Jego najcenniejszą pamiątką jest mundur, w którym wrócił do Polski w 1947 roku. Pan Józef Cichy Myślachowic (woj. małopolskie) jest weteranem wojennym. Ma stopień podporucznika. Walczył w Afryce, pod Monte Cassino i w Normandii, dziś walczy z ZUS- em o rentę inwalidy wojskowego.
Pan Józef w czasie wojny siedem lat spędził poza domem i poza krajem. W 1940 r. trafił do obozu sowieckiego w Donbasie. Stamtąd przedostał się do Armii Andersa, z którą przeszedł szlak bojowy. W 1947 r. wrócił do Polski. Pracował w kopalni w Sierszy, potem był elektrykiem.
Jak opowiada Gazecie Krakowskiej mundur w którym wrócił do kraju, jest jego najcenniejszą pamiątką. Po powrocie został zatrzymany przez SB, zabrano mu wszystko, zatrzymano dokumenty, zostawiono mu tylko mundur.
Wojenne wspomnienia do dziś poruszają go do żywego.
Oni ginęli na moich oczach. W Afryce, pod Monte Cassino, w Normandii -
wspomina pan Józef Cichy i od razu zaczyna płakać.
Józef Cichy przez całe życie radził sobie sam i nie prosił państwa o pomoc, lub wsparcie. W latach 90. często odwiedzał szkoły i opowiadał młodzieży o swoich wojennych przeżyciach. Wiek i zdrowie nie pozwalają mu teraz normalnie funkcjonować. Pan Józef od roku nie wstaje z łóżka i grozi mu amputacja nogi. Teraz kiedy ciężko i przewlekle choruje, wystąpił do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o pomoc. Weteran stara się rentę inwalidy wojskowego, dzięki której leki dostawałby za darmo.
Niestety ZUS -owskie, procedury okazały się nie do przejścia dla 94-latka. Sprawę chciała załatwić jego 85-letnia siostra Janina i przyjaciel Zbigniew Sikora, też 85-latek.
Usłyszeli oni jednak od urzędniczki:
Ten pan powinien przywieźć dwóch świadków, że ma przeszłość wojskową.
Znajomy pana Józefa zaczął dopytywać:
Czy pani zdaje sobie sprawę, że gdyby nie tacy ludzie jak on, to nie byłoby tu pani? Tego urzędu też by nie było.
Żadne słowa, ani tłumaczenia nie pomogły.
To w ZUS-ie nie wiedzą, jak niewielu przeżyło z tych, którzy walczyli w Armii Andersa, w tych wszystkich strasznych miejscach? Ile ja mam orderów! To mało? Skąd ja im świadków teraz wezmę? -
mówi Gazecie Krakowskiej zdruzgotany przepisami i urzędniczą bezwzględnością pan Józef.
Jego znajomy zasugerował, żeby ktoś z ZUS sam podjechał do Cichego do domu.
Przed urzędem stoją samochody z naklejką ZUS. Dlaczego nie wsiądzie urzędnik z lekarzem i nie pomogą człowiekowi? -
pyta Zbigniew Sikora.
Po interwencji dziennikarzy sytuacja nagle się zmieniła.
Może państwo coś źle zrozumieli. Decyzje o przyznaniu renty inwalidy wojskowego podejmowane są na podstawie dokumentacji medycznej potwierdzającej, że występujące schorzenia mają związek ze służbą wojskową, oraz wypełnione przez lekarza zaświadczenie o stanie zdrowia-
powiedział Marcin Kymona, rzecznik prasowy ZUS-u w Chorzowie.
ponieważ pan jest w podeszłym wieku, lekarz orzecznik przyjedzie do domu klienta -
obiecuje też Kymona.
Dodatkowo ZUS poinformował, że z racji wieku Cichy może się kontaktować z Zakładem za pomocą pełnomocnika. Wystarczy, że da komuś upoważnienie.
Nagle okazało się, że wszystko można załatwić, przepisy nie są tak bezduszne jakby się wydawało i można, w kimś, kto przychodzi do urzędu zobaczyć człowieka z jego problemami, a nie sprawę do odhaczenia, bez większego zaangażowania. Ale żeby tak było czasem trzeba poruszyć „ziemię i niebo”.
ann/gazetakrakowska.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/196967-chory-94-letni-weteran-spod-monte-cassino-walczy-z-zus-em-o-rente-inwalidy-wojskowego