Prof. Nalaskowski we wSieci o dramatycznych wynikach matur: "Egzamin był na poziomie szóstej klasy dawnej podstawówki"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. freeimages.pl
Fot. freeimages.pl

Tegoroczny egzamin maturalny z matematyki, który próbuje się przedstawiać jako trudny, był na poziomie szóstej klasy szkoły podstawowej, do której uczęszczało moje pokolenie

— pisze prof. Aleksander Nalaskowski w tygodniku wSieci.

Jak podkreśla, sprawa ta nie znalazła właściwego odzwierciedlenia w debacie publicznej, ponieważ pochłonęły ją problemy wychowawcze, jakie Polacy mają z klasą rządzącą.

Tymczasem sprawą trzeba by chyba się zająć poważniej i nieco głębiej ją przeanalizować. Jeśli się teraz temu nie przyjrzymy, to i żadna nauka z tego nie wyniknie

— przestrzega profesor i prezentuje trzy tezy:

Teza 1. Bez względu na nasze zdanie o egzaminie maturalnym, jego jakości, zakresie, który obejmuje i umiejętności, jakich wymaga, to jedyna płaszczyzna możliwego porównywania pewnej określonej grupy całego rocznika. W ten sposób zyskujemy m.in. osobliwą mapę Polski, mapę w swej wymowie mocno diagnostyczną.

Teza 2. Z dużą ostrożnością należy dokonywać porównań w pionie. O ile możemy niemal bezkarne robić porównania w ramach jednego rocznika, o tyle już porównanie wyników tegorocznych z poprzednimi latami winno wzbudzać naszą ostrożność. Mimo starań i prób stopień trudności zadań w poszczególnych latach był różny. I np. 72 proc. z języka polskiego w ubiegłym roku mogłoby być w tym roku wynikiem 55 proc. Jakość i trudność egzaminów w przekroju kilku lat nie tworzy bezpiecznego tła do stawiania odważnych wniosków. Różne też były standardy wskazywane zespołom poprawiającym prace.

Teza 3. Wyniki egzaminu maturalnego mogą mieć znaczącą wartość prognozującą i diagnozującą „stan kadr” gotowych do podjęcia studiów wyższych. Ten problem zaczyna być coraz bardziej dokuczliwy, gdyż uczelnie pomału zaczynają świecić pustkami, zwłaszcza na niektórych kierunkach studiów. Tuż za tym pełznie problem ekonomiczny i społeczny (np. perspektywa zwalniania wykładowców).

Prof. Nalaskowski wskazuje, że aby zdać maturę, trzeba wiedzieć ok. 1/3 tego, czego uczy szkoła, ponieważ o zaliczeniu przedmiotu decyduje to czy osiągnie się próg 30 proc.

Żartobliwie rzecz obrazując, można to wyjaśniać jeszcze inaczej. Do trzyletniego liceum wystarczy uczęszczać przez rok, aby mieć maturę w kieszeni. Wystarczy znać dodawanie i trochę odejmowania, aby nie oblać matematyki, na historii wystarczy wiedzieć, że był jeden rozbiór Polski, a z geografii warto wiedzieć, że jest północ i może jakiś kawałek wschodu. To oczywiste żarty, ale nie ma nic takiego jak wiedza w 30 proc. Z niej wynika dokładnie tak samo niewiele jak z wiedzy ocenionej na 10, 40 czy 5 proc. Wyniki poniżej ok. 70 proc. są z punktu widzenia pożytku, dalszej edukacji i rozwoju społecznego nic niewarte

— pisze prof. Nalaskowski, zwracając uwagę, że choć 30-procentowy próg dający „sukces egzaminacyjny” jest dramatycznie niski  to w tym roku w Polsce matury nie zdało średnio 29 proc. Oznacza to, że „tej minimalnej, mikroskopijnej wiedzy nie umiało pokazać ponad 80 tys. dziewiętnastolatków, oblewając głównie matematykę  i język polski”.

Przy czym tegoroczny egzamin z matematyki, który próbuje się przedstawiać jako trudny, był tak skonstruowany, że do jego zdania wystarczyły podstawowe umiejętności arytmetyczne. Kilka zadań dało się w mig rozwiązać w pamięci. Ten egzamin był na poziomie szóstej klasy szkoły podstawowej, do której uczęszczało moje pokolenie

— podkreśla prof. Nalaskowski.

Cały tekst w ostatnim numerze tygodnika wSieci.

mall / wSieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych