Dostała skierowanie do szpitala z dopiskiem "pilne". Kazali jej się zgłosić za miesiąc

Fot.youtube.pl
Fot.youtube.pl

Było o włos o tragedii. Dramat państwa Suchodolskich zaczął się w ostatnich dniach marca i trwa do dziś. Eugenia Suchodolska od kilku dni przebywa w szpitalu. Jej stan już się polepszył, ale - jak sama zaznacza - absurdalną sytuację, jaka ją spotkała, mogła przypłacić życiem. Takie rzeczy tylko w polskim szpitalu.

O tym jak ciężko dostać się do szpital ze skierowaniem z dopiskiem „pilne” pisze Głos Wielkopolski. Pan Stanisław Suchodolski w ostatnich dniach marca przyprowadził żonę do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Puszczykowie pod Poznaniem. Pani Eugenia ma 77 lat, była bardzo osłabiona, miała odleżyny i problemy kardiologiczne. Lekarz, specjalista chirurgii ogólnej stwierdził, że pacjentka powinna szybko trafić do szpitala. Lekarz na skierowaniu wyraźnie napisał „pilne”.

A jednak skierowanie nie oznacza przyjęcia do szpitala. Jedna z pań w rejestracji, oglądając skierowanie powiedziała, że kobietę można przyjąć, ale … w maju.

Czuliśmy się tak jakbyśmy zakłócili rejestratorkom święty spokój. Pani, która nas obsługiwała była nieuprzejma. Nie chciała zrozumieć, że z moją żoną jest naprawdę źle -

opowiadał pan Stanisław.

Mimo tłumaczenia, że jego żona potrzebuje natychmiastowej pomocy, pani Eugenii nie przyjęto na oddział. Nie odpowiedziano też dlaczego podważono decyzję lekarza - specjalisty.

Starsza, schorowana kobieta z kwitkiem wróciła do domu. Dzień później straciła przytomność. Jej mąż wezwał karetkę pogotowia, która natychmiast zabrała ją do szpitala. Ratownicy stwierdzili, że kobieta jest w ciężkim stanie i wymaga natychmiastowej pomocy. Badanie wykazało krwawienie z przewodu pokarmowego. Konieczna było natychmiastowe podanie kroplówki, leków i obserwacja. Pan Stanisław uważa, że przez ignorancję pracowników rejestracji mogło dojść do tragedii.

Ordynator chirurgii ogólnej szpitala w Puszczykowie o odesłaniu pacjentki ze skierowaniem z rejestracji nie chce mówić. Za to Jolanta Sielska, rzeczniczka szpitala i Krystyna Dudzińska, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa tłumaczą, że ze strony szpitala nie doszło do żadnych nieprawidłowości.

Za rejestrację odpowiedzialna jest… spółka, z którą szpital nie ma nic wspólnego poza tym, że leczy tych samym pacjentów i znajduje się w tym samym budynku. Przedstawiciele szpitala odcinają się od problemu -

czytamy w gazecie.

Odpowiedzialni za sytuację nie chcą komentować tego, co się stało.

ann/gloswielkopolski.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych