Nie widziałem jeszcze „Miasta 44” ( zachęcam do recenzji Marcina Wikło na wNas.pl, więc nie będę filmu Jana Komasy oceniał pod tym kątem. Chcę zwrócić uwagę na inną kwestię związaną z jego premierą. Już dziś widać, że superprodukcja będzie stawała ością w gardle dużej części komentatorów, publicystów czy polityków z jednego zasadniczego powodu. Komasa, podobnie jak Robert Gliński na mniejszą skalę w „Kamieniach na Szaniec”, zrobił film popkulturowy i postmodernistyczny. Młody reżyser, który stworzył piorunującą „Salę Samobójców” wie dobrze, na jakich strunach emocji młodych ludzi grać. Jest też świadomy jak istotne jest bazowanie na dobrze znanych i ukochanych przez masy schematach filmowych, wątkach ze znanych dzieł, by odpowiednio sprzedać nowy produkt.**
Trzeba pamiętać, w jakim kontekście powstawały filmy szkoły polskiej. Gra szła o dużą stawkę. „Kanał” i „Eroica” miały być pożegnaniem z tragiczną legendą powstania. Dziś ta legenda wraca w innej, bezproblemowej formie. Skomercjalizowana. Podana w hiperrealistycznych obrazach. Wszystko można pokazać - ale po co? Do czego jest nam dziś potrzebna ta legenda, skoro tyle już wiadomo o politycznym tle powstania?
— zauważa w swojej recenzji filmu w „Gazecie Wyborczej” **Tadeusz Sobolewski.
Wydaje się, że wyrażenie „bezproblemowa forma” jest znamienne dla nowego podziału, jaki będzie się formował wokół dyskusji o powstaniu. Nie przez przypadek znakomity krytyk przeciwstawia film Komasy ukazującemu bezsens zrywu kinie Wajdy.**
Pisałem w recenzji książki „Muzeum. Miejsce, które zwróciło Warszawie duszę”, że fenomenalna praca Jana Ołdakowskiego i jego ekipy pod patronatem ś.p Lecha Kaczyńskiego zwróciła duszę nie tylko Warszawie, ale całej Polsce. Chodziło mi głównie właśnie o popkulturowy wymiar powstania, zaskakująco mocno wbijający się w świadomość Polaków. Nie tylko takie filmy jak „Miasto 44” (obiecuję zrecenzować film skrupulatnie na festiwalu w Gdyni), „Kamienie na szaniec” czy serial „Czas honoru” pokazują jak Powstanie Warszawskie będzie odbierane w najbliższych dekadach przez Polaków. Liczne utwory mających wielki szacunek „na ulicy” zespołów hip-hopowych, punkrockowych czy rockowych, komiksy, t-shirty i inne gadżety- to wszystko buduje potrzebny mit, który zakopać próbowali w Polsce postkomuniści, lewicowo-liberalna prasa, a teraz tłamszą go niektórzy ludzie z prawicy. Żeby było jasne- ja nie odmawiam nikomu prawa do krytykowania powstania i decyzji o jego wybuchu. Nie biorę udziały w tym sporze, bo mam za małą wiedzę by lansować się na eksperta. Zostawiam to historykom. Jednak trudno mi ukryć radość, gdy widzę jak metody dalekie do tej pory prawicy sprawdzają się w budowaniu patriotyzmu i poczucia narodowej przynależności Polaków.
„Nie róbcie z powstania Disneylandu”- informuje na pierwszej stronie niszowy, postkomunistyczny tygodnik „Przegląd”, nawiązując do animacji dla dzieci o powstaniu czy zabawek „powstańczych”, jakie się pojawiają coraz częściej na rynku. Takich głosów będzie pojawiać się o wiele więcej. Zapewne też z prawej strony sporu ideologiczno-historycznego. Trudno brutalny i dosłowny film Komasy wpasować w hasło „Disneyland”, choć już jest sklasyfikowany jako próba ukazania „bezproblemowej” formy powstania. To bardzo znamienne. Choć rozumiem, że na pierwszy rzut oka można mieć pretensje do „infantylizowania” powstania poprzez popkulturę, to ostatecznie jestem przekonany, że takie jego opakowanie będzie miało bardzo pozytywny skutek. Czy można sobie zresztą wyobrazić inną masową promocję tego zrywu, aniżeli dzięki popkulturowym chwytom?
Lewica już dawno zrozumiała siłę masowej kultury, i opanowała umysły młodych ludzi. Choć wydawało się, że jest za późno, to jednak konserwatyści przełamali swoje uprzedzenia i szturmem zaczęli ten obszar odzyskiwać. Jaki tego skutek? Odrodzenie mitu powstania, zainteresowanie Żołnierzami Wyklętymi, obcowanie z barwami narodowymi wbrew głosom idoli lewicy bredzącym, że „polskość to nienormalność”. To tylko początek marszu przez instytucje opanowane przez lewicę. „Nie róbmy Disneylandu z powstania”? Jeżeli dzięki niemu umocnimy szacunek dla powstańców, przyciągniemy płytką formą młodych ludzi, którzy następnie sięgną po poważną literaturę na temat tego, co stało się w 1944 roku, to nie ma nic złego w takiej formie jego promocji. Oczywiście może to być balansowanie na cienkiej krawędzi. Jest to jednak nieuniknione.
Co roku też gdy idę na godzinę siedemnastą przed pomnik Gloria Victis na Powązkach mijam stragany z plastikowymi pistoletami i hełmami powstańczymi a w drodze towarzyszą mi młodzi ludzie z wytatuowanymi scenami z Powstania. No cóż. Taki jest skutek uboczny naszych działań i nie do końca mi się podoba, ale to akurat normalne – zawsze gdy coś przechodzi w obszar popkultury takie skutki uboczne muszą wystąpić. Wszystko co jest silną marką ma też swoją estetyczną „szarą strefę”.
— mówi dyrektor Muzeum Powstania Jan Ołdakowski.
Czy jednak jeszcze kilkanaście lat temu ktokolwiek w Polsce spodziewał się, że z takimi „ubocznymi skutkami” będziemy obcować? To jest dowód na ostateczny sukces tych, którzy postanowili przywrócić pamięć niebywałemu zrywowi Polaków. Warto obserwować recenzje „Miasta 44” czy specjalnego powstańczego odcinka „Czasu honoru”, który będzie wyemitowany 1 sierpnia. Rodzi się nowa linia podziału w dyskusji na temat powstania, i będzie dotyczyć krytyki mechanizmów masowej kultury. Paradoksalnie to prawica będzie w miejscu, gdzie do tej pory panowali „postępowcy”.
————————————————————————————————-
Zapraszamy do lektury najnowszego numeru tygodnika „wSieci”!
Tygodnik dostępny jest w formatach EPUB, MOBI i PDF, które dopasowują się do urządzeń takich jak telefony, tablety i czytniki e-booków. Szczegóły na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html
Tylko u nas pierwsza w Polsce wyjątkowa mapa walczącej Warszawy na tle współczesnej Stolicy. Prezent w cenie pisma. Kup dla siebie, dla rodziny, dla przyjaciół!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/207359-miasto-44-to-kolejny-przystanek-na-drodze-odbicia-popkultury-z-rak-lewicy