Trybunał Konstytucyjny: "Kanary" pozwalają sobie na zbyt wiele wobec pasażerów

Fot. Sg sg1/GFDL/CC/Wikimedia Commons
Fot. Sg sg1/GFDL/CC/Wikimedia Commons

Uprawnienia kontrolerów przewoźników, którzy mogą wydawać dowolne polecenia kontrolowanym pasażerom, również niegapowiczom, są zbyt szerokie - orzekł w poniedziałek Trybunał Konstytucyjny, uchylając dopuszczający to przepis Prawa przewozowego.

Prokurator Generalny zaskarżył przepis Prawa przewozowego, w myśl którego każdy (a więc nie tylko gapowicz) jest zagrożony karą grzywny (od 20 zł do 5 tys. zł), jeśli nie zastosuje się do wydanego mu przez kontrolera polecenia pozostania w określonym miejscu.

Nadużywanie uprawnień przez kontrolerów jest problemem

— mówił w Trybunale reprezentujący wnioskodawcę prok. Wojciech Sadrakuła.

Pytany o powód zainteresowania się sprawą przez prokuraturę, przytoczył przypadek pewnej kobiety, okradzionej w komunikacji miejskiej, od której kontroler zażądał biletu. Choć kobieta tłumaczyła, że właśnie utraciła torebkę z portfelem, dokumentami i biletem, została potraktowana jak gapowiczka, a gdy wysiedli z pojazdu kontroler zabronił jej nawet usiąść na ławce, nakazując stanie w określonym miejscu.

Te przepisy naruszają konstytucyjny nakaz zachowania proporcjonalności w ograniczeniach praw i wolności obywatelskich, w tym konstytucyjnie gwarantowanej nietykalności i wolności osobistej

— mówił Sadrakuła, podtrzymując wniosek PG. Jak dodał, zaskarżony przepis jest głównie dla wygody kontrolerów, a nie dla zwalczania szalbierstwa, jak określa się wykroczenia jazdy na gapę lub np. wejścia w ten sposób na biletowaną imprezę.

Sadrakuła wskazał, że w ostatnimi czasie zaostrzono Prawo przewozowe, a przed nowelizacją dopiero trzecia jazda bez biletu w roku kalendarzowym stawała się wykroczeniem szalbierstwa - obecnie już pierwszy taki przypadek to takie wykroczenie.

Prokurator przyznał, że przewoźnik ma prawo kontrolować, czy podróżni mają ważny bilet, jak również zapobiec ucieczce pasażera bez biletu - jego prawa nie mogą być jednak zbyt szerokie.

Nie może być tak, aby każda osoba mogła być pozbawiona wolności, niezależnie od tego, czy ma bilet, czy nie i czy chce, czy też odmawia wylegitymowania się

— stwierdził Sadrakuła.

Dodał, że byłoby zrozumiałe, gdyby parlament, nowelizując ustawę, chciał właśnie zapobiec takim sytuacjom jak ucieczka.

Ale trzeba było to napisać w ustawie, bo tak jak napisano - jest za szeroko

— mówił.

Autora skargi wsparł przed TK Sejm. Występujący w jego imieniu poseł Ryszard Kalisz także wniósł o uznanie, że zaskarżony przepis jest niezgodny z konstytucją.

Ten przepis to przejaw prywatyzacji użycia przymusu. Wielu Polaków spotyka się z kontrolą na lotniskach i większość jest przekonana, że to państwo ich kontroluje, ale przecież to prywatna firma, która może żądać, by podróżny zdjął buty. Jeden z klasyków aktualnego rządu powiedział, że państwo musi mieć monopol do użycia przemocy. W tej sprawie przychodzi mi ubolewać, że takiej prywatyzacji dokonał Sejm ustawą

— mówił Kalisz.

TK orzekł, że przepis w sposób nieproporcjonalny narusza konstytucyjne wolności, a uchylony mocą tego wyroku przepis nadmiernie wkraczał w przysługujące każdemu obywatelowi wolność osobistą i nietykalność, wynikające z godności człowieka, a sankcja grzywny za niepodporządkowanie się poleceniu kontrolera - nawet bezzasadnemu - jest nieproporcjonalna.

Pozycja jednej strony została nadmiernie wzmocniona. Na podstawie tego przepisu można ująć i ukarać w zasadzie każdego podróżnego, a nie tylko tego, kto nie ma biletu, ani nie chce się wylegitymować, a przecież mamy do czynienia z sytuacją, gdy strony stosunku prawnego są równe, bo przewoźnik i obywatel stoją na równej płaszczyźnie. To nie to samo co sytuacja, gdyby miało chodzić o relacje państwo-obywatel

— mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia sprawozdawca, prof. Teresa Liszcz.

Trybunał przyznał, że porządek publiczny wymaga, by można było skutecznie dokonywać kontroli biletów i nawet po wyeliminowaniu zaskarżonego przepisu kontrolerzy nie utracą możliwości ścigania gapowiczów.

Ale badając przepis pozwalający kontrolerowi wydawać polecenia każdemu, na pierwszy plan wysunął się interes majątkowy przewoźnika. Powstaje pytanie, czy ustawodawca nie przesadził i przed tak fundamentalnym dobrem jakim jest wolność, nie postawił interesu majątkowego

— mówiła Liszcz.

AM/PAP

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.