Prawie pół roku rodzice 3-letniego dziś Dawida z Zamojszczyzny nie wiedzieli, że w jego sercu tkwi igła chirurgiczna. Żądają od szpitala milionowej rekompensaty - informuje „Dziennik Wschodni”.
Rodzice Dawida Kołedziejczuka z Czołek (gm. Sitno) dobę po jego narodzinach dowiedzieli się, że ma wrodzoną wadę serca. Według lekarzy szpitala w Zamościu skutkowało to ciągłym niedotlenieniem organizmu. Chłopiec natychmiast trafił na oddział intensywnej terapii, a po dwóch tygodniach został przewieziony do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Warszawie, gdzie w kwietniu 2011 r. po raz pierwszy był operowany.
Lekarze powiedzieli nam, że da się żyć z tą wadą. Operacja się udała, wróciliśmy do domu. W lipcu, podczas kontroli, okazało się jednak, że konieczny jest kolejny zabieg
– opowiada Iwona Kołodziejczuk, mama chłopca, w rozmowie z gazetą.
Podczas kontroli okazało się, że konieczny będzie drugi zabieg. **I właśnie wtedy lekarze zostawili w sercu chłopca igłę. Dawid przeszedł sepsę i zaraził się gronkowcem. W końcu po raz trzeci wylądował na stole operacyjnym, co - zdaniem rodziców - było następstwem błędu lekarzy.
Przy wypisie w styczniu 2012 r. dowiedzieliśmy się z dokumentacji, że obecność ciała obcego podejrzewano już wcześniej. Jak można było to zataić?
— dziwi się pani Iwona.
Po powrocie do domu chłopiec dostał wysokiej gorączki. Znów trafił do szpitala, tym razem do DSK w Lublinie. Spędził tam kilka miesięcy. Choć jego stan trochę się poprawił, nadal nie chodzi, nie może również mówić i jest karmiony sondą. Koszty rehabilitacji to 2 tys. złotych miesięcznie. Państwo Kołodziejczukowie domagają się od warszawskiego szpitala odszkodowania w wysokości miliona złotych.
zz/dziennikwschodni.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/194690-lekarze-zostawili-igle-w-sercu-dziecka-po-trzech-operacjach-chlopiec-nie-chodzi-nie-mowi-i-jest-karmiony-sonda