Pierwszego września było uroczyście. Szefowa MEN rozdawała darmowe podręczniki, mówiąc, iż ma przeświadczenie, że „to jest najbardziej skonsultowana książka świata”. Niestety, ja mam przeświadczenie, że przepychanie czegoś kolanem to żadne konsultacje. Za to premier Tusk, świeżo wybrane „Słońce Europy”, stwierdził, że podoba mu się „darmowy podręcznik” dla pierwszoklasistów:
Jest fajny. Czytałem, wszystko zrozumiałem, więc nie jest za trudny. Wy też na pewno dacie radę.
Całe szczęście, że nikt nie podsunął mu do przeczytania podręcznika do języka angielskiego.
I w tej oto atmosferze hurraoptymizmu weszliśmy w pierwszy rok obowiązywania rządowej reformy. Co prawda na razie do szkół poszło pół rocznika sześciolatków, ale poza tymi, którzy zdecydowali się na odroczenie, rodzice nie mieli już wyboru.
Rząd forsując reformę i lekce sobie ważąc miliony podpisów, bełkotał coś o gonieniu Zachodu, wyrównywaniu szans i trosce o przyszłość dzieci (jakby rzadziej wspominając o trosce o system emerytalny i braku rąk do pracy).
Jest bardzo europejsko. W niektórych miejscach dzieci mają zajęcia na przykład w kontenerach. Tak jest chociażby w Ząbkach. Maluchy uczą się tam w postawionym na dziedzińcu szkolnym piętrowym kontenerze. W budynku zabrakło dla nich miejsc. Podobnie jest w Dąbrowie pod Poznaniem. Rodzice wybudowali skrzydło szkoły z kontenerów. Budowa nowego budynku ma ruszyć dopiero w 2017 roku.
Szefowa MEN pochwaliła pomysł i stwierdziła, że na taki pomysł powinna wpaść gmina, a nie rodzice. To jest przygotowanie polskich szkół na reformę edukacji!!!
— denerwuje się jedna z mam.
Zachodem powiało także w Stargardzie Szczecińskim. A może raczej wschodem. Z tym, że słońca. I to nie Peru. Rodzice pięciolatków uczęszczających do szkolnej zerówki usłyszeli, że zajęcia będą się rozpoczynać o godz. 6.30. Byłoby to szczególnie uciążliwe dla dzieci, które muszą dojeżdżać z okolicznych miejscowości. Rodzice zbuntowali się i w konsekwencji dyrekcja przesunęła godzinę rozpoczęcia zajęć o godzinę - na 7.30. Później już być nie może, bo inaczej nie starczy dnia dla reszty dzieci.
W innych częściach Polski nie jest lepiej. W jednej ze szkół we Wrocławiu, gdzie z pięciu klas pierwszych zrobiło się osiem, postawiono szafki dla pierwszaków jedną na drugiej, tak więc maluchy nie sięgają nawet do zamka, o powieszeniu kurtki nie wspominając. W innej placówce w tym samym mieście okazało się, że trzeba utworzyć jeszcze jedną pierwszą klasę i brakuje nauczyciela, który mógłby ją objąć. Nie do wszystkich wrocławskich szkół dotarł „darmowy elementarz” i nikt nie wie, kiedy dotrze. Tam zaś gdzie dotarł, nauczyciele nie chcą go dawać dzieciom do domu, bo boją się zniszczenia książki, za co przecież grozi kara finansowa ustalona przez MEN.
U nas w szkole jest 7 klas pierwszych, system zajęć zmianowy, czego skutkiem jest, że mój syn ma 3 razy w tygodniu na 12:45- 16:10. Jak mu przyjdzie iść na świetlice rano to spędzi w szkole 8 h. Dziecko nieprzytomne wróci, a jeszcze trzeba lekcje odrobić. Znam juz rodziców, którzy z pracy musieli zrezygnować, bo 6-latki nie mogą być na świetlicy. Przyprowadzanie dziecka prawie na 13 koliduje z chodzeniem do pracy, a wynajęcie niańki po prostu się nie opłaca
— denerwuje się na FB Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców jedna z mam.
Inna pisze:
U nas w szkole zeróweczka jest na 2 zmiany. Pięciolatki chodzą na 7:30, a sześciolatki na 12:30 do 17:30. W drugim semestrze będzie zmiana i pięciolatki będą do 17:30 w szkole…..
I jeszcze inna:
Klas pierwszych jest 17. Chaos na korytarzach niemiłosierny. Dzieci mogłyby same wychodzić ze szkoły i nikt by tego nie zauważył… Szatnia na korytarzu bez miejsca na obuwie. Strach pomyśleć, co będzie zimą.
I jeszcze:
U nas jest tyle oddziałów pierwszych klas, że dziś nie mogłam z dzieckiem uczęszczającym do zerówki przecisnąć się przez szatnię. Masakra!
A co będzie za rok? Wtedy do szkół trafi jeszcze więcej dzieci, bo przecież pójdą już wszystkie sześciolatki, siedmiolatki i dzieci odroczone. Czy wtedy jakże pomysłowa i kreatywna minister Kluzik-Rostkowska wymyśli jeszcze nocną zmianę?
Tak wygląda ta nasza europejskość i gonienie Zachodu. Szkoda, że premier całą sytuację ma jakby w nosie. Właśnie pakuje walizki i wyjeżdża do Brukseli. Z tego powodu tryska radością:
To było siedem najpiękniejszych lat w moim życiu
— wyznał w Rybniku.
No szkoda, że tak o pierwszych latach swojej edukacji nie będą mogły powiedzieć tegoroczne pięcio- i sześciolatki.
Jeden minister, co to miał pradziadka pisarza, wiedział co mówi, oceniając jedno z rządowych przedsięwzięć słowami: ch…, d… i kamieni kupa. Nie inaczej jest z reformą edukacji.
———————————————————————————————————-
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/212535-losiewicz-prawnuk-pisarza-mial-racje-ch-d-i-kamieni-kupa-nie-inaczej-jest-z-reforma-edukacji