Piotr Zaremba: Historia Szczepkowskiej pokazuje, że idzie czas wyborów ostatecznych i to nie my je wymuszamy

YT
YT

„Gazeta Wyborcza” powiadomiła w specjalnym oświadczeniu, że to Joanna Szczepkowska opuściła tę redakcję, a nie na odwrót. Równocześnie prominentni redaktorzy organu Michnika potwierdzili, że to oni podziękowali aktorce za współpracę – opuściła ich, bo zaczęła głosić poglądy niestrawne dla Czerskiej.

Napisałem już wczoraj, że nie odmawiam panu Michnikowi, czy podpisanemu pod oświadczeniem w sprawie krnąbrnej artystki Piotrowi Stasińskiemu prawa do dobierania sobie autorów pod kątem ideologicznej ortodoksji. Tylko oczekuję, że oni z kolei przyznają prawo do pilnowania prawowierności na swoim podwórku na przykład katolickim biskupom. Ale obawiam się, że nadzieje to płonne. Pan Michnik i pan Stasiński nie mają w zwyczaju przyznawać innym praw, którymi cieszą się sami. Może zresztą widzą się w roli ludzi dużo większych niż biskupi.

Ciekawe w tej historii jest co innego: finał historii samej Szczepkowskiej. Zawsze lubiłem jej felietony w „Wysokich Obcasach” – wyraźnie odróżniały się od feministycznej politgramoty, nawet jeśli nie wyrażały jakichś zasadniczo innych poglądów. Były to raczej miniaturki literackie niż ideowe twierdzenia. Szczepkowska nie należała do żadnego ze zwartych ideologicznych bloków, a towarzysko była bliska liberalnemu salonowi, ale zarazem, w swoich przemyśleniach osobna.

Czasem mnie drażniła, jak nawet ostatnio w zbyt ekshibicjonistycznym felietonie o molestowaniu dzieci. Nie to mnie raziło, że przeciwstawia go zbyt zachowawczym wobec tej tematyki biskupom, ale to, że de facto idzie na łatwiznę. Ale chapeau bas – to były jej samodzielne przemyślenia

Kiedy wiele lat temu wystąpiła, bardzo pięknie, ale też bardzo głęboko, w obronie filmu „Pasja” Mela Gibsona, czułem, że w tym towarzystwie nie wytrzyma. I żeby było jasne, sam bym jej nigdzie nie ciągnął. Naprawdę nie zależy mi aby w Polsce naprzeciw siebie stały dwie zbrojne armie – wyposażone w komplet ujednoliconych we wszystkim przekonań.

Ale też radykalizm starcia trochę w takim kierunku popycha. Toteż nie zdziwiłem się, że Joanna Szczepkowska, z całą swoją wrażliwością, a nawet odrobiną egzaltacji, wplątała się w wojnę z lobby homoseksualnym. Pisała, co myśli. Zarazem stała się ważnym świadkiem historii. Ameryka była ostatnio widownią dymisji Brendana Eicha z funkcji prezesa przeglądarki Mozilla. Nie pomogła opinia internetowego cudotwórcy – musiał odejść, bo dał kilka lat temu pieniądze przeciwnikom legalizacji homoseksualnych małżeństw w Kalifornii. Nawet niektórzy geje zaczęli krzyczeć o braku wolności. I co z tego?

Aktorka opowiedziała na łamach „Rzeczpospolitej” podobną historię z naszego podwórka. Jak wezwano ją do dyrektora macierzystego teatru po jednym ze starć z feministyczno-homoseksualną umysłową bojówką, a tam obok urzędnika oceniała ją jakaś pani w imieniu „środowiska”. Co ja mówię środowiska – w imieniu „dziewczyn”. Szczepkowskiej skojarzyło się to z atmosferą PRL-u. Miała podobną przygodę jako młoda aktorka pod koniec lat 70., kiedy zadawała się za bardzo z Haliną Mikołajską. Wtedy oceniał przedstawiciel PZPR. Skojarzenie to całkiem uprawnione. Powiało grozą.

Z tego punktu widzenia stało się dobrze. Joanna Szczepkowska rozstała się z organem nowej policji myśli. Nie musi być do końca „nasza”, konserwatywna, prawicowa, wystarczy, że myśli samodzielnie.

Ta historia to odpowiedź nie tylko na pytanie o wybory jednej osoby. Daleko nie szukając, mnie rozmaite periodyki zarzucały ostatnio, że się radykalizuję. A to nie ja się radykalizuję, tylko świat wokół mnie się zmienia. Pytania o ludzką wolność zmuszają w pewnych sferach do maksymalnych wyborów. Ci co mówią inaczej, niestety nie mówią prawdy.

Nie wiem, co się stanie z Joanną Szczepkowską. Może ugnie się pod naciskiem, może nie, ma bardzo wiele do stracenia. Jej uwaga o „Wyborczej” jako lewackim organie jest prawdziwa, dzieje się jednak tak, że skrajność powiązana z brakiem elementarnego zdrowego rozsądku staje się normą i masy zacnych, rozsądnych ludzi się z tym godzą. Może historia znakomitej skądinąd artystki, która wzruszała mnie w połowie lat 70. jeszcze w szkole teatralnej grając w sławnych „Trzech siostrach” w inscenizacji Bardiniego uświadomi komuś z tych poczciwców, że można inaczej.

Piotr Zaremba

———————————————————————————————

Wejdź na wSklepiku.pl i sprawdź najnowsze oferty promocyjne na książki!

TU JEST NASZ SKLEP!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.