swoich wyborców do błędnego poglądu, że secesja nie oznacza wyjścia z Unii Europejskiej.

Obserwując rozwój ruchów separatystycznych w krajach „starej Unii”, powinniśmy pamiętać że wszelkie zmiany granic w Europie są dla Polski niekorzystne, gdyż stawiają pod znakiem zapytania nasze własne granice. Dotyczy to zarówno zmian wymuszanych siłą bądź naciskiem czynników zewnętrznych, jak i referendów niepodległościowych, organizowanych na skutek sukcesów politycznych separatystów.

W tym kontekście powinniśmy patrzeć na szkockie referendum niepodległościowe, które odbędzie się już 18 września. Zaskakujący sondaż, dający zwolennikom secesji przewagę nad unionistami, wzbudził ogromny niepokój na Wyspach. Zmobilizowało to liderów największych brytyjskich partii z premierem Davidem Cameronem na czele. Wszyscy główni gracze, bez względu na opcję polityczną, jeżdżą do Szkocji prosić jej mieszkańców o pozostanie w Zjednoczonym Królestwie.

Ewentualne zerwanie Szkocji z Londynem byłyby wydarzeniem bez precedensu, o dramatycznych skutkach nie tylko dla Zjednoczonego Królestwa, lecz również dla całej reszty Europy.

Po pierwsze, pozycja Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej uległaby znacznemu zredukowaniu, co zwiększyłoby prawdopodobieństwo opuszczenia przez Londyn struktur europejskich. Z racji, że Zjednoczone Królestwo jest państwem regularnie blokującym najgorsze pomysły zmian traktatowych i sprzeciwiającym się federalizmowi unijnemu, Polska straciłaby potencjalnego sojusznika. W razie takiego toku wydarzeń zdecydowanemu wzmocnieniu uległaby i tak już bardzo silna pozycja Niemiec.

Po drugie, secesja szkocka stałaby się – podobnie jak casus Kosowa – wygodnym narzędziem w rękach dyplomacji rosyjskiej, chcącej za wszelką cenę usprawiedliwić aneksję Krymu.

Po trzecie, niepodległość Szkocji bezpośrednio dotyka problemów polskiej polityki wewnętrznej, czyli śląskiego ruchu separatystycznego. RAŚ i zbliżone do niego organizacje, podobnie jak ich odpowiednicy w innych państwach, zaczynają od postulatu szerokiej autonomii regionalnej. Zwycięstwo zwolenników secesji Szkocji ze Zjednoczonego Królestwa z pewnością stałoby się w przyszłości argumentem dla śląskich separatystów.

Miejmy nadzieję, że 18 września Szkoci nie otworzą tej puszki Pandory i zdecydują o pozostaniu swojego kraju w ramach Zjednoczonego Królestwa. Ewentualne zwycięstwo szkockiego separatyzmu to nie tylko problem Wielkiej Brytanii, lecz również wiatr w żagle dla wszelkich europejskich regionalizmów, które pragną pogrążyć nasz kontynent w chaosie rozpadu kolejnych państw.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.